Bunt Medyków

Doceniasz tę treść?

Protest medyków politycy starają się wykorzystać do politycznych celów – zarówno rząd, jak i opozycja.

Rząd sekuje kolejną grupę zawodową bo przecież pewnie każdy ma w rodzinie kogoś, kto jest niezadowolony z lekarz, który go leczył. Część jest słusznie niezadowolona, część jest niezadowolona subiektywnie, bo ludzie w Polsce mają generalnie większą tendencją do narzekania niż gdzie indziej. Rząd więc wychodzi z założenia, że sekując lekarzy więcej głosów zyska niż straci – a przecież to tylko (albo aż) o głosy chodzi. Z kolei opozycja słusznie doszła do wniosku, że lekarze mogą zdobyć większą sympatię niż ma opozycja, więc się wzięli za obronę lekarzy, choć to przecież nie przez ostatnie dwa lata za rządów PiS sytuacja lekarzy uległa jakiemuś gwałtownemu pogorszeniu.  Sytuacja w tak zwanej „służbie” zdrowia jest zła właśnie dlatego, że to jest „służba”. A służba to raczej jest „wojskowa”. Powszechny, organizowany przez państwo system opieki medycznej może być zorganizowany zdecydowanie bardziej efektywnie.

Dlaczego zatem nie jest? Daniel Kahneman dawno udowodnił, że nasz umysł zbudowany jest tak, żeby nas oszukiwać. Wiec nie tylko dajemy się oszukiwać politykom i różnym beneficjentom ich działań ale oszukujemy sami siebie. Nasz umysłowy „System 1”  jest szybki, intuicyjny i emocjonalny. „System 2” jest wolniejszy, działa w sposób bardziej przemyślany i logiczny, ale ciężej nam jest go uruchomić.

A jakbyśmy tak przez chwilę przestali się instynktownie i automatycznie kierować Systemem 1 i włączyli System 2, to co dostrzeżemy? Dostrzeżemy bezsens tak zwanego „systemu ubezpieczeń społecznych” którego jednym z dwóch najważniejszych elementów – obok ubezpieczeń emerytalnych – są ubezpieczenia zdrowotne. Z tym tylko, że nie są to żadne „ubezpieczenia”. Niestety dajemy się oszukiwać, że są. Co więcej – oszukujemy w tym sami siebie. Protestujemy, na przykład, przeciwko równym emeryturom – bo przecież „płacimy składki w różnej wysokości”. I ten argument jest bardzo poważnie traktowany. Ale przecież tych, którzy płacą więcej od innych jest garstka. Zdecydowana większość pracujących ma bowiem zarobki w takim przedziale wysokości, że różnica w płaconej przez nich składce jest minimalna. A ci, którzy zarobki mają zdecydowanie wyższe, mają i tak ograniczoną wysokość składki – płacą je tylko od wynagrodzenia, które odpowiada kwocie 30-krotności prognozowanego przeciętnego wynagrodzenia miesięcznego w gospodarce narodowej na dany rok kalendarzowy. Więc różnice wysokości przyszłej emerytury, wynikające z różnic w wysokości płaconych składek, wynikających z kolei z różnic w wysokości wynagrodzenia będą symboliczne.

Z drugiej strony wysokość składki na ubezpieczenia zdrowotne też zależy od wysokości wynagrodzenia. Ale przecież ci, którzy płacą więcej nie mogą się szybciej dostać do lekarza i wcale się tego nawet nie domagają. Gdzie konsekwencja? Albo z czego wynika niekonsekwencja?

Emerytury są świadczeniem pieniężnym, a usługi medyczne – rzeczowym. Pierwsze są stałe (po osiągnięciu określonego wieku), drugie okolicznościowe („na okoliczność” choroby). Ale skoro pobieramy co miesiąc pieniężne świadczenie emerytalne i zamiast odpowiedniej porcji owsianki od państwa kupujemy tę owsiankę, to dlaczego nie możemy w podobny sposób zapłacić lekarzowi tylko nie przy pomocy gotówki, lecz karty ubezpieczeniowej?

Państwo może przecież zorganizować system powszechnych zabezpieczeń (to właściwsze słowo od ubezpieczeń) zdrowotnych i emerytalnych wykorzystując efekt skali. Wysokość emerytalnych świadczeń pieniężnych nie musi być zróżnicowana – tak samo jak w przypadku zdrowotnych, a rzeczowe świadczenia zdrowotne nie muszą być realizowane przez państwo, a mogą być przez państwo finansowane – tak, jak są finansowane świadczenia emerytalne. Ale chyba wcale nie chodzi o to, żeby było prosto.

Inne wpisy tego autora