Skrótowa historia rosyjskiej gospodarki czasów Putina

Doceniasz tę treść?

Właśnie mija 20 lat rządów Władimira Putina w Rosji (najpierw jako premiera, później p.o. prezydenta i prezydenta).

Niezależnie od ocen politycznych tego okresu warto nieco uwagi poświęcić temu co ten czas znaczył w gospodarczej historii Federacji Rosyjskiej. Ekonomiści dzielą ten czas na cztery umowne okresy. Pierwszym był trwający do 2004, kiedy modernizacyjne plany rosyjskiej elity przybrały kształt tzw. programu Grefa, który przez rosyjski rząd przyjęty został w 2000 roku. Znacznie wówczas ułatwiono zakładanie firm, obniżono opodatkowanie, wprowadzono wówczas szereg skopiowanych z Zachodu rozwiązań instytucjonalnych, takich jak np. Kodeks Ziemski. Zaktywizowano rozmowy w kwestii wstąpienia Rosji do WTO. Pod koniec tego czasu, jak dziś uważają autorzy tego planu reform, impet zmian znacznie osłabł, co w efekcie oznaczało, że jedynie około 1/3 pierwotnych zamierzeń zrealizowano. Pewnym wyjaśnieniem dlaczego tak się stało jest dynamiczny wzrost cen ropy naftowej na rynkach światowych, co w przypadku Rosji oznaczał niespodziewany deszcz petrodolarów i istotne osłabienie determinacji władzy, aby reformować tamtejszą gospodarkę. Przypomnijmy, że cena baryłki ropy wzrosła wówczas z poziomu 13 dolarów w 1998 roku (data czasowej niewypłacalności Rosji) do 97 dolarów w 2008. Lata 2004 – 2008, to czas, i to drugi umowny okres, zdaniem rosyjskich ekonomistów, stopniowej etatyzacji gospodarki, wycofywania się z ambitnych planów i posunięć. Tym nie mniej trzeba pamiętać, że dziesięciolecie 1998-2008 to w ekonomicznej historii Rosji bezprecedensowa epoka wzrostu. Wystarczy tylko przypomnieć, że w tym czasie rosyjskie PKB wzrosło o 94%, średnio w roku powiększając się o 7%. Gdyby jednak brać pod uwagę wzrost na głowę statystycznego obywateli Federacji Rosyjskiej, to należałoby mówić, w związku ze spadającą liczbą ludności, o podwojeniu w tym czasie rosyjskiego PKB. Wysokie ceny ropy naftowej powodowały umacnianie się rubla, co w efekcie spowodowało, że rosyjski PKB liczony w dolarach wzrósł w latach 1998-2008 8,5 krotnie, z poziomu 210 mld dolarów do 1,8 bln w 2008 roku. Mówienie, że był to wyłącznie efekt boomu na rynku węglowodorów byłoby zaciemnianiem obrazu. Ekonomiści, również z zachodnich instytucji analitycznych uważają, że tym czynnikiem można wyjaśnić około 50% rosyjskiego wzrostu gospodarczego w tych latach. Inne czynniki związane są z tym, że w Rosji funkcjonował wówczas niemały sektor firm prywatnych, zarządzanych przez relatywnie młodych, ale już doświadczonych managerów, którzy doskonale wykorzystywali okazje które tworzył im dynamicznie rosnący rynek.

W 2008 roku zaczął się światowy kryzys finansowy, ale również rewolucja związana z wydobyciem ropy szczelinowej i gazu. W przypadku Rosji trzeba też pamiętać o wojnie z Gruzją i rozpoczętym ambitnym programie modernizacji sił zbrojnych. Jednak znaczenie tych czynników ujawnić się miało dopiero znacznie później. Zaraz po kryzysie Rosja korzystała nadal ze wzrostu cen na światowych rynkach węglowodorów. To oraz wzrost znaczenia w polityce wewnętrznej przedstawicieli struktur siłowych, spowodowało dalsze wyhamowanie planów reform i postępującą etatyzację gospodarki. Trend ten okazał się dominującym, mimo że już wówczas rosyjscy ekonomiści przestrzegali, że kontynuowanie takiej polityki da w przyszłości osłabienie zdolności gospodarki do wzrostu. W 2010 roku Sergiej Guriew, dziś główny ekonomista Europejskiego Banku Rekonstrukcji i Rozwoju, opublikował napisany wraz z Olegiem Cywińskim artykuł pod wymownym tytułem „Scenariusz lat 70-80tych”, w którym argumentował, że powstrzymywanie się od reform, etatyzacja gospodarki i korzystanie z łatwego finansowania związanego z eksportem węglowodorów doprowadzi do strukturalnych zmian, w efekcie których możliwości wzrostu rosyjskiej gospodarki zostaną zredukowane do poziomu porównywalnego z czasami Breżniewa. Guriew nie przewidział jednak roku 2014, aneksji Krymu, wojny w Donbasie oraz będącej następstwem agresywnej polityki Kremla międzynarodową izolację Rosji, czemu towarzyszyła polityka, trwająca zresztą nadal, budowania „oblężonej twierdzy.” Ale zanim do tego doszło wraz z kolejną, trzecią kadencją Putina w 2012 roku, szerokie grono zaproszonych przez władze ekspertów opracowało kolejną strategię modernizacji rosyjskiej gospodarki, znaną jako „Strategia 2020” a politycznie sprowadzającą się do pierwszych 12 tzw. ukazów majowych (w odróżnieniu od kolejnych, które Putin podpisał po wygranych ubiegłorocznych wyborach). Przewidywały one, ujmując rzecz w największym skrócie, postawienie na gałęzie nowych technologii, radykalne zmniejszenie roli państwa w gospodarce oraz rewolucyjne zmiany klimatu inwestycyjnego. Federacja Rosyjska miała stać się otwartą, szybko zmieniającą się gospodarką, która przyciągnie kapitały i technologie z zagranicy co miało dać podniesienie produktywności pracy w Rosji półtora razy w ciągu siedmiu lat i wzrostu poziomu inwestycji do 27% PKB.

