Tomek Wróblewski zdemaskowany!

Doceniasz tę treść?

Robię to bardzo rzadko, ale tym razem zrobię, bom się srogo zirytował: „Gazeta Wyborcza” rozszyfrowała mojego kolegę i zarazem szefa Warsaw Enterprise Institute Tomka Wróblewskiego. Jemu zapewne ani nie wypada, ani nie chce się odpowiadać na jeden z najdurniejszych tekstów, jakie kiedykolwiek „GW” napisała. Na swój temat też już czytałem tam lub choćby w NaTemat wiele bredni, często skonstruowanych według identycznego z jak tu schematu, proszę więc potraktować ten tekst jako studium przypadku.

 

Dziś rano mój wzrok przykuł na stronie „GW” intrygujący tytuł: „Kiedyś piewca wolnego rynku, dziś żołnierz Kaczyńskiego. Studium przypadku Tomasza Wróblewskiego”. Przez chwilę myślałem, że może mowa o jakimś innym Wróblewskim. Znam bowiem Tomka od wielu, wielu lat – jeszcze z czasów wspólnej pracy w „Życiu” – i jedno mogę powiedzieć z całkowitym przekonaniem: niczyim żołnierzem nie jest, co zresztą, jak przypuszczam, sprawiło, że dość dobrze się rozumiemy, bo niechęć do przyjmowania rozkazów nas łączy. 

Wiem też, że Tomek piewcą wolnego rynku być nie przestał (a był nim zawsze). Dowodzi tego jego organiczna praca nad zrobieniem z WEI jednego z najprężniejszych think-tanków w Polsce, jego publicystyka, wywiady z nim, publikowane w ramach WEI raporty i książki czy objęcie patronatem Świetlicy Wolności – prawdziwie wolnościowego lokalu w dawnym Domu Partii (niestety, teraz zamkniętego jak cała gastronomia), gdzie regularnie odbywają się całkowicie niezależne debaty, często współorganizowane z Klubem Jagiellońskim czy Nową Konfederacją – organizacjami, które również tylko kompletny wariat mógłby posądzić o chodzenie na pasku Kaczyńskiego. Wystarczy wreszcie obejrzeć kilka odcinków „Wolności w Remoncie” – regularnego cyklu pogadanek wideo na YT, prowadzonego przez Wróblewskiego – żeby nabrać pojęcia o jego wolnorynkowych poglądach. 

Wiedząc to wszystko i przekonawszy się, że autorowi – niejakiemu Leszkowi Kostrzewskiemu – chodzi faktycznie o tego Wróblewskiego, kliknąłem zaintrygowany tym, do jakich to znów rewelacji dziennikarz „Wyborczej” dotarł. Może jest coś, o czym nie wiem? Może Tomek nagle zdradził wolny rynek i przechrzcił się na socjalizm, tak bliski obecnej władzy? Może ogłoszono, że został doradcą Kaczyńskiego? Albo wstąpił do PiS?

No to teraz proszę się trzymać. Argumenty i dowody na tezę postawioną w tytule są zaiste porażające – w kategoriach psychiatryka. Nie wiem, ale mogę się domyślać, jaki jest stosunek dziennikarza „GW” do Antoniego Macierewicza – tymczasem on sam tworzy ciąg sylogizmów, którego spójność jest mniejsza niż teorii byłego ministra obrony, a to już duże osiągnięcie. 

Jak zatem wywodzi Kostrzewski, Wróblewski po aferze trotylowej w „Rzeczpospolitej” (tekst Cezarego Gmyza), którą wówczas kierował, miał uznać, że jedynym sposobem na przetrwanie jest przyklejenie się do PiS. „I tak jest do dziś” – oznajmia Kostrzewski. Dowody? 

W 2015 r. kierowane przez Tomka „Wprost” przyznało tytuł Człowieka Roku Kaczyńskiemu, a Wróblewski poprowadził panel, podczas którego do świeżo upieczonej poseł Lichockiej zwracał się „Joasiu”. Sądzę, że zwłaszcza to ostatnie pogrąża Wróblewskiego całkowicie. Mnie zresztą też, bo również jestem wciąż z Lichocką na „ty”, a to najwyraźniej robi ze mnie żołnierza Kaczyńskiego. Przypomnę też – tę opinię głoszę od dawna – że PiS w 2015 r., po obietnicach kampanii wyborczej i latach 2005-2007, mógł dawać nadzieję na znacznie lepszą jakość rządów niż ta, którą widzimy po pięciu latach. 

