Kryzys rządowy w Niemczech – znowu przypadek

Doceniasz tę treść?

Przez ostatnie dwanaście lat Angela Merkel była uznanym antidotum na wszystkie choroby Europy. Jej talent polityczny, spokój wewnętrzny i zdrowy rozsądek miały być odpowiedzią na kolejne wstrząsy, kryzysy i zwątpienia, których źródeł, euro-elity zawsze upatrywały na zewnątrz. Niemiecka lokomotywa gospodarcza, silna reformami Shroedera, wyciągała kolejne państwa z recesji, a samych Niemców napawała dumą ze swojej kanclerz. Nic dziwnego, że politolodzy dawali Merkel pewną wygraną w sierpniowych wyborach.

Wygrać wygrała, ale nie było to spodziewane zwycięstwo. Koalicja CDU-CSU zdobyła zaledwie 33 proc. głosów. Najgorszy wynik od 1949 roku. SPD najpotężniejsza socjaldemokratyczna partia w Europie dostała 21 proc. Dwie największe partie gwarantujące stabilność polityczną Niemcom po II Wojnie Światowej razem miały zaledwie 50 proc.

To historycznie niski wynik. Równie zaskakujący co Brexit w Wielkiej Brytanii, Kaczyński w Polsce czy Trump w Ameryce. Równie bolesny policzek dla szeroko rozumianego establishmentu – koalicji mediów, polityków i korporacji. Mądrych głów od lat niezmiennie tłumaczących nam świat i przepowiadających naszą przyszłość. Nawet dziś, kiedy żadna z ich prognoz się nie ziściła, są pełni prostych odpowiedzi. Konsekwentnie odsuwają od siebie wszelką odpowiedzialność. Kiedy naród za narodem, wystraszony niepewnością ekonomiczną, rosnącymi antagonizmami i egoizmem silniejszych sąsiadów, zaczyna szukać schronienia w tradycjach narodowych, mówią o odradzaniu się faszyzmu. Bez najmniejszej próby refleksji co do przyczyn i źródeł radykalizacji nastrojów. Każdy przejaw nieufności wobec euro-elit, beztroskich urzędników wolnych od jakiejkolwiek kontroli wyborców i trosk materialnych, pogardliwie nazywają populizmem. O ironio, zapominając o pierwotnym znaczeniu słowa, o rządach z woli ludu, których są zaprzeczeniem. Wyniki kolejnych wyborów, niezgodnych z konsensusem elit, uważają za efekt zbiorowej manipulacji, zamroczenia. Dziś, za kryzys polityczny w Berlinie gotowi winić każdego, od Trumpa po Putina. Najmniejszej próby refleksji nad trzema największymi w ostatnich latach projektami – idee fixe Angeli Merkel, które w rzeczywistości były historyczną porażką z konsekwencjami wciąż trudnymi do przewidzenia w przyszłości.

Pierwsza to euro – wspólna waluta, która miała dopełnić historycznej integracji, a w rzeczywistości doprowadziła do najsilniejszych podziałów w Europie od końca Drugiej Wojny Światowej. „Sztuczna waluta” – jak mówiła Margaret Thatcher – „która służąc najsilniejszym, zrujnuje najbiedniejsze narody”.  Program  ratowania strefy euro załamał gospodarki Irlandii i państw południa, doprowadził do zubożenia pięciu narodów Europy, ale co gorsza obudził demony protekcjonizmu. Zdemolował wspólny rynek usług, rynek pracy, nie mówiąc o zawiściach i odradzających się anty-niemieckich antagonizmach.

Drugi wielki projekt Merkel to rewolucja klimatyczna. Po japońskiej katastrofie w 2011 Merkel autorytarnie zdecydowała o zamknięciu elektrowni atomowych. Jedynego źródła czystej energii. Niemcy w przeciwieństwie do Japonii nie są rejonem zagrożonym trzęsieniami ziemi a mimo to, z dnia nadzień, kraj w strefie zmiennego klimatu i częstych zachmurzeń postanowił być światową stolicą energii słoneczno-wiatrowej. W rezultacie Niemcy są dziś największym importerem „brudnego” węgla w Europie, którym łatają dziury energetyczne po atomie. Gospodarstwa domowe płacą najwyższe rachunki za prąd na świecie subsydiując w ten sposób przemysł, który w innym razie by już pewnie zbankrutował. W nadziei na odzyskanie miliardów wpompowanych w technologię odnawialną Merkel stara się wymusić na innych państwach UE równie absurdalne standardy i import niemieckich urządzeń. Równolegle zabiega o kolejny rosyjski gazociąg, lekceważąc przy tym bezpieczeństwo energetyczne Polski, państw Bałtyckich i Ukrainy, uzależniając się od putinowskiej Rosji.

Trzecie, najmłodsze dziecko Merkel to imigracja. Merkel, bez konsultacji z innymi przywódcami Unii 15 sierpnia 2015 roku oznajmiła, że każdy kto szuka schronienia w Europie będzie mile widziany. Dziś twierdzi, że  miała na myśli tylko syryjskich uchodźców, ale w praktyce Europę zalały dwa miliony zbłąkanych ludzi od Birmy po Sudan. Po drodze stając się łatwym łupem dla organizacji przestępczych, narażając siebie i życie dzieci na niebezpieczną przeprawę przez morze. Praktycznie żaden kraj z tych, które poszły za przykładem Merkel nie zdołał zasymilować ludności napływowej. Dla niektórych był to szok jakiego mieszkańcy Szwecji, Norwegii, Danii nie doznali od stuleci.  W Niemczech, cytaty z mędrców tłumaczących nam posunięcie Merkel jako geniusz polityka patrzącego w przyszłość i przewidującego brak rąk na rynku pracy,  stały się pośmiewiskiem i kanwą ostatnich wyborów. Gwałty, rozruchy uliczne, ludzie koczujący na chodnikach, haracze – to realia dnia codziennego, często ukrywane przez establishmentowe media, czujące się w obowiązku kłamać w imię wyższych racji.

To te trzy wielkie projekty a nie jakieś zbiorowe zamroczenie spowodowały, że narodowa alternatywa dla Niemiec i neo-komuniści uzyskali tak dobry wynik, a pozostałe partie SPD FDP i Zieloni nie widzą sensu na porozumienie. Nie ma nic magicznego w odradzaniu się sentymentów narodowych w Europie, nie ma nic zaskakującego w brytyjskim referendum, w ostatnich wyborach w Austrii, Czechach. Nie ma nic na co euro-establishment ciężko by przez ostanie lata nie zapracował.

 

Inne wpisy tego autora

Niszczenie pomników to przykład ekoterroryzmu

– W ostatnim czasie obserwujemy ruchy aktywistów w całej Europie i takie zachowania przenikają także do Polski – mówił Tomasz Wróblewski w programie „Punkt Widzenia”

SKĄD STRACH PRZED ŚWIATEM? #WWR177

#177 Podcast Warsaw Enterprise Institute – Wolność w Remoncie Czasem drobne rzeczy potrafią wybić nas ze złudzeń normalności. Tomasza Wróblewskiego do nowego sezonu natchnął raport