„Dying to Save Taxes”

Doceniasz tę treść?

Ze zdumieniem czytam opinie, że opodatkowanie podatkiem dochodowym 19% przychodu ze sprzedaży odziedziczonej lub otrzymanej w darowiźnie nieruchomości zanim upłynie 5 lat od jej nabycia, jest rzeczą oczywistą.

W zeszłym tygodniu napisałem o tym krótki felieton do „Rzepy”. Tutaj nieco więcej.

Bo boję się, że umrę z rozpaczy nad poglądami urzędników skarbowych, sędziów i nawet niektórych doradców podatkowych. Teoretycznie – na podstawie ustawy – dom odziedziczyłaby wówczas żona (jakbym ją miał) i dzieci (które mam). Na łożu śmierci dręczy mnie więc niepokój. Co będzie jak oni postanawiają ten dom sprzedać jak umrę? Żona nie zapłaci podatku od swojej części, ale dzieci zapłacą. Nawet jakby żona nie była mamą moich dzieci! A przecież dzieci są moje, a żona to jakaś do niedawna obca kobieta – nawet jak jest ich mamą.

Jako jednak, że w świetle przepisów kodeksu rodzinnego żony nie mam i mamy umowę o „dzieło” – czyli umowę „śmieciową” – to mój niepokój rośnie. Bo dom odziedziczą dzieci. I jak go sprzedadzą, to zapłacą podatek. Może więc lepiej wezwać księdza nie po ostatnie namaszczenie, tylko żeby udzielił mi ślubu z mamą moich dzieci? I notariusza. Nie po to by sporządził intercyzę, tylko wręcz przeciwnie – by majątek będący odrębną własnością małżonków przed ślubem objąć współwłasnością małżeńską. Bo żona nie zapłaci podatku od tego co po mnie odziedziczy. Zgodnie bowiem z uchwałą NSA z 15.05.2017 (II FPS 2/17) w tym akurat przypadku należy dokonywać wykładni przepisów prawa podatkowego w powiązaniu z przepisami kodeksu rodzinnego. A współwłasność małżeńska ma inny, szczególny charakter, więc traktuje się żonę, która dziedziczy majątek po mężu inaczej – korzystniej z podatkowego punktu widzenia – niż dzieci, nawet jak nie jest ich mamą i jest piątą żoną z kolei. Potrzebna była do tego uchwała poszerzonego składu siedmiu sędziów, bo wcześniej – i to przez ponad 20 lat – różne składy orzekające miały w tej sprawie różne zdanie. Analiza uchwały wywołuje jednak moje wyrzuty sumienia, że się nie ożeniłem wcześniej. Bo żeby żona mogła sprzedać dom od razu po mojej śmieci bez podatku, musiałoby minąć pięć lat od małżeństwa. NSA dba jak widać o trwałość pożycia. Więc jednak nie ma co się na łożu śmierci żenić.

Kombinuję więc dalej. Muszę znaleźć szybko jakiegoś kupca, żebym to ja sam zdążył mu dom przed śmiercią sprzedać. Wtedy zostawię dzieciom gotówkę i będzie z głowy. Zastanawiam się jeszcze, czy zostawić im polskiego złotego, czy na przykład dolary. Bo jak sprzedadzą odziedziczone dolary, to podatku spadkowego nie zapłacą. Nie ma jednak pewności, jak będzie z dochodowym w związku z ewentualnym różnicami kursowymi. Jak między otwarciem spadku a sprzedażą dolarów złoty się osłabi to fiskus może uznać, że dochód w złotych jest do opodatkowania. Ale z drugiej strony kto się zorientuje ile było tej gotówki w bieliźniarce? Jakbym zostawił w spadku złoto, a dzieci by je sprzedały, to też podatku nie zapłacą. Podobnie byłoby z obrazem jakiegoś znanego malarza. Tylko z domem jest jakiś dziwny problem. Bo dom „widać” – a pieniędzy nie widać. Opodatkować dom jest więc fiskusowi łatwiej.

Gdy jedno z dzieci będzie chciało po mojej śmierci w domu zostać i spłaci pozostałe, to one (te spłacane) być może podatku nie zapłacą. Tak utrzymuje Wojewódzki sąd Administracyjny w Gliwicach, który w wyroku z 22.02.2018 (I SA/Gl 986/17) stwierdził, że „spłata z tytułu zniesienia współwłasności nieruchomości nieprzekraczająca wartości udziału nie jest opodatkowana podatkiem dochodowym, bo podatnik nie ma z tego tytułu żadnego przysporzenia majątkowego”. Ale nie wiadomo jednak, czy ten punkt widzenia podzielą inni „mężowie uczeni w prawie” no bo przecież jakby wszystkie dzieci sprzedały cały odziedziczony dom komuś innemu to też nie miałyby „z tego tytułu żadnego przysporzenia majątkowego”!!! Ale ta oczywistość jeszcze się nie przebiła do świadomości „nadzwyczajnej kasty ludzi”. Skoro jednak zaczęła kiełkować w podświadomości sędziów w Gliwicach – to może coś się zmieni.

