W polityce nie ma przyjaźni są tylko interesy. To banał – ale, widzę, coraz częściej lekceważony w imię jakiś mrzonek, marzeń i oczekiwań. Zaczyna nam grozić, że zaczniemy uprawiać politykę księżycową jak rząd londyński.
Przede wszystkim niepokojące jest szerzenie antyniemieckiej i antyukraińskiej histerii. Jedni i drudzy są nam bardziej potrzebni niż my im. Nie twierdzę oczywiście, że trzeba milczeć o sprawach historycznych – ale to nie jest zajęcie dla polityków. Politycy polscy to mogą do woli rozprawiać o relacjach historycznych z Haiti – bo to nie ma żadnych praktycznych konsekwencji.
Egzaltacja z powodu miłych słów Donalda Trumpa w Warszawie, to już trochę przypomina końcówkę II RP – fazę odrealnienia. Gdzie stoją amerykańskie bombowce strategiczne? Amerykańskie okręty z bronią atomową to są na Bałtyku czy na Morzu Północnym? Długo tak można…
Polska ma bowiem tylko 3 realnych sojuszników – w hierarchii ważności:
Niemcy – ich narodowym interesem jest, żeby ewentualna wojna z Rosją rozegrała się na naszych ziemiach, a nie na ich. Dostaniemy pełne wsparcie.
USA – Dokrtyna Moonroe w Europie wyznacza ameryjkańską politykę: niedopuszczenie do powstania Euroazji w Europie, bo mogłaby być w perspektywie silniejsza do Ameryki. Euroazja na dzisiaj to połączenie Niemiec i Rosji. Na pewno będą bronić Niemiec i być może nas.
Ukraina – jest zainteresowana wejściem w struktury zachodnie w tym scenariuszu Polska musi zachować niepodległość – dla nas zaś stanowi bufor, a kiedyś być może będzie przejmie od nas rolę zderzaka, państwa buforowego, miękkiej części Zachodu. Na dzisiaj będą się bić, tak jak zresztą już biją się w Donbasie.
3 kolejnych potencjalnych sojuszników to Rumunia i Szwecja, które – o ile w ogóle dojdzie do wojny – znajdą się w podobnym położeniu do nas i będą naszym naturalnym sojusznikiem oraz Białoruś – Łukaszenka nie będzie wieczny: zatęsknią kiedyś za innym światem i musimy być na to gotowi i mieć to w swoich celach.
Wojna jest oczywiście mało prawdopodobna – tyle, że ze strategiami jest jak z umowami biznesowymi – nie pisze się ich na czas jak jest dobrze, tylko jak jest żle.
Mam wątłą nadzieję, że szaleństwo osłabnie, a przede wszystkim nie będą w nim brali udziału politycy, bo jest to sprzeczne z polską racją stanu.