Te zamierzenia w wyniku aneksji Krymu i wojny w Donbasie nie zostały zrealizowane. Reformy zastopowano, znaczenie państwa w rosyjskiej gospodarce zamiast spadać wzrosło, podobnie wzrosło uzależnienie od eksportu węglowodorów. PKB zamiast zapowiadanego wzrostu na poziomie 6% rocznie przyrastał w latach 2014-2018 według jednych w wysokości 1% średnio w każdym roku, według innych analityków o 0,8%. Dane te są szacunkowe, bo Rosja już dwukrotnie reformowała system rachunków narodowych, co skłania niezależnych ekonomistów do budowania tezy, że i w tym zakresie Moskwa podąża szlakiem wytyczonym przez Pekin, dość powszechnie oskarżanym przez świat o to, że zawyża dane o wzroście swego PKB. Ale nawet oficjalne rosyjskie statystyki wskazują, że krajowy PKB, liczony w dolarach, dziś jest w Rosji na poziomie roku 2008 i obecnie stanowi nie 3% światowego, jak jeszcze 10 lat temu, a tylko 2%. Inwestycje nie osiągnęły pułapu 27% PKB jak planowano i obiecywano, a nadal pozostają na niskim poziomie 20-22%. Osobna kwestią jest to, że niemała ich część nie może uchodzić za efektywne z punktu widzenia gospodarki. Inwestycje zagraniczne nie wzrosły, a wręcz przeciwnie, zmniejszyły się. Odpływ kapitału w latach 2014-2018 stanowił 320 mld dolarów, czyli 4% rosyjskiego PKB. I lepiej nie będzie. Jak informował na początku tego tygodnia Borys Titow, rzecznik rosyjskich przedsiębiorców, liczba prywatnych firm średniej wielkości i mniejszych spadła w ciągu ubiegłego roku o 7%. A będzie jeszcze gorzej, bo przeprowadzony niedawno sondaż w 2300 prywatnych firmach w Rosji pokazuje, że w ponad połowie wypadków banki odmawiają finansowania ich działalności. Po prostu system bankowy dziś w większości kontrolowany przez państwo nie jest zainteresowany mozołem związanym z kredytowaniem małych i średnich firm, a woli duże transakcje z państwowymi molochami. Rosja powoli idzie w stronę scenariusza wdrożonego w życie w Wenezueli. Według ostatnich analiz rządu punktem krytycznym dla stanu finansów państwa jest cena baryłki ropy na poziomie 49 dolarów (obecna cena to 55 dolarów). Poniżej tego pułapu trzeba będzie przejadać rezerwy, albo jeszcze mocniej „docisnąć” śrubę ludziom. Problem w tym, że po ostatnich podwyżkach VAT-u liczba obywateli Federacji Rosyjskiej, którzy oficjalnie żyją poniżej poziomu ubóstwa osiągnęła 20 mln i dalsze dociskanie i wyciskanie niewiele już da. Guriew, w przywoływanym już wcześniej artykule pisał, że polityka gospodarcza w stylu Breżniewa przyniesie w konsekwencji w najlepszym razie powtórzenie, tym razem przez Federację Rosyjską, losu ZSRR. Nie przewidział wszakże tego, co ujawnił na początku kończącego się tygodnia jeden z ośrodków badania opinii publicznej, a mianowicie tego, że Rosjanie będą, a tak się dzieje teraz, lepiej niż obecne rządy Putina, oceniać czasy kiedy panował Breżniew.

Inne wpisy tego autora

Amerykanie radzą – wspierajmy Łukaszenkę

Amerykańska Jamestown Foundation, która niedawno wydała raport poświęcony roli Polski z zapewnieniu bezpieczeństwa Państw Bałtyckich opublikowała kolejny, jeszcze bardziej interesujący z polskiej perspektywy, tym razem

Test wyborczy na Białorusi

Zgodnie z komunikatem opublikowanym przez białoruską centralną komisję wyborczą, w zbliżających się wyborach do izby niższej tamtejszego parlamentu, które odbędą się 17 listopada, wystartuje 558