Jak wyjść z impasu imigracyjnego w relacjach z UE

Doceniasz tę treść?

Analiza WEI na temat kryzysu migracyjnego w Unii Europejskiej: istota, skutki, rekomendacje

Europejska polityka Polski znalazła się w potrzasku. Nadarza się okazja, żeby zamknąć przynajmniej jeden palący front. Polityka imigracyjna. W kontekście przemian zachodzących w Europie spór zaczyna być bezprzedmiotowy. Możemy się z tego wysupłać i skoncentrować na poważniejszych kwestiach gospodarczych. Musimy jednak wyzwolić się z dotychczasowej narracji i zaproponować nowy pozytywny program.

Dziwna ta nasza Unia, w której każde kolejne wybory to potencjalny kryzys. Cały poprzedni rok Bruksela panikowała przed wyborami w Holandii, Francji i w Niemczech. O tych ostatnich wciąż nie wiadomo co myśleć, a teraz jeszcze doszła Austria i jej skrajnie prawicowy rząd. Pamiętajmy, że to wszystko dopiero początek roku, bo przed nami jeszcze głosowania we Włoszech, Czechach, na Węgrzech i w Szwecji. Wszędzie, jeżeli wsłuchać się w lokalne media, populiści zagrażają liberalnej demokracji na której zbudowana została Unia Europejska. Jak to możliwe, że wolne wybory – istota demokracji stała się najpoważniejszym zagrożeniem dla unijnych instytucji stworzonych dla obrony demokracji?

Demokratyczności unijnych instytucji poświęciliśmy ostatnio w WEI odrębną analizę, więc nie będę się tu powtarzał. Warto natomiast przyjrzeć się temu, co konkretnie, tak dramatycznie, dzieli rosnącą rzeszę wyborców w Europie z europejską wizją Komisji Europejskiej.

Europa zakładnikiem imigrantów

We wszystkich nadchodzących wyborach europejskich umysły rozgrzewać będzie jeden i ten sam temat – imigracja. Cztery różne narody, cztery różne systemy elektoralne, różne doświadczenia historyczne, cztery, w większości dobrze prosperujące gospodarki i jeden dominujący temat. Z różnym nasileniem, ale we wszystkich państwach wspólnoty, włącznie z tymi, w których jak w Polsce, zjawisko praktycznie nie istnieje, pytanie co zrobić z pęczniejącym problemem imigracji stało się elementem gry politycznej. Co zrobić z tymi, którzy już się tu przedostali z Afryki i Azji, a nie potrafią się zaadaptować i co zrobić z tymi, którzy dopiero zjadą ? Z rodzinami nielegalnych imigrantów i setkami tysięcy tych, którzy tylko czekają na swoją sposobność. Napór migracyjny ludzi porzucających upadłe państwa, niemających nic do stracenia i szturmujących bogatszy kontynent, będzie tylko narastał, a z nim akumulować będą się problemy polityczne Europy. Zarówno te wynikające z kosztów wzrostu przestępczości, jak i z rosnących w siłę skrajnych nacjonalistycznych ugrupowań.

Jak na razie Komisja Europejska, w charakterystycznym dla siebie stylu, koncentruje się wyłącznie na gaszeniu pożarów i niesieniu pomocy samym imigrantom. Zwykle są to reakcje na alarmistyczne doniesienia mediów, a to o tragediach rozgrywających się na morzu, a to w obozach w Libii czy we Włoszech. Sporadyczne działania mające wyciszyć problem kończą się często pogorszeniem sytuacji. Tak jak w wypadku włoskich obozów gdzie spory zastrzyk niekontrolowanych pieniędzy dla operatorów obozów spowodował, że opiekę nad uchodźcami przejęły mafie. Z kolei pieniądze po cichu sączone do rozmaitych paramilitarnych grup w Libii, ograniczyły przerzut imigrantów do Europy, ale stworzyły nowe groźne zjawisko wykorzystywania imigrantów przez afrykańskie bandy do niewolniczej pracy.

