Bazy USA w Niemczech muszą zostać

Doceniasz tę treść?

Świat polityki międzynarodowej zelektryzowała informacja o redukcji sił amerykańskich w Niemczech i ewentualnym przesunięciu ich na wschodnią flankę NATO, w tym do Polski. Tymczasem rządy USA i Niemiec nie potwierdziły takiego ruchu, ani nawet tego, że toczą się na ten temat negocjacje. Emocja nieco opadły, czas zatem na chłodną refleksję.

 

Ewakuacja z Niemiec 9,5 tysiąca żołnierzy wraz z rodzinami to skomplikowane zadanie logistyczne, o znacznych konsekwencjach politycznych. Takich rzeczy nie robi się ad hoc, zatem – jeśli nawet doniesienia medialne (Reuters i Wall Street Journal) są w jakiejś mierze prawdziwe lub prawdopodobne, operacja ta będzie musiała być porządnie przygotowana i przeprowadzona, co zajmie zapewne bardziej rok niż tygodnie.

Nie wiadomo, jakie oddziały i gdzie miałoby być wycofane, co sprawia wielką trudność w ocenie, czy ewakuacja sił USA byłaby korzystna, czy też nie z punktu widzenia polskiej racji stanu. W najprostszym ujęciu, dotychczasowe doniesienia medialne nie pozwalają Polakom na razie ani się szczególnie cieszyć, ani płakać. Za mało wiemy.

1.

Obecność militarna w Niemczech ma dla Amerykanów pierwszorzędne znaczenia strategiczne, dużo większe niż na przykład bazy na Bliskim Wschodzie. Jej waga jest porównywalna jedynie z utrzymywanie kontyngentów USA w Japonii i Korei. Gdyby zatem obecna, czy kolejna administracja amerykańska zdecydowała się na całkowite wyprowadzenie wojsk amerykańskich z Niemiec, byłaby to strategiczna rewolucja. W grę wchodzi więc jedynie ograniczenie ich liczby przy zachowaniu dotychczasowy zadań i funkcjonalność.

Niemcy w czasach zimnej wojny były krajem frontowym, na którego terenie miała być stoczona decydująca bitwa pomiędzy siłami Związku Sowieckiego a NATO. Zapleczem sił zachodu (bardzo płytkim skądinąd) stały się zaś Belgia, Holandia i Wielka Brytania. Taki układ determinował rozmieszczenie sił USA w Europie.

Dzisiaj jest inaczej. Pasem frontowym NATO są państwa bałtyckie, Polska i ewentualnie Rumunia. Niemcy wraz z krajami Beneluksu i Wielką Brytanią stanowią zaplecze.

Znaczna odległość od potencjalnego teatru działań wojennych oraz rozbudowane systemy obrony powietrznej powodują, że przeciwnik (Rosja) ma małe możliwości oddziaływania militarnego na terytorium Niemiec. Z Polską sprawy mają się inaczej, połowa naszego terytorium bowiem jest wystawiona na uderzenia rakietami balistycznymi Iskander czy manewrującymi, a obrona powietrzna kuleje. Amerykańskie instalacje wojskowe na wschód od Wisły i na północy kraju mogłyby zostać zniszczone w pierwszych minutach wojny, chyba że osłoniono by je własnymi systemami obronnymi, a to duży wydatek i poważne ograniczenie możliwości użycia tych systemów w innych miejscach, gdzie mogą być w danym momencie bardziej potrzebne.

Dlatego właśnie w Niemczech, a nie w Polsce są obecnie zlokalizowane główne siły logistyczne, broń nuklearna, krytyczna infrastruktura lotniskowa i portowa, ale też jednostki bojowe. To na terytorium naszego zachodniego sąsiada mają się skoncentrować przerzucane zza Atlantyk amerykańskie siły główne, które wyprowadzą stamtąd kontruderzenie na terytorium Polski.

W naszym kraju stacjonują jedynie pomocnicze wojska USA mające wesprzeć polska obronę. Niektóre z nich uzupełniają zresztą luki w polskich kompetencjach, na przykład – eskadra dronów dalekiego zasięgu Reaper w Mirosławcu, czy śmigłowce ataku amerykańskiej brygady lotniczej w Powidzu.

2.

W żywotnym interesie Polski leży, by siły USA w Niemczech zachowały dotychczasowe zdolności. To z Niemiec przyjdzie wsparcie, jeśli przeciwnik zacznie się wbijać zmotoryzowanymi klinami w terytorium Polski pokonując naszą obronę. To porty Morza Północnego i przestrzeń powietrzna nad Wielką Brytanią, Beneluksem i Niemcami, choćby port morski Wilhemshaven i baza lotnicza Ramstein, a nie Bałtyk i polskie niebo, dają wojskom USA bezpieczeństwo niezbędne do koncentracji sił.

Jakiekolwiek wycofanie sił amerykańskich z Niemiec – nawet do Polski – które pociągałoby za sobą ograniczenie możliwości w zakresie przyjęcia sił zza Atlantyku, ich skoncentrowania i utrzymania dla nich nieprzerwanych linii zaopatrzenia byłoby szkodliwe dla polskiej racji stanu.

Polska musi się obronić w razie ataku, najlepiej własnymi siłami, ale niezwykle istotne jest dla nas także utrzymanie warunków do zwycięskiej kontrofensywy NATO, gdybyśmy nie zdołali utrzymać swojego terytorium, a takie warunki dają Niemcy. Nikt inny.

Szczególnie niepokojące byłoby znaczne zredukowanie sił w Niemczech wraz z ich kompetencjami i relokacja tych wojsk do USA lub w rejon Pacyfiku, co byłoby nawet zrozumiałe z punktu widzenia globalnych interesów USA w kontekście wzrostu potęgi militarnej Chin, ale bardzo szkodliwe dla obrony Europy. Negatywnych skutków takiego posunięcia nie zrekompensowało by nam nawet zwiększenie kontyngentu amerykańskiego na naszym terytorium.

3.

Obecność wojsk USA w Polsce, a także rozwijanie infrastruktury niezbędnej do przyjęcia oddziałów bojowych w większej liczbie na wypadek wojny (lotnisk, magazynów, składów paliw) ma obecnie fundamentalne znaczenie dla bezpieczeństwa Polski. Z dwóch powodów. Po pierwsze – działa odstraszająco na potencjalnego agresora; wojna z Polską oznaczałaby bowiem dla niego rozpoczęcie jednocześnie wojny z Ameryką. Po drugie – siły te często wnoszą kompetencje, jakich Wojsko Polskie po prostu nie ma, poprawiają zatem ogólną zdolność do obrony Rzeczpospolitej przez atakiem.

Przebazowanie do Polski kolejnych oddziałów, najlepiej bojowych, byłoby jeszcze większym wkładem w obronność Polski, ale nie może się to odbyć kosztem utrzymania zdolności sił USA w Niemczech.

Polska, ze względu na swoje położenie, nie może dać wojskom NATO, czyli głównie amerykańskim, głębi strategicznej, muszą ją mieć w Niemczech. Miejmy zatem nadzieję, że jeszcze długie dekady nad Renem będą funkcjonować bazy USA.

Gdyby miały zostać zlikwidowane, na przykład w ramach wielkiego resetu relacji USA z Rosją w imię hipotetycznego sojuszu obu państw przeciwko Chinom, byłaby to dla Polski wieść wręcz hiobowa.

Inne wpisy tego autora