Jeden z moskiewskich sądów rejonowych wydał właśnie (13 kwietnia) postanowienie o zablokowaniu w Rosji dostępu do najpopularniejszego tam messengera – Telegram. Cała sprawa ciągnie się od ponad pół roku, ale teraz najwyraźniej władze, postanowiły przyspieszyć. Adwokaci firmy w postępowaniu nie uczestniczyli, bo jak powiedział jej założyciel Paweł Durow, popełniono w trakcie dochodzenia tyle błędów i nadużyć, że obecność adwokatów tylko dodawałaby powagi tej, jak się wyraził, „farsie”. O co w niej chodzi? Otóż Telegram jest stworzoną w Rosji, ale już międzynarodową firmą (w marcu wg jej danych miał 200 mln aktywnych użytkowników na świecie), która chce konkurować z potentatami na rynku (WhatsApp czy Skype) tym, że rozmowy uczestników platformy są szyfrowane i nie mogą być, jak sama firma dowodzi, podsłuchiwane. I to właśnie nie spodobało się rosyjskim służbom specjalnych, bo ich zdaniem taki Messenger to idealne narzędzie dla terrorystów. Władze zażądały wydania kodów, a kiedy firma odmówiła, rozpoczęły postępowanie przed sądem, a wczoraj, zażądały, aby zablokować platformę „od zaraz”.
Trudno nie łączyć decyzji moskiewskiego sądu z rozkręcającą się właśnie spiralą antyrosyjskich sankcji i przygotowywanych przez Kreml „adekwatnych odpowiedzi”. Amerykańskie sankcje przyczyniły się do obniżenia kursu rubla (najniższe poziomy od 2016 roku) oraz kolejek przed moskiewskimi kantorami. Władze uspokajają sytuację, dowodząc, że w dłuższej perspektywie stabilność powróci, ale najwyraźniej zwykli Rosjanie wiedzą swoje i na wszelki wypadek wolą zamienić swe rublowe oszczędności w coś pewniejszego. Rosyjscy oligarchowie, którzy sporo na przecenie akcji swych przedsiębiorstw stracili, już zwrócili się o pomoc do rządu i premier Miedwiediew obiecał, że ją otrzymają. Mówi się o specjalnych, preferencyjnych kredytach i być może z tego właśnie powodu szereg rosyjskich banków właśnie obniżyło oprocentowanie depozytów. To też nie skłania Rosjan do trzymania w nich swoich pieniędzy. Tym bardziej, że amerykańskie Ministerstwo Finansów zapowiada kolejne kroki – wpisanie na listę firm objętych restrykcjami największych rosyjskich banków oraz ograniczenia w możliwości plasowania rosyjskich rządowych papierów dłużnych.
Teraz rosyjska Duma przygotowuje kontr-sankcje (projekt jest w Dumie). Skala importu amerykańskich towarów do Rosji jest tak niewielka, że w praktyce, zdaniem tamtejszych ekonomistów moskiewska „adekwatna odpowiedź” może ograniczyć się jedynie do próby pozbawienia Rosjan Bourbona czy Coca-Coli. No i oczywiście pozostaje jeszcze McDonald’s.
Ale poważnie na sprawę patrząc, rosyjscy ekonomiści są zdania, że właśnie, niezależnie od wysokich cen na eksportowane przez Rosję węglowodory, umiera marzenie o przełamaniu ekonomicznej stagnacji. Bardziej prawdopodobnym jest dziś to, że Rosja podąży drogą objętego przez lata sankcjami Iranu, w którym ludzie, co prawda nie umierali z głodu na ulicach, ale, który zważywszy na bogactwa naturalne i potencjał jego obywateli, przez ostatnie dziesięciolecia rozwijał się dużo poniżej swoich możliwości.