Jeszcze rok temu rząd żarliwie, zapewniał nas, że emerytury i nasza przyszłość są bezpieczne w ZUS. Nie wiem czy ktoś to odnowa policzył, czy od początku miał policzone, a teraz uznał, że po wyborach możemy już wpadać w panikę, ale ni stąd ni zowąd słyszymy, że trzeba ratować nasze emerytury. Stąd przyśpieszona ścieżka dla ustawy o odwróconej hipoteki i ponaglenia banków, żeby szybciej wychodziły z ofertą. Stąd cała seria zamkniętych spotkań w kancelariach premiera i prezydenta z ekonomistami, dyskusje w Sejmie i mniej czy bardziej formalne konferencje. Ratujmy.
Z radością poznęcałbym się usiłując odpowiedzieć na pytanie przed czym i przed kim mamy ratować nasze emerytury, skoro rok temu miały być takie bezpieczne? Ale skoro odpowiedź jest oczywista, z miejsca ruszam do programów ratunkowych. Grupa ekspertów pod wodzą Stefana Kawalca przygotowała projekt – „Jak mobilizować dodatkowe oszczędności emerytalne?” I zaraz na wstępie sami sobie odpowiadają – tworząc nowe obowiązkowe ubezpieczenia. Coś w rodzaju trzeciego filaru, tylko obowiązkowe z obowiązkową dopłatą pracodawców i dopłatą skarbu państwa.
To, że ZUS nie będzie w stanie sfinansować nam godnych emerytur, to wiemy od kilkunastu lat. A to, że państwo nie będzie w stanie dalej wspomagać ZUSu, wiemy od kiedy w centrum Warszawy zawisł licznik zadłużenia państwa. Jeżeli coś w tych nowych planach ratunkowych zaskakuje, to chyba tylko to, że nie ma w nich nic nowego. Różne bywają wielkości składek, różnie są nimi obciążani przyszli emeryci i przedsiębiorcy, ale na koniec pozostają zawsze dwie, takie same składowe: obowiązkowy charakter składek i ZUS. ZUS jak organ konieczny do przeżycia gatunku.
Po fatalnych doświadczeniach z OFE, rozmaite grupy kapitałowe, instytucje finansowe i ubezpieczeniowe usiłują ożywić trupa. Wszyscy zdają sobie sprawę, że ciężko będzie wzbudzić entuzjazm Polaków do czegoś, co wygląda jak OFE i co pewnie rząd znowu nam zakosi. Ale też wielu chciałoby wrócić do sutych dywidend. Stąd pomysł obligatoryjności i przerzucenia dodatkowo obowiązku na pracodawcę.
Polski system ubezpieczeń nie jest przygotowany na tsunami demograficzne, które nas czeka. Nieliczni z nas to rozumieją i tworzą własne oszczędności, wykupują ubezpieczenia, złoto, nieruchomości i co tam jeszcze. I jak najbardziej jesteśmy za mówieniem ludziom głośno, a nie na zamkniętych konferencjach, jak wygląda przyszłość ich świadczeń emerytalnych. Działajcie, ratujcie się kto może. Najgorszym wyjściem jest jednak tworzenie kolejnych erzaców, wmawianie ludziom, że z nową obowiązkową składką będą bezpieczni i syci. Nie będą. Dopóki nie nastąpi drastyczna przebudowa systemu wydatków państwa i systemu świadczeń społecznych, te składki jak wszystkie wcześniejsze pochłonie dziura budżetowa.