Kochany synuś księżniczka, osobopłciowa Bogdan i ekoseksualne dziecię Kosmosu

Doceniasz tę treść?

Są rzeczy na niebie i ziemi, o którym nawet filozofom się nie śniło. Rozumem ich nie ogarniesz, słów nie ma, by je nazwać. Ba, nie istnieją nawet pojęcia, które można by im przypisać. Mowa nie o fizyce kwantowej, ale oczywiście o nowym zjawisku przyrodniczym polegającym na cudownym rozmnożeniu się płci i orientacji seksualnych. Każdy kto się na ten temat wypowiada w sposób nieprawidłowy, jakże słusznie naraża się na zarzut transfobii, homofobii, czy jakiejśtamfobii, sianie mowy nienawiści oraz tego, czy owego.

 

Spróbuję jednak naszemu nieoświeconemu czytelnikowi przybliżyć jakoś te piękne zjawiska i zaprosić na, jak mógłby powiedzieć Ryszard Petru, ucztę różnorodności. Dla potrzeb opisu stworzę nawet nowe słownictwo i nową gramatykę, bo nasza polska rodzima nie jest dostatecznie postępowa. Podobnie jak nasz ksenofobiczno-zaściankowy słownik.

Zacny nasz zacofany czytelnik zapewne nie uświadamia sobie, że we Francji nie będą już na wywiadówkę chodzili tata, albo mama, tylko rodzic 1, ewentualnie rodzic 2. Parlament przegłosował, że przestarzały model rodzinny wyklucza niektóre dzieci, więc jak wytłumaczył/a Valerie Petit poseł/posłanka trzeba zakotwiczyć w formularzach administracyjnych różnorodność rodzinną dzieci. Jak już Polska znajdzie się na tym samym etapie postępu i rozwoju to z rodzicem 1 zamiast matki nie będzie problemu. Gorzej z tzw. dziadkami. Po francusku, czy angielsku to łatwo – grandparent 1, 2,3,4 i z głowy. U nas tak lekko nie ma. Prawdopodobnie najzgrabniejszą i najprostszą formułą, by uniknąć wstecznego dziadka i wstecznej babci, byłoby przyjęcie określenia rodzic 2 rodzica 1, czy też rodzic 1 rodzica 1 etc.

W Niemczech zaś nie trzeba już być kobietą, czy mężczyzną. Podobnie jest w kilku stanach USA i Kanady. Można zostać iksem. W co bardziej postępowych miejscach nie trzeba nawet tego udowadniać i starać się o homologację, tylko wystarczy oświadczenie, a w odpowiedniej rubryce „płeć inna” wstawią X.

To rozwiązanie zapewne tymczasowe, bo niby co to znaczy inna płeć niż żeńska, czy męska. Powinno być konkretnie, np. non binary, czyli ni to ni sio, albo coś na okoliczność np. wielozmiennopłciowości. Czyli jak np. Bogdan poczuje, że w środę to on jest Krystyna, a w czwartek znowu Bogdan, to przecież nie można kazać mu/jej latać codziennie po urzędach i wypełniać na nowo te rubryki, tylko trzeba przygotować jakieś uniwersalne rozwiązanie. Z pomocą kiedyś przyjdzie nowa technologia. Jak już wszystkie akta stanu cywilnego będą zdigitalizowane to w dobie internetu rzeczy, Bogdan będzie wciskał/a guzik i w dokumentach będzie zmieniał/a się w Krystynę, czy tam kogo w zależności od tego kim akurat danego dnia będzie.

W mediach społecznościowych już szanuje się ludzi i rozróżnia się kilkadziesiąt płci. Są więc bezpłciowcy, mężczyźni zmiennopłciowcy, zmiennopłciowe kobiety, zmiennopłciowi bezpłciowi, dwupłciowcy, wielopłciowcy, płynnopłciowcy (to własnie ów przypadek Krystyny zmieniającej się w zależności od dnia tygodnia w Bogdana, albo w ogóle tracącej płeć w poniedziałek rano), osobopłciowcy (to chyba ma coś wspólnego z tym, że się jest dzieckiem Kosmosu,) wszystkopłciowi. Nie rozgryzłem jeszcze co to dokładnie neutrois bo to nie są jacyś tam zwykli bezpłciowcy i jeszcze paru takich jak FTM i co tam jeszcze, ale nie chcę pozostać w mrokach ciemnoty, więc już niedługo zgłębię temat. Zaczerpnę z krynic mądrości. Tak czy owak, jest już tych płci kilkadziesiąt i bardzo przepraszam, jeśli ktoś poczuł się przez mnie wykluczony, bo pominąłem go w wyliczance.

