Prawda historyczna to za mało

Doceniasz tę treść?

Problem wizerunkowy Polski nie jest kwestią siły argumentów, prezentacji naszych racji, a już na pewno nie prawdy historycznej. Rzecz w infantylnym myśleniu o polityce. Mechanicznym przekładaniu relacji międzyludzkich na relacje między narodami. Tak jak pretensjonalne jest powtarzanie objawionych prawd, że pieniądze rządzą światem, tak naiwne jest przekonanie, że Polska odzyska należny jej szacunek jeżeli tylko pokaże swoje dumne i prawdziwe oblicze.

Im więcej w nas dumy i głośniej deklamujemy historyczną prawdę tym bardziej wykrzywione zdaje się być lustro w którym widzi nas świat. Nie chcę wracać do nowelizacji ustawy o IPN. Jeżeli jednak czegoś nas nauczyła to chyba tylko prawdy o naszym wizerunku w świecie. Mamy z tym poważny problem i zawsze mieliśmy. Przekonanie o naszej antysemickości czy współodpowiedzialności za Holocaust, zawsze tam było. Idiotyczne wideo nowojorskiej fundacji jest bliskie sercu wielu amerykańskich Żydów. Zarwałem w Ameryce nie jedną noc na rozmowach o prawdzie historycznej i film nie był dla mnie zaskoczeniem. Podobnie jak dla nikogo kto zna dzieje powstawania Izraela, nie powinna być zaskoczeniem reakcja na ustawę i wypowiedzi polskich polityków bijące w mit założycielski państwa żydowskiego. Państwa powstałego na opowieści o krzywdzie. Polski antysemityzm, z racji chociażby liczby żyjących tu Żydów, był istotnym argumentem za stworzeniem własnego miejsca na ziemi.

Zgadzam się z tymi, którzy zarzucają poprzednim rządom granie do własnej bramki i nieproporcjonalnie duże wsparcie dla wynajdowania historycznych argumentów wspierających antypolskie myślenie, zamiast prezentowania postaw z których możemy być dumni. Nie zgadzam się jednak z tymi, którzy twierdzą, że więcej filmów po angielsku, więcej książek i jeszcze więcej prawdy, zmieniłoby nasz wizerunek w świecie.

Żaden naród, a już na pewno, żaden wybieralny rząd, nie uzna cudzej interpretacji dziejów, jeżeli uderza w ich własną politykę historyczną. To zbyt poważna operacja na tożsamości narodowej, żeby partie polityczne i organizacje społeczne, dla samej prawdy historycznej czy ludzkiej uczciwości, porwały się na takie ryzyko. Brytyjczycy, z pewnym oporem, ale mogli oddać honor polskim pilotom czy matematykom rozpracowującym enigmę. Do tego wystarczyły zwykłe zabiegi wizerunkowe. To w żaden sposób nie obalało jednak mitu brytyjskiej nieugiętości. Amerykanie mogli pogrzebać wstydliwą prawdę o Pułaskim, który po pijaku poprowadził elitę młodzieży wprost na armaty, do tego wystarczyła twarda postawa Polonii. Ale to też w żaden sposób nie podważało to, mitu wojny wyzwoleńczej o wolność i demokrację.

Historia zna przypadki kiedy państwa uznawały prawdę historyczną nawet jeżeli uderzała we własne narodowe wyobrażenia. Japończycy przeprosili za wstydliwe zbrodnie na koreańskich kobietach, bo w pewnym momencie uznali, że koszt hańby będzie mniejszy od kosztu pogarszających się relacji ekonomicznych z coraz potężniejszą Koreą. Polska, jakbyśmy nie nazwali tego procesu, została zmuszona do uznania niewygodnych nam prawd o szmalcownikach i zbrodniarzach. Jednak Belgowie, którzy za czasów Leopolda II wymordowali 8 mln ludzi w Kongo, do dziś nie widzą potrzeby umieszczania tego faktu w podręcznikach. Bo jak wspomniałem, narody robią to wtedy kiedy muszą a nie kiedy powinny. Polska w okresie wielkiej transformacji i uzależnienia od inwestycji, delikatnie mówiąc unikała konfrontacji w kwestiach prawdy o Holocauście. Przeciwnie, pewną pokusą mogło być uznawanie naszych win i wpisywanie naszej opowieści o wojnie w istniejące już mity powszechne w Ameryce czy Izraelu.

O ustawie IPN napisaliśmy już sporo na naszych stronach. O jej pochopności, o źle dobranym terminie i doborze słów, ale jest tu jeszcze jeden bolesny dla nas wątek. Ustawa była też testem naszej siły. Czy Polska jest już krajem, który może zażądać uznania dla własnych krzywd i wymusić korektę istniejących w świecie interpretacji naszej roli w Holocauście. Dziś wiemy już, że na pewno nie możemy tego przeprowadzić jednym cięciem, jedną ustawą. I oczywiście potrzebujemy mądrzejszej narracji historycznej, odbudowy relacji, ale przede wszystkim budujmy to co pozwala dyktować innym interpretacje historii.

W Warsaw Enterprise Institute mamy długą listę działań naprawczych, które Polska musi wprowadzić żeby skutecznie zawalczyć o nasz wizerunek. I bynajmniej na pierwszym miejscu nie umieścilibyśmy filmów o Niemieckich obozach czy żydowskich szmalcownikach. W naszym przekonaniu więcej uzyskamy reformując system podatkowy, autentycznie reformując a nie łatając dziury, naprawiając prawo budowlane, tak żeby koszty biurokratyczne nie udaremniały budowy tanich mieszkań. Zamiast dziesiątek nowych regulacji ograniczających rozwój handlu, aptek, energetyki odnawialnej powinniśmy wzorować się na innych wolnych gospodarkach, które przy okazji powinny być dla nas wzorem nawigowania przez meandry własnej prawdy historycznej. To może być zaskoczenie dla niektórych obrońców twardej polityki historycznej, ale droga do niej nie prowadzi przez multiplikowanie urzędów, czy posad w Narodowej Fundacji. Wręcz przeciwnie przez wyzwalanie oddolnej energii. Nikt dziś nie robi rankingów najlepszego historycznego spostrzegania narodów, ale jakoś tak już jest, że dość wiernie pokrywa się z bogactwem ich obywateli.

Inne wpisy tego autora

KTO NAPRAWDĘ RZĄDZI UNIĄ? #WWR180

#180 Podcast Warsaw Enterprise Institute – Wolność w Remoncie Kiedyś dziwne wydawało się, że patronem Unii Europejskiej jest Karol Wielki, władca, który 45 lat z