Jedną z głównych przeszkód utrudniających skok cywilizacyjny Polski jest podział naszego kraju na dwa mniejsze. Jeden jest realny, drugi urzędniczy. Najgorsze jest to, że drugi nie rozumie pierwszego.
Jedna z najbardziej luksusowych marek na świecie organizuje miły luksusowy lunch w jednej z najlepszych warszawskich restauracji. Miłe rozmowy o dzieciach i pogodzie powoli przechodzą w rozważania o sytuacjach na poszczególnych światowych rynkach. I tak na przykład w Chinach sprzedaż załamała się, bo rząd na poważnie wziął się za walkę z korupcją i praniem brudnych pieniędzy. Bogaci Chińczycy jak ognia unikają więc ostentacji, a więc w pierwszej kolejności zrezygnowali z luksusu. O tym, że bardzo obiecującym rynkiem jest Europa Środkowa, bo rozwija się szybko i systematycznie.
Wreszcie zagraniczni menedżerowie, niby mimochodem, przechodzą do kluczowej dla nich kwestii: próbują dowiedzieć się, o co chodzi obecnemu rządowi w Warszawie. Nie wierzą swoim gazetom, bo doskonale wiedzą, jakie są sympatie dziennikarzy. Nie interesuje ich walka o Trybunał, demonstracje opozycji czy zarzuty o łamanie zasad demokracji w Polsce. Spędzili tu już kilka dni i są naszym krajem zachwyceni – bezpieczeństwem na ulicach, dobrą kuchnią, rozwojem infrastruktury, poziomem naszych kadr, pracowitością Polaków i ich ogólną życzliwością. Dość szczegółowo dopytują o zniesienie podatku od luksusowych aut, o ulgi podatkowe dla inwestorów, o wspieranie firm tworzących nowe technologie. To jest dla nich prawdziwy wyznacznik perspektywy rozwoju kraju.
Tego samego dnia mam okazję rozmawiać z osobą odpowiedzialną za przyznawanie ogromnych pieniędzy na innowacje. Człowiek o dużej kulturze osobistej i wysokim poczuciu obowiązku opowiada, że od dobrych paru miesięcy stara się ucywilizować zasady weryfikacji podmiotów, które mają otrzymać wsparcie. Nie chodzi o jakieś wyszukane metody, ale wprowadzenie przepisów pozwalających szybko wyeliminować większość nieuczciwych firm, wyłudzających dotacje. Zasada wydaje się oczywista w prywatnym biznesie – klienta trzeba sprawdzić w sposób najbardziej przyziemny. Zobaczyć na własne oczy, czy firma istnieje. Jaka jest jej siedziba, jakie ma laboratoria, linie produkcyjne, pracownie itp. W rozwiniętych krajach w ten sposób eliminuje się ponad 90 proc. oszustów. W Polsce urzędnicy mówią: wystarczy pracować na dokumentach.
Efektem złej weryfikacji jest to, że każdego roku kilkanaście podmiotów wyłudza dotacje warte przynajmniej kilkaset milionów złotych. Do akcji muszą więc wkroczyć służby, które sprawdzają wszystkich – uczciwych i nieuczciwych. Podejrzani są przecież wszyscy Skutek tej polityki jest taki, że firmy wolą nie brać ekstra pieniędzy na rozwój, bo nie chcą być potem pod lupą CBA, ABW, policji, prokuratury i skarbówki. Po prostu lepiej nie kusić losu.