A teraz jeszcze warto sobie uświadomić możliwe orientacje seksualne. Nie jakie tam prymitywne orientowanie się kobiety na mężczyznę, czy jakiś tam zwykły homoseksualizm. O nie. Wyobraźmy sobie pociąg płynnopłciowego Tadeusza do będącej dzieckiem Kosmosu osobopłciowej Ryszarda, albo wszystkopłciowego Grażyny do wielopłciowego Zofii i wszystkie możliwe kombinacje. Czyż to nie piękne? To jest dopiero różnorodność.

Nadto należy uwzględnić jeszcze tych, którzy odczuwają pociąg seksualny do całego wszechświata, planety Ziemi i roślinności, ze szczególnym uwzględnieniem drzew. Jestem człowiekiem z natury dyskretnym, więc nie badałem jak się to realizuje, ani jaki powinien być zakres ruchów frykcyjnych, tym niemniej w magazynie „Feminist Theory” swe doznania i doświadczenia opisał/a dokładnie niejaka/niejaki Lauran Whitworth. A np. Elizabeth Stephens dziekan/ka Wydziału Sztuki Uniwersytetu Santa Cruz w Kalifornii, namawia do odbywania stosunków seksualnych z Ziemią i organizuje ekososeksualne wycieczki, by odnajdywać miejsca intymne naszej planety, a konkretnie jej łechtaczkę. Według mnie leży ona gdzieś pod Radomiem, ale oczywiście mogę się mylić.

Pan/Pani dziekan/ka nie wyjawia jak uzyskuje pozwolenie planety na seks za obopólną zgodą, ale wierzę, że sobie radzi i nie dopuszcza się gwałtu na Matce Ziemi. Odpowiedź przynosi jej/jemu wiatr, albo rosa o poranku i tęcza. Zacni/zacne ci/te i wrażliwi/wrażliwe ludzie/ osoby kochający/kochające pola, łąki, gniazdo bocianie, listek brzozy, gałązkę olszyny, chrzan i brukiew są ekoseksualistami/ekoseksualistkami.

Ale różnorodność z całą swą różnorodnością, to nie tylko seks, ale też szlachetna rywalizacja sportowa. I tak pewien zapaśniczka Mack Beggs po raz drugi z rzędu został mistrzynią Teksasu. Eliminacje i turniej przeszła jak burza i wygrał wszystkie walki. Mack pewnego dnia stwierdziła, że jest mężczyzną, więc przeszedł odpowiednie przeróbki i zaaplikowała sobie też potężne dawki testosteronu, środków dopingujących etc., by nadrobić 18 lat niesłusznego bycia kobietą. Beggs chciałaby startować z mężczyznami, ale komisja organizująca walki jest mało postępowa i uważa, że skoro urodził się kobietą, to z nimi powinna rywalizować.

Za to Fallon Fox przechodzi odwrotną ewolucję i rodzi się na nowo jako kobieta. Żeby się dobrze wdrożyć walczył z nimi w turniejach MMA. Jednej z nich uszkodziła nawet czaszkę. Cóż, sport i postęp wymagają poświęceń. Na szczęście są też radosne chwile i takich dostąpiła Rachel McKinnon, która został mistrzynią świata w kolarskim sprincie kobiet. W harmonijny sposób połączył ona sport i naukę, więc wykłada filozofię na Uniwersytecie Charleston.