Komisja Europejska konsekwentnie jednak unika istoty problemu jakim jest całościowe rozwiązanie problemu. Nie tylko pomocy imigrantom i ochrony ich przed rosnącą niechęcią rodowitych mieszkańców, ale też rodzimej ludności, która płaci ogromną cenę w postaci pogarszającej się jakości świadczeń publicznych i rosnącej przestępczości. Obie strony są tu ofiarami i obie strony zbywane są mocno zideologizowaną retoryką o europejskich wartościach.

Trzeba przyznać, że debata jest dziś mocno utrudniona. Zarówno w czterech państwach w których wkrótce odbędą się wybory, jak i w tych, gdzie już się odbyły. W tym w Polsce. Wszelkie próby racjonalnego dialogu, z jednej strony blokuje politycznie poprawna narracja nakazująca bezmyślnie otwieranie granice przed każdym kto chce się tu dostać, niezależnie od ich miejsca pochodzenia i przeszłości kryminalnej, nie mówiąc o przydatności do życia w społeczeństwie. Z drugiej strony, mamy równie bezrefleksyjny sprzeciw wobec jakiejkolwiek imigracji, niezależnie od wykształcenia, zawodu i gotowości do asymilowania się w nowym kraju.

Po trzech latach od wybuchu kryzysu migracyjnego wiemy już, że dalsze pozostawianie problemu samego sobie jedynie eskaluje napięcia polityczne. Konflikt sam się nie chce rozwiązać. Z kolei monotonne moralizowanie i oskarżanie przeciwników imigracji o rasizm, faszyzm, bigoterię jest co najwyżej samospełniającym się biadoleniem. Wzmacnia skrajnie nacjonalistyczne sentymenty i zwiększa przepaść dzielącą nowo wybierane rządy od mianowanych i wolnych od społecznej kontroli urzędników Unii. Nic dziwnego, że każde kolejne wybory w Europie jawią się liberalnym demokratom jako potencjalny kryzys i zagrożenie dla przyszłości Unii. Doszliśmy do absurdalnego miejsca, gdzie obie strony wzajemnej się nakręcają w swojej wrogości. Rzecz tylko w tym, że to co dla ideologów unijnych jest grą pryncypiów, dla nas może się skończyć zalewem fali skrajnego nacjonalizmu, wrogości i jeszcze głębszych podziałów między narodami.

Nowy fenomen wymaga nowych rozwiązań

Zachodni świat znalazł się w nowym dla siebie środowisku. Od ostatnich najazdów tureckich, 300 lat temu, do końca pierwszej dekady XXI wieku, w Europie nie istniał problem inwazji kulturowej. Mieliśmy migrację zarobkową i okazjonalne grupy uchodźców przyjmowane przez poszczególne kraje ze względów humanitarnych. Z uwagi na ograniczoną skalę, obie grupy dość szybko udawało się asymilować. Oczywiście, ktoś może przypomnieć zmasowaną migrację ludów po II Wojnie Światowej, gdzie faktycznie kilka milionów ludzi przemieszczało się i zostało zmuszone do pozamieniania się ziemiami. I te doświadczenia faktycznie zostawiły po sobie blizny do dziś w całej Europie Środkowej z Niemcami włącznie.

Europa nie miała jednak do czynienia z czymś tak przemożnym i oddziałującym na życie codzienne całych narodów. Potężną falą przybyszy nieprzystosowanych do funkcjonowania w zachodnim społeczeństwie czy wręcz nastawionych na wywracanie lokalnych norm obyczajowych do góry nogami. Dawne procedury postępowania z uchodźcami politycznymi czy ofiarami kataklizmów, okazały się całkowicie nieprzydatne w nowej sytuacji. Żadne z państw objętych falą imigracyjną, w tym Niemcy, nie było i nie jest w stanie obsługiwać takiej liczby uchodźców bez narażania normalnego funkcjonowania państwa. W szwach pękają obozy dla uchodźców, służba zdrowia nie nadąża z niesieniem pomocy, policja traci kontrolę nad niektórymi dzielnicami, sądy są tak przeładowane sprawami imigrantów, że w samych Niemczech oczekiwanie na zwykła sprawę rozwodową przedłużyło się do 18 miesięcy.

