Bulwar z piwem, czyli wygrana, która nie cieszy

Doceniasz tę treść?

Aby ustalić, że na bulwarze można pić piwo polskie sądy potrzebowały około 2 lat. Ale ostateczne rozstrzygnięcie, z punktu widzenia swobód obywatelskich, wcale nie jest najlepsze

 

Warszawski sąd uznał, że Marek Tatała, który celowo dał się zatrzymać z piwem na wiślanych bulwarach w Warszawie i przeprowadził cały (zwycięski!) spór sądowy, nie mógł być ukarany. Uzasadnienie, w maksymalnym uproszczeniu, brzmiało tak: bulwar to nie ulica. Skoro więc w ustawie zakaz spożywania alkoholu na bulwarach nie został wprost zapisany, to wykroczenia nie ma, kary zatem być nie może.

Dobre orzeczenie? Pozornie tak. Faktycznie – absolutnie nie. Oznacza ono bowiem, że gdyby ustawodawca w zapamiętaniu dopisał „bulwary” i inne miejsca, to kara byłaby legalna. Takie podejście sądu daje zatem ogromną swobodę ustawodawcy – każdy mniej lub rozsądny pomysł może Sejm realizować. I jak znam życie, wkrótce jakąś nowelizacji zakaz picia alkoholu na bulwarach zostanie dopisany… Oczywiście pod pretekstem dbałości o bezpieczeństwo.

Jak więc uregulować tę kwestię? Moim zdaniem najlepsze to odejść od rygorystycznego „zakazu spożycia”, bez względu na to jak zostaną opisane przestrzenie, gdzie zakaz obowiązuje. Realne, dobre prawo powinno polegać na karaniu za szkodliwe zachowania pod wpływem alkoholu. Hałasujesz? Mandat. Dewastujesz? Mandat, wyższy niż za hałas. Bijesz się, albo napadasz? Trafiasz do izby wytrzeźwień, izby zatrzymań. Dostajesz solidną grzywnę, albo (w skrajnym przypadku) odsiadujesz wyrok.

Karanie za samo spożycie – to błąd. Argumentów można przytoczyć dziesiątki. Najważniejszy jednak brzmi tak: jeśli sam fakt spozycia jest karany, to nikt spokojny i kulturalny nie zaryzykuje łamania prawa. Pić będą wyłącznie gotowi na konfrontację z policją lub jawnie ją lekceważący. Efekt? Nie popije piwa w parku spokojny obywatel, popije potencjalny huligan.

Niestety, nikt w tę stronę prawa nie zmieni. Głównie dlatego, że to… niewygodne dla policji. Łatwiej udowodnić spożycie, niż fakt dewastowania. Więc wszyscy jesteśmy „skazani” na surowsze, nonsensowne prawo. A że to bez sensu? Nikogo to za bardzo nie obchodzi…

Inne wpisy tego autora

Urzędnik da umowę o pracę? Jest taki projekt

Czy urzędnik będzie decydował o kształcie umowy między przedsiębiorcą a jego współpracownikiem/pracownikiem? Państwowa Inspekcja Pracy chciałaby takich rozwiązań. Osobiście wolę, by spory pracownik–pracodawca rozstrzygał jednak