19 września w Brukseli odbyły się trójstronne rozmowy w sprawie tranzytu rosyjskiego gazu przez Ukrainę. To druga, po styczniowej, runda negocjacji w tym formacie. Pierwotnie planowano jej odbycie w czerwcu, ale w związku z sytuacją na Ukrainie (wybory i czekanie na nowy rząd) zdecydowano się na przesunięcie terminu ich rozpoczęcia. Następne, jak zapowiedziano, mają mieć miejsce za miesiąc, choć robocze dwustronne tj. ukraińsko – rosyjskie, rozmowy, jak powiedział nadzorujący sektor w rosyjskim rządzie minister Nowak, z pewnością mieć będą miejsce.
Zanim poświęcimy nieco uwagi temu o czym mówiono w Brukseli i jakie są stanowiska stron warto opisać kontekst w którym trwają rozmowy, bo on decyduje o możliwości kompromisu.
Sytuacja na światowym i europejskim rynku zmienia się dynamicznie. W środę rosyjski wiceminister nadzorujący rynek wydobycia węglowodorów Paweł Sorokin przedstawił prognozę rządu rosyjskiego. Zakłada ona, że ceny na eksportowany przez Rosję gaz, zarówno na rynek europejski jak i za pośrednictwem rurociągu Siła Syberii, który ma zacząć działać od początku przyszłego roku, pozostaną niskie i brak obecnie realnych powodów, aby zakładać ich wzrost. Spowodowane jest to niezwykle szybkim rozwojem eksportu ze Stanów Zjednoczonych, który od roku 2016 wzrósł 17 razy. I w najbliższych latach jeszcze przyspieszy. Według stanu na wrzesień 2019 w Stanach Zjednoczonych pracowało 5 terminali eksportowych i 10 instalacji skraplania gazu ziemnego. W roku 2021 liczba instalacji skraplających gaz wzrośnie do 25, terminali eksportowych działać będzie 6, a dobowe możliwości eksportu, według prognoz amerykańskiego Ministerstwa Energii wzrosną z obecnych 6,9 mld stóp sześciennych do 10 mld. Już obecnie ceny krótkoterminowych kontraktów gazowych w holenderskim hubie gazowym TTF są na historycznie niskim poziomie 110 – 120 dolarów z tysiąc m³ i nie ma realnych powodów aby zakładać, że w przyszłych latach wzrosną.
Obecnie średnia cena długoterminowych kontraktów realizowanych przez Gazprom na rynku europejskim wynosi 207 dolarów, co jest i tak niemal 40 dolarów mniej niż zakładały to tegoroczne prognozy budżetowe rosyjskiego koncernu, ale znakomicie więcej niż płacą nabywcy na rynku spotowych kontraktów krótkoterminowych. To dlatego dostawy ze Stanów Zjednoczonych, ale również z Kanady czy Kataru okazują się dobrym interesem dla importerów.
Podkreślmy jeszcze raz opinię rosyjskiego wiceministra wyrażoną w rozmowie z Agencją TASS – w dającej się przewidzieć przyszłości, ceny gazu na światowych rynkach pozostaną pod silną presją.
