Drodzy ekonomiści

Doceniasz tę treść?

Drodzy ekonomiści, zwłaszcza ci, którym tak bardzo nie przypadło do gustu moje naśmiewanie się z „przedsiębiorczego państwa” Pani Profesor Mazzucato, zwolennicy interwencjonizmu państwowego, który uważacie za lepszy od wolnego rynku – ergo drodzy zwolennicy PiS, bo przecież PiS interweniuje w rynek, więc powinniście być zadowoleni.

Ekonomistą nie jestem. Jestem adwokatem. Jak Was zamknie tak uwielbiane przez Was państwo, za niewinność, co się często zdarza, choć Wy macie nadzieję, że nie zdarzy się Wam – być może dzięki temu, że tak bardzo to państwo wspieracie – będę bronił Waszej wolności. Dziś bronię jej przed Wami i Waszymi teoriami ekonomicznymi, które ograniczanie wolności uzasadniają.

Przyzwyczaiłem się, że  mnie nie lubicie, bo Wam nie chcę oddawać coraz więcej moich pieniędzy. I jeszcze się musze z tego tłumaczyć. Kiedyś mnie nawet tacy jedni okradli. Ale to byli honorowi bandyci, bo jednak coś tam ryzykowali – jakbym ich rozpoznał mógłbym po nich przyjść z kolegami, albo z policją.

Wasz model biznesowy jest inny. To Wy wysyłacie do mnie policję. Możecie z niej korzystać bo wcześniej udało się Wam przekonać większość ludzi, że jak pozwolą Wam kraść moje pieniądze „w majestacie prawa”, to coś im tam odpalicie, a ja pójdę siedzieć, jak się będę uchylał od „opodatkowania”. Może nawet wśród tej większości są ci, którzy mnie kiedyś okradli? Słowo „opodatkowanie” wobec tego, do czego się odnosi, to jak słowo „liberałowie” w odniesieniu  do tych, którzy to „opodatkowanie” dziś wprowadzają.

Więc pozwólcie sobie wyjaśnić – państwo nie ma nic, czego wcześniej by nie odebrało ludziom. Nie „inwestuje” nic „swojego” bo nic „swojego” nie ma. Nie tworzy żadnych innowacji – tworzą je ludzie.

Czterysta lat temu Hiszpania, zalewana powodzią kruszców z kopalń w swoich koloniach, była tak zamożna, jak dzisiaj jest Arabia Saudyjska. Nie udało jej się jednak osiągnąć prawdziwego bogactwa i wkrótce popadła w stagnację, podczas gdy w pozornie biedniejszych częściach Europy przemysł święcił triumfy. Prawdziwym bogactwem nie jest bowiem skutek, z którym zetknęły się kraje zasobne w surowce, lecz przyczyna, ujawniająca się od stuleci, na przykład, na dość jałowych wyspach w rodzaju Wielkiej Brytanii. Bogactwo ucieleśnia się w rzeczach, ale jest wytwarzane przez umysł. Wiara i wyobraźnia są najważniejszymi zasobami kapitałowymi w rozwijającej się gospodarce. Bogactwo jest w większym stopniu produktem umysłu niż pieniędzy. „Majątek może topnieć, lecz umysł i wola potrafią momentalnie błysnąć przed niezdecydowanym tłumem, rozpalić niebo swoimi wizjami i spowodować ich wcielenie w krzem i cement zanim zgromadzą się konkurenci. Najlepsze, najbardziej władcze, najbardziej oryginalne i najbardziej giętkie umysły stanowią najtrwalsze złoto” – twierdzi, i słusznie, George Gilder. Tylko jednostki mogą być tak oryginalne. Instytucje unikają ryzyka, niesprawdzonych lub niemodnych idei. Nie mogą sprostać zadaniu tworzenia nowej wiedzy i nowego bogactwa. „Jeden przedsiębiorca z energią, zdecydowaniem i charyzmą może obrócić 400.000 dolarów w małą fortunę dla siebie i złotą żyłę dla gospodarki, podczas gdy agencja rządowa zwykle potrzebuje 400.000 dolarów na samo otworzenie biura”.

Podobno Internet został stworzony przez Agencję Zaawansowanych Projektów Badawczych. Jakby jej nie było, nie byłoby Internetu! Lecz Agencja ta działała za pieniądze wcześniej odebrane ludziom. Co więcej, doprowadziła do opracowywania bezużytecznej wersji Internetu – podobnie jak bezużyteczna była kiedyś ropa naftowa, dopóki ludzka pomysłowość nie zrobiła z niej pożytku.

