Jedną z naszych najwiekszych przywar narodowych jest nieumiejętność przegrywania. Między innymi dlatego często nasze porażki przeradzaja sie w klęski.
Tak było na przykład w czasie 2WŚ – elity rządzące II RP – po Teheranie zamiast usiąść razem i zastanowić się jak tą wojnę przegrać najlepiej – wymyśliły obłędną strategię, ze im wiecej przelejemy krwi, tym będzie lepiej – stąd absurdalne tracenie tysięcy najlepszych Polaków w „Wachlarzach”, pod Monte Cassino czy w „Akcjach Burza” – nie wspominając o zagładzie miasta i ludności w Powstaniu Warszawskim.
Spór wewnątrz obozu rządzącego ktoś musi przegrać. I biorąc pod uwagę naszą tradycję oraz kulturę polityczną on przegrać nie będzie potrafił i najprawdopodobniej przegrana zamieni się w klęskę. Kopanie po kostach już było, teraz idzie po kolanach, potem pójdzie dalej…
Czas pokaże czy zmienilismy się choc trochę w tym zakresie – czy tradycji stanie się zadość: klęska zamast porażki. W porozumienie raczej nie wierzę – za duzo w nas płynie warcholsko-watażkowej krwi.
Obceny rząd jest najbardziej ideowo zróznicowanym rządem po 1989 roku – mieszczą sie w nim ludzie, którzy zmieściliby się w gabinecie Władysława Gomułki i ludzie, którzy zmieściliby się w gabinecie Ronalda Reagana. Najrozsądniej byłoby się podzielic i rządzić dalej. Ale politycy sięgają po zdrowy rozsądek, jak juz nie maja żadnego innego wyjścia – jak mawia Robert Gwiazdowski.