To wszystko są codzienne utrapienia, multiplikowane doniesieniami o rosnącej przestępczości i kosztach integracji idących w miliardy. Do tej pory Unia Europejska w żaden sposób nie zaadresowała problemu rodzimej ludności, z wyjątkiem relokacji, pomysłu zakładającego przeniesienia części ciężaru na kraje dotychczas odmawiające wzięcia pod opiekę imigrantów.

Poszczególne kraje, mniej lub bardziej otwarcie, zaczęły wprowadzać własne strategii działania i ograniczenia dla nowych imigrantów. Stanowczo odrzucając podania osób podejrzanych o fałszowanie danych na podaniach o azyl, czy tych, którzy dopuścili się przestępstw. Programy deportacji stały się częścią polityki imigracyjnej i w niektórych państwach są oczkiem w głowie rządów. W przypadku Niemiec to jest już dziś ponad 80 tysięcy rocznie deportowanych. Szwecja, w której druga największa partia polityczna Szwedzcy Demokraci domaga się zatamowania fali nowych imigrantów, rozpoczęła w zeszłym roku deportacje. Na razie na poziomie kilku tysięcy osób, głównie Afganów. W tym roku – w roku wyborczym – program zostanie zwielokrotniony. Austria, w której rocznie przyjmowano około 90 tysięcy podań o azyl – jakieś 1 proc. całej populacji kraju, otworzyła ośrodki zatrzymań skąd również prowadzone mają być masowe deportacje osób, które nie otrzymały pozwolenia na pozostanie w kraju. Wszystko to, oczywiście, odbywa się przy protestach i oburzeniu rozmaitych lewicowych fundacji. Ze swojej strony Komisja Europejska wciąż mówi o humanitaryzmie, tolerancji, która ma kierować poszczególnymi rządami. Przestrzega przed uprzedzeniami rasowymi i izolacjonizmem. Do dziś jednak nie potrafi zaproponować rozwiązań uwzględniających zachodzące już w świecie procesy. Co gorsza nie wsłuchuje się w głos wyborców, którzy dość klarownie prezentują swoje oczekiwania i sugerują rozwiązania problemu migracji.

Sondaże piszą strategie imigracyjną

Przyjmując, że postawy społeczne w kwestiach imigracji w Europie, są do siebie zbliżone i poddawane podobnym bodźcom, warto prześledzić najnowszy raport brytyjskiej fundacji Open Europe – Badanie postaw względem przybyszów.

