Niemieccy Zieloni chcą ograniczenia budowy autostrad w swoim kraju. W pierwszej chwili ręce same składają się do oklasków – taki ruch długofalowo podkopie pozycję Niemiec na rynku transportowym, jednak w gruncie rzeczy to pomysł niebezpieczny dla całej Europy.
Zaczęło się od dyskusji o budowie autostrady A49 w Hesji. Pojawiło się żądanie wstrzymanie jej budowy. „Atak” na drogi poszedł dwutorowo – ws. autostrady wypowiedzieli się Annalena Baerbock, współszefowa partii oraz Anton Hofreiter szef klubu parlamentarnego tego ugrupowania.
Kolejnym krokiem było żądanie przeanalizowania (krytycznych) planów transportowych niemieckiego rządu. Weryfikacja miałaby mieć jeden kierunek – drastycznie ograniczyć budowę autostrad posługując się – jako kryterium oceny – m.in. kwestiami ekologicznymi. Zdaniem Zielonych budowa nowych dróg ma negatywny wpływ na stan klimatu, generując dodatkowy ruch samochodowy. W imię walki o klimat należy więc ograniczać budowę dróg, promować inwestycje kolejowe i wspierać transport publiczny. W dyskusjach nad nowymi autostradami padło oczekiwanie „nowej polityki transportowej”, ale w ustach bardziej radykalnych Zielonych pojawiło się nawet słowo „moratorium”, czyli walka z ruchem drogowym radykalizuje się wraz z upływem czasu.
W Niemczech federalna sieć dróg krajowych obejmuje 13 tys. km autostrad i 38 tys. km dróg federalnych. Plan Federalnego Ministerstwa Transportu przewiduje około 80 nowych projektów budowlanych i ponad 200 projektów rozbudowy samych autostrad do 2030 r. Obecny federalny plan inwestycji dot. infrastruktury transportowej przewiduje inwestycje w wysokości 270 miliardów euro do 2030 roku. Połowa funduszy trafi na budowę dróg, 40% do kolei, a reszta na rozwój żeglugi śródlądowej. Zieloni chcą te proporcje zmienić.
Z jednej strony można się z tych planów nawet cieszyć patrząc na perspektywy rozwoju polskich portów. Każde osłabienie zdolność transportowych naszych sąsiadów wpływa dobrze na naszą pozycję rynkową. Trzeba bowiem pamiętać, że o wysokości i szybkości przeładunków w portach decydują nie tyle czynniki dotyczące samych spółek przeładunkowych w portach. Kluczowym elementem jest skomunikowanie portu z zapleczem i łatwość wyjazdu w kierunku kluczowych odbiorców przeładowanych w porcie towarów. Dlatego tak ważne jest skomunikowanie portów z zapleczem.
Od kilku lat pozycja niemieckich portów jest systematycznie podłamywana m.in. przez porty w Polsce. Jeszcze kilka lat temu żartowano, że największym polskim portem kontenerowym jest Hamburg. Dziś nikt nie ma wątpliwości, że największym polskim portem kontenerowym jest Gdańsk, a za nim Gdynia. Co więcej – w gospodarce przed pandemią poprawiały swoją pozycję, a Hamburg (cały czas bardzo duży) powoli tracił ładunki. Obecnie te tendencje nadal widać bardzo wyraźnie. Wstrzymanie budowy autostrad w Niemczech może ten trend ugruntować i wzmocnić.
Czemu zatem martwić się pomysłami niemieckich Zielonych? Bo strategia „walki z drogami”, jeśli przyjmie się w Niemczech, może być „eksportowana” na resztę Europy. W Niemczech z ogromną siecią już istniejących dobrych dróg można skupić się na inwestycjach w połączenia kolejowe. W Polsce i innych krajach Europy Środkowej potrzeba jeszcze co najmniej 2 dekad, aby rozbudować przyjazną dla przemysłu i portów sieć drogową. Jeśli przedstawiciele Niemiec w Unii mieliby decydować o kierunkach wsparcia projektów logistycznych i infrastrukturalnych, to „moratorium” na autostrady czy drogi szybkiego ruchu byłoby uderzyć w nasze plany inwestycyjne. Dlatego pomysły Zielonych mogą okazać się skrajnie szkodliwe właśnie dla Polski.
A wszystko, co napisałem wyżej, nie oznacza kwestionowania potrzeby przebudowy połączeń kolejowych i przerzucania ładunków na tory. To pożądany kierunek zmian. Tak samo jak wspieranie transportu intermodalnego czy rozbudowa baz i terminali logistycznych w całej Polsce. To samo dotyczy czystych technologii w transporcie, tylko że te działania powinny współgrać z rozbudową dróg, a nie być efektem „moratorium” na budowę infrastruktury drogowej. Dyskusja, którą właśnie rozpętali w Niemczech Zieloni pokazuje, że drogi stają się wrogiem ideologicznym, a to źle wróży Niemcom i całej Europie.