Kaukaski eksperyment

Doceniasz tę treść?

Miałem szczery zamiar nic nie pisać o wyborach i wirusach, bo wszyscy mają tych kwestii serdecznie dosyć. No ale jednak się nie da. Obserwuję mój ulubiony Kaukaz i zastanawiam się, czy przypadkiem nie mamy tam wdzięcznego obszaru wielkiego społecznego eksperymentu.

 

Premier Armenii, 1 czerwca, z okazji swoich 45 urodzin zrobił sobie prezent. Poinformował naród, ze jest chory na koronawirusa. Oraz, że choruje cała jego rodzina. Armenia jest w ogóle przykładem generalnej wtopy epidemicznej. Ilość dziennych zachorowań na światowego wirusa jest tam sporo większa niż w Polsce. Przy szesnastokrotnej różnicy w liczbie mieszkańców. Na dodatek lekarze alarmują, że nie ma miejsc w szpitalach i że muszą stosować coraz okrutniejszą selekcję chorych.

Władze do niedawna spokojne nagle wpadły w lekką panikę. W ostatni weekend wysłały kontrole sanitarne do firm. Z powodu nieprzestrzegania zasad dystansu społecznego zamknięto ponad 1000 instytucji w tym kilkadziesiąt restauracji w centrum Erywania. Jak się wydaje pomysł na dość luźny stosunek do epidemii w Armenii się nie sprawdził.

Jedną z największych zagadek całego koronawirusowego szaleństwa pozostaje wciąż pytanie o skuteczność niemającego precedensu w historii modelu lockdownu. Czy zamknięcie obywateli w domach daje realne skutki? Czy też jest po prostu objawem tchórzostwa polityków, którzy obawiają się, że wyjdzie na jaw kompletne nieprzygotowanie instytucji państwowych do radzenia sobie z epidemiami o wielkiej skali?

Dobrym obszarem do studiowania różnych sposobów walki z koronawirusem jest cały Kaukaz Południowy. Przeglądając dane statystyczne ze zdziwieniem widzimy ogromne różnice w rozprzestrzenianiu się epidemii. Na obszarze o dość podobnej mentalności obywateli i o podobnym poziomie rozwoju gospodarki.

Z jednej strony mamy Gruzję, gdzie zachorowało ledwie ok. 700 osób a dzienny przyrost chorych od pewnego czasu nie przekracza 10, a z drugiej Armenię gdzie liczba chorych zbliża się do 10 tysięcy. Z pozoru te dane wskazywać powinny na skuteczność modelu powszechnego zamknięcia. W Gruzji do początku maja obowiązywał bezwzględny zakaz poruszania się obywateli a największe miasta były strefami zamkniętymi. Dopiero 4 maja zniesiono najostrzejsze restrykcje. W tym zakaz poruszania się samochodów prywatnych, który zamknął Gruzinów w domach, no bo przemieszczanie się piechotą jest tam wręcz obraźliwe dla poważnego człowieka. Dopiero 9 maja otwarto stolicę Gruzji. Nadal obowiązuje tam godzina policyjna i liczne ograniczenia. Z kolei w Armenii, mimo krótkiego okresu zamknięcia gospodarki obywatele funkcjonują już w mniej więcej normalnym rytmie. Na ulicach nie uświadczy się osób w maseczkach, czy też utrzymujących zalecany dystans społeczny. A nawet w czasie trzech tygodni najostrzejszych restrykcji Ormianie nie zrezygnowali z biesiadowania w prywatnych domach i ogrodach. No i oczywiście powszechnej wymiany uścisków i pocałunków na powitanie. Jak mi opowiadają przyjaciele z Erywania, życie w pełni wróciło do przedepidemicznej normy a jedynym znakiem tego, że coś się dzieje są kelnerzy przecierający stoliki w restauracjach po poprzednich gościach.