Okazuje się, że stosunek do imigracji jest znacznie bardziej „zniuansowany i znacznie bardziej złożony niż to przedstawiają politycy i media” – czytamy we wstępie do raportu. Poparcie dla imigrantów gotowych podjąć konkretną pracę, dla ludzi mających przydatny zawód jest zaskakująco wysoka – 56 proc. Jeżeli teraz zestawimy te dane z badaniami CBOS to zobaczymy, że 57 proc. Polaków akceptuje imigrantów z Ukrainy. To, oczywiście, są dwa zupełnie różne badania, ale biorąc pod uwagę, że Ukraińcy kojarzą się Polakom z pracą, samowystarczalnością to równie dobrze możemy te badania tłumaczyć sobie jako akceptacja imigrantów którzy nie stanowią obciążenia dla polskiej gospodarki. Wręcz przeciwnie, są jej potrzebni. Jeżeli teraz zerkniemy na nasz stosunek do imigrantów z Bliskiego Wschodu – w popularnej percepcji – nastawionych na życie z pomocy społecznej, roszczeniowo nastawionych do państw oferujących im azyl i dodatkowo niosących ze sobą potencjalne zagrożenie dla norm obyczajowych i bezpieczeństwa, to aż 74 proc. badanych Polaków jest im przeciwnych. To oczywiście bardzo wysoka liczba, niewiele jednak odbiegająca od podobnych badań w Europie. Według Open Europe 73 proc. Brytyjczyków sprzeciwia się przyjmowaniu obcokrajowców jeżeli nie mają konkretnego zawodu, a 74 proc. jest przeciwnych udzielaniu azylu osobom które nie dysponują zweryfikowanymi dokumentami tożsamości. Jeszcze raz podkreślam, że CBOS badał stosunek do konkretnych nacji, a Open Europe do postaw imigrantów. I pewnie takie badania należałoby powtórzyć w Polsce. Niemniej, zarówno dane jak i wyniki wyborcze, pokazują, że migracja ludów wymaga zupełnie nowej strategii działania. Zrównoważonej polityki imigracyjnej uwzględniającej oczekiwania rodzimej ludności. Ważącej pomoc humanitarną z kosztami społecznymi własnych wyborców. Ograniczenie pomocy humanitarnej do pomocy na miejscu tragedii i azylów politycznych dla naprawdę dramatycznych sytuacji ludzi, którzy w żaden sposób nie są w stanie sami funkcjonować. Odrębną grupą jest migracja ekonomiczna, która powinna podlegać twardym ocenom. Tak jak to jest opracowane w Australii na skali punktowej. Kolejne kraje przenoszą obecnie ten wzór na swój grunt – Wielka Brytania, Stany Zjednoczone, Kanada.

 

REKOMENDACJE

Polska – czas na własną strategię

Brak pozytywnego programu imigracyjnego naraża nas na ostracyzm i spięcia w obszarze, który nie ma już większego znaczenia. Reszta Europy wprowadza własne programy ograniczania migracji z Azji i Afryki, podzielając nasze obawy. Cała Europa broni się dziś przed imigrantami. Ale tylko Polska robi to pod sztandarami narodowej odrębności. I za to płacimy w Brukseli frycowe.

Stąd potrzebna wyrazistego programu pokazującego naszą otwartość na imigrantów, ale na warunkach, które nie zburzą ładu społecznego w Polsce, jak to miało miejsce w wielu państwach Unii.

Polski rząd, intelektualnie wciąż pozostaje zakładnikiem propozycji premier Kopacz deklarującej przyjęcie 7 tysięcy uchodźców. Odrzuciliśmy, skądinąd absurdalną deklarację, ale w to miejsce nie mamy żadnego programu wychodzącego w przód. A nawet jeżeli niesiemy pomoc finansową uchodźcom w obozach w Libanie, to nie potrafimy się tym pochwalić. W naszym przekonaniu, jest to idealny moment wyjścia do przodu. Nowy rząd powinien natychmiast zaprezentować szczegółową strategię, nie tylko traktującą problem imigracji całościowo, ale też wyposażonego w dogłębną krytykę nieudolnej polityki UE.

Program odrzucający obowiązkowy system relokacji, natomiast uwzględniający potrzeby rynkowe polskiej gospodarki i potencjał bliskich nam kulturowo imigrantów ze Wschodu i tylko w marginalnym stopniu zajmując się pomocą humanitarną, jeżeli nie ma to przełożenia na interes państwa. Generalnie każdy z programów powinien koncentrować się na potrzebach rynkowych. Podobnie jak to robi Australia a teraz planuje to robić Wielka Brytania i Stany Zjednoczone, przyjmujące punktowy system zezwoleń na imigracje. System biorący pod uwagę nie tylko doświadczenie zawodowe, potrzeby rynku, ale też bliskość kulturową – czyli znajomość języka, akceptacja dla cech społeczno-obyczajowych, gotowość do przeniesienia do Polski wszystkich swoich podstawowych aktywności życiowych.