Ostatnio w „Washington Times” ukazał się wzruszający artykuł o pewnej 17-latku, który poczuła, że w jego męskim ciele zamknięta jest skrzydlata dziewczęca dusza. Dzielny młodzieniec postanowiła zerwać więc krepujące go więzy konwenansu i kulturowego konstruktu jakim jest obskurancku rozumiana płeć i został sprinterką. W rodzinnym Connecticut wygrał już wszystkie zawody juniorek, zgarnęła wszystkie nagrody, a nawet pobił rekord stanu w biegu na 60 jardów. Teraz z dumą wraz z koleżanką, która zajął drugie miejsce reprezentować Connecticut w mistrzostwach Nowej Anglii. O tym jak wspaniale jest wyzwolić swą kobiecą duszę z kajdan patriarchatu świadczy choćby to, że taka zwykła, tradycyjna dziewczyna trzymająca się narzuconej społecznie roli w ostatnich zawodach zajęła dopiero trzecie miejsce. Oczywiście pojawiają się siewcy nienawiści, którzy chcą zakwestionować to co osiągnęli te dwie wspaniali dziewczęta, ale ich głos już niedługo wyląduje na śmietniku historii.

Nie wszyscy jednak nadążają za postępem. I tak Izba Rodzinna Sądu Najwyższego Wielkiej Brytanii robi wbrew i wciąż zastanawia się czy pewna Brytyjczyk jest matką, czy ojcem, zamiast uznać, że skoro już urodził dziecko, to chyba jednak jest tatą. A było tak. Owa anonimowa Brytyjczyk leczyła się w klinice płodności, a jednocześnie przerabiała na mężczyznę. 10 dni po tym, jak dostała tzw. Gender Recognition Certificate, czyli homologację na bycie mężczyzną, zaszedł w ciążę i i powił dzieciątko. Teraz słusznie chciałaby, by w akta stanu cywilnego wpisać jej, że jest ojcem, tymczasem sąd wciąż nie idzie mu na rękę i deliberuje.

Na szczęście Wielka Brytania będzie nadrabiać cywilizacyjne zapóźnienie. Już od przyszłego roku szkolnego wprowadzi obowiązkową edukację seksualną w przedszkolach i szkołach. Program został opracowany przez National Children’s Bureau. 11-latki nauczą się np. czym się różni się transseksualizm od transgenderyzmu, a 7-latki o homoseksualizmie. 9-latki będą już wiedziały jak zabezpieczać się, by nie zarazić się HIV-em. W wielu przedszkolach już rozprowadza się bajki opowiadające o murzynku, który lubi zakładać dziewczęce ciuszki. Kochający tatuś mówi do niego „mój ty syneczku księżniczko” a potem się przytulają.

Brytyjczykom trzeba pogratulować jeszcze innego śmiałego konceptu. Te kursy będą obowiązkowe, co oznacza, że rodzice nie będą mogli zabrać z nich dzieci. Nie może być tak, że jakiś opity piwskiem ojciec, czy obżarta smażoną rybą i frytkami matka będzie stawać na drodze szczęścia i harmonijnego rozwoju swego dziecka.

Polska na tle postępowych krajów wypada niestety bardzo blado, żeby nie powiedzieć wręcz dziewiczo. Trudu zaorania dotychczas jałowego ugoru, czy odłogów podjął się co prawda prezydent Trzaskowski, który wprowadza kartę LGBT i i edukację seksualną dla dzieci według najlepszych wzorców WHO, dzięki czemu 6-latki dowiedzą się o przyjemnościach płynących z masturbacji i pożytkach związanych z „zabawą w doktora”, ale to wciąż mało.

Z trudem staramy się choćby dostosowywać język do zmieniającej się postępowej rzeczywistości. Taka np. Krystyna Zachwatowicz z uporem zdziecinniałej staruszki w rozmowie z radiem TOK FM prosiła, żeby nie mówić, iż była powstanką warszawską, tylko powstańcem. Ale i tu są już pierwsze wiosenne jaskółki. Wreszcie doczekaliśmy się, że kobieta może być pediatrką, żołnierką, albo nawet motorówką, stolarką, czy cieśliną jak Św. Józef. W marynarce to nawet może zostać starszą matką jak się dosłuży stopnia starszy mat. To dzięki tym wszystkim dzielnym i światłym kobietom i mężczyznom osobom niosącym kaganiec oświaty i nauki, postęp, nikogo i niczego niewykluczającą miłość i tolerancję kiedyś doczekamy się dnia, że będziemy mieli nie tylko premier Kopacz, ale nawet premierkę Kopaczkę.

Inne wpisy tego autora