– No, jak tam ci nasi przedsiębiorcy – Naczelnik wymówił ostatnie słowo z wyraźnym sarkazmem i niechęcią.
– Znakomicie! – entuzjastycznie wykrzyknął Wicenaczelnik. – Mam statystyki z ostatniego tygodnia: bankructwa wzrosły o kolejne dwanaście procent, konsolidacje – o trzy procent, UOKiK dał zgodę na dwa duże połączenia…
– Te połączenia to są ci… No wiesz? – zapytał Naczelnik.
– Tak, właśnie ci – gorliwie potwierdził Wice.
– Bardzo dobrze. Niech się połączą, to ich państwo za jakiś czas przejmie – uśmiechnął się Naczelnik. – Bezrobocie?
– Właściwie nie drgnęło, nadal równo piętnaście procent, jak miesiąc temu, tylko struktura się trochę zmienia. No bo do tych nisko kwalifikowanych ci bankruci dochodzą…
– Trzeba by coś wymyślić, że jak się były przedsiębiorca chce zarejestrować jako bezrobotny, to żeby nie mógł – mruknął Naczelnik. – Może coś na zasadzie: jeśli prowadzisz firmę dłużej niż rok, to nie masz potem już nigdy prawa rejestrować się jako bezrobotny. Weź to tam komuś zleć.
– Tak jest! – wyprężył się służbiście Wice.
– Jakie sondaże po podwyżce minimalnej do ośmiu tysięcy?
– Znakomite, mamy ponad sześćdziesiąt procent. Tylko trochę mnie martwi… – Wicenaczelnik się zawahał.
– No mów, przecież cię nie zjem – zapewnił Naczelnik.
– No bo znowu nam inflacja skoczyła. Mamy już osiemnaście procent w skali roku.
– Oj tam, brednie – zaperzył się Naczelnik. – U mnie w sklepiku na rogu chusteczki są od półtora roku w tej samej cenie, sam kupowałem niedawno. No, co tak stoisz? Coś jeszcze?
– No bo… Wiesz, wszystko właściwie znakomicie idzie, ale trochę mnie jednak martwią te różne wskaźniki. Inflacja, bezrobocie, netto jesteśmy na wielkim minusie, gdy idzie o nowe firmy. No i najgorsze, że z tymi inwestycjami nie wyszło. Mieli inwestować, ale nie inwestują jakoś…
– Ty mi tu nie siej defetyzmu! – ostro rzekł Naczelnik. – Poza tym to jest wszystko skutek tych chorych rynkowych mechanizmów. Nie ze wszystkim sobie poradziliśmy. Inflacja na przykład, powiadasz, za wysoka jest. A ile razy ci mówiłem, że trzeba ją w końcu ustawowo ograniczyć?
– Znaczy – jak? – wybełkotał niepewnie Wice.
– Normalnie. Weź no tam zleć Jackowi czy komu, żeby przygotował projekt ustawy o regulacji cen. Nie musimy wszystkiego regulować, ale ten główny koszyk. Bez przesady, nie musi być duży, tak z pięć tysięcy artykułów wystarczy. Zrobi się komitet, będziemy ceny ustalać i po kłopocie. Inflacja zniknie.
– Ale… Znaczy jak to? Przecież firmy nie będą chciały produkować za te nasze ceny?
– Nie będą chciały, to się je znacjonalizuje albo nakaże ustawą! Co to znaczy: nie będą chciały?! – uniósł się Naczelnik, nawet lekko podnosząc się z krzesła za biurkiem. – Co to znowu za rynkowe dyrdymały?! Oj, ja widzę, że to w tobie ciągle jednak mocno siedzi! – uniósł ostrzegawczo palec do góry.
– Ale gdzie tam! – szybko zaprzeczył Wice. – Absolutnie!
– No, mam nadzieję. Przedsiębiorca ma ludziom służyć, a nie gonić za zyskiem – łaskawie wyjaśnił Naczelnik. – Nie idzie się do biznesu dla pieniędzy – rzekł sentencjonalnie. – Znacjonalizuje się, połączy, zrobi się koncerny państwowe. A właśnie, jak tam Państwowy Monopol Piwny się miewa?
– Świetnie – zapewnił Wice. – Strata w ostatnim kwartale jest o pół miliarda mniejsza niż w poprzednim.
– No widzisz – rozpromienił się Naczelnik. – A mówiłem ci, że się uda. A ci zagraniczni?