Z punktu widzenia Gazpromu taka sytuacja oznacza konieczność rewizji tegorocznych i przyszłorocznych planów budżetowych, ale i generalnie polityki handlowej. Jak poinformował koncern, w sierpniu spadek sprzedaży na europejskim rynku (w okresie kwiecień – czerwiec o 12%, tj. 742 mld rubli wobec 840 mld w tym samym okresie rok wcześniej) w pewnym stopniu rekompensuje podwyżka cen dla krajów byłego ZSRR i na rynku wewnętrznym. W tym pierwszym przypadku cena była podniesiona średnio w ujęciu dolarowym o 9%, w rublowym o 19%. Oznacza to, że średnio m³ gazu do krajów byłego ZSRR Gazprom sprzedawał po 163,2 dolary za 1000m³. Na rynku wewnętrznym ceny wzrosły o 4%. Problem spadających cen gazu ziemnego dotyczy nie tylko Gazpromu, ale również rosyjskich eksporterów LNG. Według danych rosyjskiego Banku Centralnego na podstawie bilansu płatniczego kraju za II kwartał tego roku, dochodu z eksportu gazu ziemnego wyniosły 8,7 mld dolarów, wobec 14,1 mld rok wcześniej. W efekcie zmian sytuacji na rynku Gazprom zmuszony został do istotnej rewizji swego tegorocznego budżetu polegającej na znacznym zwiększeniu planów związanych z zaciąganiem kredytów. Pierwotnie planowano pożyczyć na rynku 298 mld rubli, obecnie kwota ta wzrosła do 725 mld rubli, czyli ponad 11 mld dolarów. W rezultacie plany pożyczkowe rosyjskiego giganta gazowego zbliżają się do ubiegłorocznego, historycznego rekordu (740 mld rubli). Wówczas związane były z kosztami wielkich inwestycji (obydwa potoki – Turecki i Nord Stream, oraz gazociąg Siła Syberii), teraz dochodzi do tego malejący strumień pieniędzy ze sprzedaży gazu. Po prostu większość krajów na rynku europejskim (za wyjątkiem Austrii, Węgier oraz Czech) zmniejszyła zakupy w Gazpromie. Najbardziej dolegliwa była postawa Turcji, do której sprzedano w pierwszym półroczu jedynie 8,1 mld m³, podczas gdy rok wcześniej 12,7 mld m³. Ankara po prostu wybrała tańszy gaz z Azerbejdżanu, do którego ma dostęp w związku z uruchomieniem gazociągu TANAP.
Teraz do problemów tych doszły kwestie związane z gazociągiem OPAL. Jak wiadomo sąd europejski w Luksemburgu rozpatrując skargę PGNiG nakazał w trybie natychmiastowym ograniczyć dostęp Gazpromu do rurociągu, którym dotychczas przesyłano 107 mln m³ gazu na dobę. Obecnie będzie to nie więcej niż 36,8 mln m³ na dobę, czyli 13,4 mld m³ rocznie. Postanowienie w sprawie rurociągu OPAL może mieć o tyle istotne znaczenie, że analogiczna decyzja może zostać podjęta w sprawie „siostrzanego” gazociągu EUGAL który jest przedłużeniem Nord Stream 2. W obydwu przypadkach Gazprom wespół z niemieckim regulatorem ograniczył dostęp stron trzecich do infrastruktury przesyłowej co stanowi naruszenie zasad europejskiej polityki energetycznej. W planie finansowym decyzja sądu spowodowała niemal 10% wzrost cen na rynku kontraktów krótkoterminowych. Z tej chwilowej koniunktury nie może jednak skorzystać rosyjski gigant gazowy, który nie dysponuje instalacjami do skraplania gazu. Skorzystają na tym z pewnością konkurenci Gazpromu, przejmując część jego udziałów w rynku (już w ubiegłym roku udział gazu skroplonego wzrósł z 10 do 20%). Ale decyzja w sprawie OPAL ma też inny wymiar. Otóż chcąc wywiązać się z zawartych umów i utrzymać udział w europejskim rynku Gazprom musi nadal przesyłać gaz za pośrednictwem rurociągów biegnących przez Ukrainę i Słowację. Obydwa kraje są zresztą tym zainteresowane. W czasie niedawnej wizyty w Kijowie prezydent Słowacji Zuzanny Czaputowej wraz z prezydentem Zełenskim przedstawiciele obydwu państw deklarowali, że chętnie „dopomogą” Gazpromowi w wywiązaniu się z jego europejskich zobowiązań kontraktowych.
Taki mamy rynkowy kontekst rozmów, które rozpoczęły się w Brukseli i ocenione zostały przez ministra Nowaka (Rosja) jako konstruktywne. Ze strony rosyjskiej uczestniczyli w nich prócz Nowaka również prezes Gazpromu Aleksiej Miller. Ukrainę reprezentował minister odpowiadający za energetykę Ołeksandr Orżel oraz prezes Naftohazu Koboliew i dyrektor wykonawczy firmy Witrienko. Obydwaj mają niezwykle silną pozycje w ukraińskim establishmencie. Dość powiedzieć, że według informacji ukraińskiej prasy obydwaj byli poważnie brani pod uwagę przez prezydenta Zełenskiego w trakcie formowania nowego gabinetu, jako możliwi kandydaci na stanowisko premiera. Obydwaj są też otwarcie kontestowani przez silne na Ukrainie stronnictwo prorosyjskie – jego lider Wiktor Medwedczuk wprost mówił ostatnio, że są oni „przeszkodą” dla zawarcia nowej, kompromisowej umowy z Gazpromem. Unię Europejską w rozmowach reprezentował Słowak, eurokomisarz odpowiadający za politykę energetyczną Marosz Szefczovicz (pozostaje w składzie Komisji Europejskiej, choć odpowiadać ma za relacje międzyinstytucjonalne). W nowej komisji za rynek energetyczny odpowiadać będzie Estonka Kadri Simson.
