Ostatnio bardzo modne stało się straszenie wyborców, że jak się na kogoś nie zagłosuje, to „cała władza pójdzie w ręce” – w tym przypadku – PiS.
Straszy zatem Leszek Balcerowicz, że „cała władza pójdzie w ręce PiS”. Ryszard Petru oświadcza, że jak 8% zagłosuje na niego to „cała władza nie pójdzie”, a przed chwilą widziałem mema, że jak „10% zagłosuje na Ruch Kukiza to nikt nie będzie w stanie rządzić samodzielnie”.
Zastanawiam się jaki interes publiczny przemawia za tym, żeby ktoś nie miał rządzić samodzielnie. Czy w interesie publicznym jest na przykład konieczność odpłacania się przez zwycięską partię jakiemuś PSL, Petru, czy Kukizowi stanowiskami, oddaniem w pacht jakichś agencji rządowych? Czy w interesie publicznym jest konieczność zapewnienia 900 miejsc pracy ludziom koalicjanta, którzy dali się „na zająca” powstawiać na listy wyborcze? Plus oczywiście tabunom „aktywu”.
Każda taka „koalicja” kosztuje podatnika miliardy, właśnie z powodu konieczności odpłacania się „koalicjantowi” oraz ustanowienia miękkiej korupcji na skalę masową.
Głównie dlatego jestem za JOW, bo jest to system, który natychmiast i najłatwiej wyłania większość oraz władzę. Zatem jeśli ktoś jest za sprawnym rządzeniem to:
a) nie może być przeciw JOW;
b) nie może być przeciw temu, żeby „władza poszła w jedne ręce”.
Celem wyborów jest wyłonienie rządu i administracji, a nie wyłonienie, nie wiadomo po co, jakiejś „reprezentacji”. Taka reprezentacja może służyć jednemu – korupcji i paraliżowi.