– Jeden tylko został, reszta się wycofała, bo nie mieli jak konkurować z naszymi cenami. Mamy wprawdzie w TSUE sprawę, że tam niby pogwałcenie jakichś wolności przepływu, ale bo to pierwsza nasza sprawa?
– No właśnie – pochwalił Naczelnik. – Co tam dalej miałeś? Bezrobocie? To trzeba roboty publiczne uruchomić, jak Roosevelt. Czy ja ci muszę naprawdę takie rzeczy podpowiadać?
– Ale gdzie, jakie?
– No na przykład ta autostrada tam na południu, co tak jakoś nie bardzo możemy dokończyć ten jeden kawałek…
– A1?
– O właśnie. Zagonić do roboty przy autostradzie i od razy będzie mniej o kilka procent.
– Punktów. Mniej o kilka punktów – wtrącił Wicenaczelnik.
– No przecież mówię. A jak jeszcze będzie za mało, to do budowy CPK wysłać. Jak tam nam idzie, nawiasem mówiąc?
– No, muszę ci powiedzieć – zadowolony stwierdził Wice – że od kiedy buduje nasz Narodowy Holding Budowlany, to błyskawicznie. W trzy lata mamy już pierwszy budynek i główną drogę dojazdową. Znaczy – wytyczoną, jeszcze zbudować trzeba.
– O – ożywił się Naczelnik. – Może bym pojechał obejrzeć ten terminal? Tak po gospodarsku.
– Jaki terminal? – nie zrozumiał Wice.
– No, ten, co już stoi. Mówisz, że budynek jest.
– A nie, to nie jest terminal. To jest taki… No, taki garaż dla pojazdów lotniskowych.
– Też dobrze.
– O pojemności dwóch pojazdów, więc chyba na razie…
– A nie, to może i racja. No dobra, co tam jeszcze – inwestycje? Już dawno mówiłem, że to trzeba inaczej zrobić. Nie tam jakieś czekanie, aż się przedsiębiorcy zbiorą i sami zaczną inwestować, bo praca droga. Przedsiębiorca, mój drogi, jest jak kułak: byle więcej zarobić, w skarpetę schować, a nie państwu rozwijającemu się pomóc, zwłaszcza jak mamy chwilowe problemy. A propos, coś czytałem, że nam znowu PKB spadło?
– Nie, nie, nie! – gorliwie zaprzeczył Wicenaczelnik. – To te gazetki antyrządowe brednie wypisują. GUS liczy zgodnie z tą naszą nową metodologią i nawet nam wzrosło, już drugi raz z rzędu!
– O ile?
– … – Wice mruknął coś niezrozumiale.
– Ile? Głośniej mów.
– No… Zero czternaście.
– No i dobrze – Naczelnik był niewzruszony. – Kraj przechodzi konieczną, dramatyczną transformację, to trzeba ponosić pewne koszty. Swoją drogą dobry miałeś pomysł, żeby Julkę przesunąć z trybunału do GUS-u. Sprawdza się, prawda? No dobra, to o czym ja… Aha, inwestycje: więc nie ma co czekać, tylko po prostu trzeba ustawą nakazać.
– Ale jak? Nakazać im inwestować?
– Nawet nie, bo jakieś głupoty będą kupować, nie to, o co nam chodzi. Taki mam pomysł: powoła się inspekcję do spraw inwestycji. Da się jej wgląd w finanse firm, ona będzie sprawdzać, ile tam kto chomikuje i będzie decydować, na co ma wydać. Rozumiesz, według naszych wytycznych. Nie może być taki bałagan, żeby sobie każdy inwestował, w co chce, my tu mamy swoje priorytety. Weź no tam komuś zleć przygotowanie projektu ustawy.
– Tak jest!
– I idź już popracować trochę, bo mnie już zmęczyłeś. Co tam masz na dzisiaj?
– O 15 w Dżdżynie festyn rodzinny Narodowej Federacji Klasy Robotniczej, o 18 w Maziołach wystąpienie z okazji Dnia Walki z Obszarnictwem, jutro o 9 zaczyna się kongres Przedsiębiorstwo w Służbie Zwykłego Polaka. Pamiętasz, że ty też występujesz, zaraz na początku?
– Jasne.
– Masz już wystąpienie przygotowane?
– Mój drogi, ja zawsze wiem, co mam mówić. Bez kartki.