Rozmowy, które odbyły się w Brukseli nie dotyczyły, jak zgodnie oświadczyli ich uczestnicy, kwestii przedłużenia umowy tranzytowej, a jedynie formuły prawnej, czy raczej nowego porządku prawnego, który ma zacząć obowiązywać na Ukrainie. Otóż Kijów chce podporządkować się europejskim regulacjom energetycznym i już rozpoczął proces oddzielenia operatora gazociągów i podmiotu, który zawiera umowy na zakup gazu. Ukraina chciałaby, aby nowy podmiot przejął obowiązki związane z sieciami przesyłowymi już od początku 2019 roku, ale zdaniem obserwatorów jest to zamiar całkowicie nierealny. Państwa europejskie potrzebowały na tego rodzaju operację nawet 3 lata. Obecnie zakładając, że Kijów skorzysta z gotowych rozwiązań, można by znacznie zmiany przyspieszyć, ale z pewnością nie zrobi się tego w miesiąc czy dwa. Oznacza to, że jakaś formuła kontraktowa będzie musiała być znaleziona. Komisja Europejska deklaruje wsparcie dla idei zawarcia umowy 10-letniej, przewidującej tranzyt gazu na poziomie 60 mld m³ rocznie. Warto zwrócić uwagę, że jest to niemal 50% mocy przesyłowych ukraińskich gazociągów, co zgodne jest z europejskimi regulacjami w tej kwestii. Moskwa chciałaby umowy krótkoterminowej zakładającej przesyłanie 30 mld m³ gazu. Ostatnia decyzja w sprawie OPAL zmieniła nieco te rachunki, i obecnie Gazprom o ile nic się nie zmieni może potrzebować 45 mld m³. Kwestią sporną jest to na jaki czas ma obowiązywać nowa umowa oraz wysokość opłat tranzytowych a także najbardziej dziś dzieląca strony sprawa – porozumienia w sprawie nałożonych przez arbitraż w Sztokholmie na Gazprom kar w wysokości 1,5 mld dolarów na rzecz Ukrainy. Rosjanie chcą zawarcia umowy, która przewidywałaby umorzenie tych płatności, jak również rezygnację Naftohazu z dodatkowych roszczeń. Co zrozumiałe Kijów nie chce się na to zgodzić i zapowiada w razie braku porozumienia kolejne pozwy o łącznej wartości 10 – 11 mld dolarów. Na to nakłada się kwestia kontraktu na zakup przez Ukrainę rosyjskiego gazu ziemnego. Prezes Gazpromu Miller deklarował już wcześniej, że w razie zawarcia umowy jego firma gotowa jest udzielić Kijowowi 25% obniżki ceny. Moskwa, jak zadeklarował minister Nowak, już zgodziła się na to aby „pracować” na gruncie europejskiego prawodawstwa, co jest znaczącą i fundamentalną zmianą. Przyjęcie tego rodzaju rozwiązań zakłada dopuszczenie przez Gazprom innych sprzedawców, którzy do tej pory byli przez Rosję blokowani. Chodzi przede wszystkim o dostawców z Kazachstanu i z Turkmenistanu.
Rokowania cenowe też nie będą z punktu widzenia Rosji łatwe, bo komisarz Szefczovicz w trakcie rozmów miał powiedzieć, że europejskie i ukraińskie zbiorniki podziemne zapełnione są obecnie w 97%. Szefczovicz tego nie powiedział, ale tak należy rozumieć jego wystąpienie – rosyjski „straszak gazowy” już nie działa. Innymi słowy czekają nas interesujące rokowania. Gazprom i Rosja, którzy jeszcze na początku roku zdawali się mieć silne karty przetargowe w ręku, teraz muszą liczyć się z fundamentalną zmianą układu sił.