Ponad dziesięciokrotna różnica w ilości chorych (w proporcji do liczny ludności) jest jednak dziwna. Armenia jest w końcu jednym z najbardziej zamkniętych krajów świata. Jedno przejście graniczne z Iranem, dwa z Gruzją i lotnisko w Erywaniu. Koniec. Możliwość kontrolowania przepływu osób i kontaktu z zagranicą jest właściwie pełna. Co więcej, niemal natychmiast po gwałtownym wzroście zachorowań w Iranie Armenia zamknęła przejście graniczne z Republiką Islamską.

Ormianie tłumaczą, że w ich kraju przeprowadza się bardzo dużo testów na obecność wirusa. Znacznie więcej niż w Gruzji i Azerbejdżanie. Jeżeli jednak weźmiemy pod uwagę, że Gruzja utrzymuje dość intensywne kontakty z Turcją i Rosją czyli krajami, które już wyprzedziły Iran w ilości zachorowań to różnica pomiędzy tymi krajami pozostaje wciąż zagadką. Szczególnie, że mentalność obywateli mających dość luźny stosunek do zakazów i ograniczeń w oby państwach jest podobne.

Muzułmański Azerbejdżan plasuje się mniej więcej w połowie drogi pomiędzy Gruzją a Armenią. Ilość zachorowań dość dynamicznie rośnie (około 200 przypadków dziennie w kraju wielkości Czech) a ograniczenia przemieszczania się dotyczą w zasadzie wyłącznie stolicy, reszta kraju funkcjonuje normalnie.

Kolejny paradoks regionu, to stosunkowo niewielka śmiertelność nieznacznie przekraczająca 1% odnotowanych przypadków zakażenia. W porównaniu z Państwami Bałtyckimi, które przeszły już najwyższą falę epidemii i odnotowały śmiertelność na poziomie ok. 3% wykrytych przypadków to bardzo niewiele.

A przecież poziom służby zdrowia, dostępność respiratorów itd. na Kaukazie Południowym są nieporównywalnie niższe niż w państwach Unii Europejskiej. Trudno też oskarżać tamtejsze władze o fałszowanie statystyk. W odróżnieniu od Dagestanu czy Czeczenii nie wprowadza się rozróżnienia pomiędzy wirusem a „ciężkim zapaleniem płuc”.

Wygląda na to, że Kaukaz Południowy może być wdzięcznym obiektem badań epidemiologów pozwalającym określić jak ograniczenia i czynniki klimatyczne wpływają na rozprzestrzenianie się choroby. W końcu o koronawirusie wciąż wiemy bardzo mało.

Jeśli idzie o restrykcje, to zdecydowanie najbardziej konsekwentne wprowadzili właśnie Gruzini. Azerbejdżan, pomimo tego, że system władzy jest tam najbardziej opresyjny, skupił się właściwie na ograniczeniu ruchu mieszkańców Baku. A w Armenii formalne ograniczenia zostały wprowadzone, ale nie były realnie egzekwowane.

Oczywiście dane o chorobach można utajnić, ale statystyk śmiertelności już nie bardzo. Mamy więc kolejny eksperyment społeczny, który może zapewnić materiał badawczy epidemiologom próbującym opisać wirusa, który sparaliżował świat.

Inne wpisy tego autora

Kazachstańska matrioszka czyli nowa doktryna Breżniewa

Żangaözen to niewielkie miasto na zachodzie Kazachstanu. Ot nieco ponad 50 tys. mieszkańców, zakład przeroby gazu, nieduża rafineria, dookoła pola naftowe. Kilkadziesiąt kilometrów dzieli miasteczko

Tygodnie złych wróżb

Minione tygodnie były wyjątkowo intensywne w polityce europejskiej. Oczywiście odbyło się – trwające ponad 2 godziny – spotkanie video prezydentów Bidena i Putina. Turę rozmów

Wojna bez końca

Towarzysz Lenin miał rację. Zdarzyło mu się szczerze powiedzieć, ze „sojusz małej Polski z wielka Rosją będzie w istocie dyktatem”. Od kilku lat Ormianie boleśnie