Póki co, jakby dziecko, które spłaci rodzeństwo postanowiło przed upływem pięciu lat dom sprzedać, to zapłaci podatek to od wartości całego domu – bez odejmowania kwot przeznaczonych na spłatę! Więc może napiszę dzieciaczkom instrukcję co trzeba zrobić. Niech jedno spłaci rodzeństwo, uzyska wpis do ewidencji działalności gospodarczej, wprowadzi dom do ewidencji środków trwałych, potem go sprzeda po takiej samej wycenie i zlikwiduje firmę. Podatku nie będzie. A jakby tak dobrze pokombinować i wycenić dom na więcej niż można się spodziewać z jego sprzedaży i sprzedać ze stratą to powstanie nawet „tarcza podatkowa” na przyszłość. Ale co będzie jak pogląd WSA w Gliwicach się nie utrzyma? Może podzielić spadek jakoś inaczej, jeszcze za życia?

Mogę podarować dom synowi, a córkom dla równowagi pieniądze, za które kupią sobie mieszkania w mieście. Nawet jak je sprzedadzą przed upływem pięciu lat, to cena ich zakupu będzie „kosztem” i podatku nie będzie – jak przy wniesieniu domu na aktywa firmy. No chyba, że sprzedaż będzie za cenę wyższą niż za zakup. Ale wtedy rzeczywiście powstanie dochód więc opodatkowanie samej różnicy między ceną kupna i sprzedaży będzie fair. Kłopot tylko może być z synem Jak on będzie chciał sprzedać podarowany mu dom przed upływem pięciu lat od otrzymania darowizny, to podatek zapłaci. A więc de facto opodatkowana zostanie podatkiem dochodowym darowizna, która przecież została zwolniona od opodatkowania podatkiem od spadków i darowizn! Więc musze wykombinować coś innego. Problemy się jednak mnożą. Bo jak któraś córka dojdzie szybko (przed upływem tych magicznych lat pięciu) do wniosku, że na wsi żyło się lepiej i sprzeda mieszkanie w mieście żeby kupić dom na wsi to musi pamiętać, że ma kupić gotowy! Ogrodzony z garażem i podjazdem. Wtedy jak sprzeda mieszkanie za milion i kupi dom za milion – nie zapłaci podatku. A jakby kupiła domek niewykończony – powiedzmy za 800 tys. – i sama zamówiła ogrodzenie, podjazd i wykończenie garażu za 200 tys., to zapłaciłaby podatek od tych 200 tys. Ale to i tak nie najgorzej. Bo gdybym nie podarował jej pieniędzy na mieszkanie, tylko kupił mieszkanie i je podarował, to gdyby je sprzedała, podatek zapłaciłaby od ceny mieszkania. Ale gdyby za podarowane pieniądze kupiła najpierw dom na wsi (z garażem) za milion, a potem postanowiła go sprzedać i przenieść się do miasta, w którym kupiłaby mieszkanie płacąc za nie 950 tys. zł i 50 tys. za miejsce garażowe, to od 50 tys. zapłaciłaby podatek. Dlaczego? Bo garaż nie służy „celom mieszkaniowym”. No dobra, ale garaż w domu na wsi też przecież nie służy? Ale jest na jednej nieruchomości z domem w jednej księdze wieczystej więc go nie ma jak opodatkować oddzielnie. A garaż w apartamentowcu w mieści – jest. Od czego więc zależy podatek? Nie od tego co i kogo opodatkowujemy, tylko czy się da to opodatkować.

I… z tych rozterek wyzdrowiałem! Co potwierdza hipotezę Wojciecha Kopczuka, że dla oszczędności podatkowych można nawet przesunąć datę swojej śmierci. Wykazał to w pracy: „Dying to Save Taxes: Evidence from Estate Tax Returns on the Death Elasticity” – czyli „Umieram by zaoszczędzić na podatkach: elastyczność zgonów na podstawie spadkowych zeznań podatkowych”. W angielskim jest śmieszniej z uwagi na dwuznaczność – „dying to” oznacza również, że bardzo komuś na czymś zależy. Dane statystyczne wyraźnie pokazują, że ilość zgonów odbiegała od normy w dniach poprzedzających i następujących po zmianie przepisów podatkowych na mniej lub bardziej korzystne. (Aczkolwiek faktem jest, że odchylenia od średniej były większe w czasach gdy ludzie umierali we własnych domach i o ich śmierci informowała rodzina. Może dlatego dr Kopczuk za swoją pracę otrzymał nagrodę Ig Nobla a nie Nobla).

Inne wpisy tego autora