Jak działa państwo pokazuje „Wioska Eleonory” w Arthurdale stworzona w ramach polityki „Nowego Ładu” przez Prezydenta Franklina Delano Roosevelta za namową żony – stąd nazwa. Klęska tego przedsięwzięcia – podobnie jak innych przedsięwzięć rządowych – nie wzięła się stąd, że wszyscy urzędnicy to złodzieje, czy idioci czy jedno i drugie na raz. Przedsięwzięcia rządowe finansowane są bez względu na ich efektywność! Do rozwoju swoich pomysłów przedsiębiorstwa potrzebują kapitału. Ale państwo go nie dostarcza! Ono o niego konkuruje! Dodajmy, że konkuruje nieuczciwie. Odbiera kapitał jednym i daje drugim bez względu na stopę zwrotu. Może szastać pieniędzmi. Czasami tym, którzy kapitał ten otrzymali do własnej dyspozycji coś się rzeczywiście udaje. Ale Wy od razu wyciągacie z tego wniosek, że gdyby nie państwo, tego czegoś by nie było. A może jednak by był? Może później, ale za to taniej? Może mniejsza ilość zużytego kapitału byłaby warta więcej niż większa ilość zużytego czasu?

Ludzie utworzyli państwa nie po to by „inwestowały” tylko po to, by się wspólnie bronić przed wrogiem zewnętrznym i wewnętrznym. Nie po to, by to ich państwo zostało „właścicielem zasobów naturalnych”, które znajdują się na terenie zasiedlonym przez tych ludzi! Te zasoby wydobywa z ziemi nie „państwo”, tylko ludzie. Widzieliście na jakiejś platformie wiertniczej albo w kopalni jakieś „państwo”? Nawet żadnego ministra finansów reprezentującego to mityczne państwo tam nie widzieliście! Zresztą to, co dziś jedni ludzie wydobywają z ziemi, inni nauczyli się kiedyś wykorzystywać, a jeszcze inni do dziś to robią. Bez tych ludzi te „zasoby naturalne” byłyby nic nie warte!

Ale poza kontraktualną teorią genezy państwa jest też teoria podboju – jedni podbili drugich i kazali im płacić na utrzymanie siebie. I to jest teoria socjalistów. Kiedyś, żeby dokonać podboju, trzeba było siły. Dziś trzeba mieć po swojej stronie większość wyborców. A głosują w wyborach nawet złodzieje skazani i osadzeni w zakładach karnych. Nie słyszałem żeby ktoś ze zwolenników progresji podatkowej się oburzył z tego powodu. Oburzają się na tych, którzy unikają opodatkowania. Już nawet nie tylko na tych, którzy uchylają się od opodatkowania wbrew prawu, które zwolennicy grabieży w majestacie prawa uchwalili, nazywając ją opodatkowaniem. Oburzają się także na tych, którzy unikają opodatkowania wykorzystując legalnie przepisy prawne, które tamci nieudolnie uchwalili – bo oni nawet przepisów podatkowych nie potrafią uchwalić tak, żeby nie można było ich legalnie obejść. Więc straszą więzieniem tych, którzy je obchodzą. Ostatecznie złodzieje, którzy mnie okradli, też mnie nie pobili. Tylko zagrozili, że pobiją.

Zaraz zaczniecie pisać o autostradach po, których mogę jeździć i innych dobrodziejstwach których by nie było, gdyby nie państwo. Jestem skłonny do zawarcia z Wami kontraktu – ile wspólnie wydamy na te autostrady, na szkoły dla Waszych dzieci i świadczenia medyczne i z czego. Jestem nawet skłonny dać na to więcej od Was. Proporcjonalnie do naszych dochodów. Zapewne znacie teorię przetargów? Potargujmy się! Tylko przypomnę, że wartość „groźby” występującej w przetargu jest kategorią ekonomiczną. Bo zdaje się, że tak, jak grabież nazywacie „opodatkowaniem”, tak pojęcie „groźby” bierzecie z kolei dosłownie. Nie oznacza ono w ekonomii, że strona, która nie przystąpi do kontraktu zostanie pobita, albo osadzona w więzieniu.

Inne wpisy tego autora