Grupa Pierwsza

Ukraińcy, Białorusini, Gruzini

Najpilniejszym zadaniem, z punktu widzenia rynku pracy i bliskości kulturowej, jest przebudowa systemu wydawania pozwoleń na podejmowanie pracy w Polsce Ukraińcom. Dziś jest ich w Polsce grubo ponad milion osób. Poddawani są absurdalnym szykanom urzędników imigracyjnych. Mają coraz większe trudności przebrnięcia przez nieprzyjazny system pozwoleń i szybciej niż sądzimy mogą decydować się na wyjazd z Polski dalej na Zachód. Do Niemiec, Holandii, Francji, które coraz szerzej otwierają dla nich swoje drzwi.

Propozycja rozwiązania: Osoby odpowiadające potrzebom polskiego rynku – wykształcenie, wiek, doświadczenie na polskim rynku pracy, niekaralność, brak współpracy ze służbami obcych państw – powinny otrzymywać specjalny status z prawem do pracy w firmie dowolnie przez nich wybraną, bez prawa głosu bez obywatelstwa. Na wzór amerykańskich programów należałoby ustalić kwoty, liczby przyjmowanych co roku imigrantów. Niezależnie od sporego zastrzyku ludzi w sile wieku i z doświadczeniem zawodowym, w dłuższym okresie czasu Polska mogłaby pozyskać około 2 mln nowych obywateli. Magnesem byłoby stworzenie karty polskiego rezydenta – biało-czerwonej karty, dające imigrantom szanse na unijne obywatelstwo w Polsce.

Tu konieczna będzie przemyślna dyplomacja i współpraca na poziomie wymiany naukowej, studentów, kulturalnej, stypendiów, by wychowywać sobie na Ukrainie polonofilów (tak jak robią Niemcy udzielając np. stypendiów)

Grupa Druga

Stworzenie szybkiej ścieżki dla osób wykształconych i chętnych do podejmowania pracy w Polsce. Nasza własna wersja drenażu mózgów. Niezależnie z jakiego kraju pochodzą. Potrzebujemy jasnej deklaracji rządu, gotowości przyjmowania osób z innych kontynentów, która będzie mogła być przedstawiona w Brukseli. Program musi być jednak zaopatrzony w przejrzyste zasady punktowania i wykładnie ideową – zrównoważonej imigracji. Czyli programu, który z jednej strony będzie wspierał osoby chcące ułożyć sobie życie w Europie, ale z drugiej strony będzie to robił z uwzględnieniem obaw, oczekiwań i interesów rodzimej ludności. Te z kolei będą wynikały zarówno z potencjału zawodowego imigrantów, jak i ich dostosowania kulturowego. Dla przykładu chętniej będziemy przyjmowali rodziny niż osoby samotne. Wszystko powinno być jasno zaprezentowane w strategii imigracyjnej.

Grupa Trzecia

Pomoc humanitarna. Osoby, które nie mieszczą się w wymogach ani pierwszej ani drugiej grupy, mogą ubiegać się o status imigracyjny trzeciej grupy. Tu również system powinien określać kto może kwalifikować się do pomocy czy imigracji humanitarnej. Powinien odróżniać stały status imigracyjny od czasowego w zależności od sytuacji międzynarodowej i konkretnego przypadku. Badać dokumenty, ewentualnie wiarygodność przyczyn ich utracenia, sprawdzać czy dana osoba faktycznie w żaden inny sposób nie jest w stanie ułożyć sobie życia w kraju pochodzenia, ani w państwie trzecim z którego przybyli. Wszystko to wychodząc z założenia, że migracja z powodów humanitarnych jest wyjątkowym zdarzeniem i nie związanym z sytuacją materialną danej osoby.

Inne wpisy tego autora

Zafundujmy im solidny klej

Ludzie z Extinction Rebellion napisali jakiś czas temu do Sejmu jakiś list. Były w nim znów standardowe dla tej grupy żądania – organizacja jakiegoś panelu klimatycznego i podobne. Ponieważ zostali – całkiem słusznie – zignorowani, zorganizowali protesty w kilku miastach.