Dalsze dowody na „przyklejenie się do PiS” to prowadzony przez jakiś czas program w Republice i Polskim Radiu24. I znów: ja też prowadziłem program w Republice (do 2017 r.) i w PR24 (do 2019 r.). Zatem – prosty wniosek – również jestem żołnierzem Kaczyńskiego. Uważnym obserwatorom życia medialnego i publicznego nie muszę chyba przypominać, że zmieniała się Republika (przykręcenie śruby nastąpiło, gdy właśnie w 2017 r. stery przejęła Dorota Kania) i zmieniało się PR24. Wszyscy swobodnie myślący z obu tych miejsc sukcesywnie wylatywali. Wróblewskiego też nie ma już ani tam, ani tam. 

No i reszcie dowód kluczowy: w 2014 r. Wróblewski poprowadził panel o rządach Viktora Orbána zorganizowany przez związany z PiS Instytut Sobieskiego. Nic to, że było to jeszcze przed wyborami w 2015 r., więc raczej trudno było uznać to za nagrodę ze strony władzy. Kostrzewskiego chciałbym powiadomić, że mnie zdarzyło się kilkakrotnie prowadzić panele na Kongresie Polska Wielki Projekt. Sądzę, że to stawia mnie w hierarchii pisowskiej gwardii gdzieś między Błaszczakiem a Brudzińskim. 

Od tych porażających elementów życiorysu Wróblewskiego Kostrzewski gładko przechodzi do roku 2020 i wysnuwa wniosek, że właśnie one pozwalają pojąć nieprzychylny stosunek Wróblewskiego do Strajku Kobiet. Jasna sprawa: kto w 2014 r. poprowadził panel w Instytucie Sobieskiego, ten w 2020 r. jest z powodu swojej wierności Naczelnikowi wrogiem Strajku Kobiet. Coś się nie zgadza?

Ale to nie koniec: WEI jest przecież powiązane z ZPP, którym kieruje Czarek Kaźmierczak, a Czarek nawet (tak, słowo „nawet” pojawia się w tekście Kostrzewskiego, podkreślając wagę zbrodni) wystąpił z „odczytami” (chodzi zapewne o udział w panelu) na kongresie PiS (chodzi zapewne o Polskę Wielki Projekt). A przecież wiadomo, że to skreśla człowieka całkowicie. Zdarzało się też, że ZPP zajmował w Radzie Dialogu Społecznego takie samo stanowisko jak „Solidarność” – np. w sprawie niedopuszczenia do RDS byłych TW. Nic to, że najpierw, wbrew prawu, trzymano ZPP kilka miesięcy w poczekalni, choć spełniał wymogi przewidziane w celu udziału w radzie, bo właśnie „Solidarność” się burzyła. Może Kostrzewski nie miał po prostu czasu zrobić głębszego riserczu. 

I teraz najlepsze: gdy lud słusznie burzył się w sprawie konstytucji i nosił koszulki z napisem „KONSTYTUCJA”, Kaźmierczak miał koszulkę z napisem „DESTYLACJA”. Nie ogarniają Państwo? To może proszę sobie to rozrysować: Kaźmierczak – „DESTYLACJA” – Wróblewski – żołnierz Kaczyńskiego. Czego Państwo nie rozumieją?

Aha, Kaźmierczak wskazywał, że niepojawienie się kobiet w pracy podczas protestów może narażać pracodawców na straty. To oczywiście nakłada na niego infamię, z nim na Wróblewskiego, a obawiam się, że także i na mnie. W końcu piszę tu, gdzie piszę. 

Ten ostatni punkt to zresztą lepsza maskirowka. Żeby zamaskować swoją uległość wobec PiS, Wróblewski trzyma jako autorów blogów na portalu WEI takie osoby jak Andrzej Krajewski, Darek Matuszak, Jurek Wysocki, Robert Gwiazdowski (choć ten to chyba jednak znany pisowiec – trzeba by zapytać Kostrzewskiego), no i mnie. Ale ja – jak już sam wykazałem wyżej – według kryteriów GW właściwie kwalifikuję się co najmniej jako Andruszkiewicz bis. 

Kostrzewski informuje, że poprosił Tomka o komentarz do jego „ostatnich wypowiedzi”. Właściwie nie wiem, co szef WEI mógłby mu odpisać. Może coś w stylu: „Tak, to prawda, jestem tajnym doradcą Kaczyńskiego, a etatystyczny kurs polskiego rządu jest głównie mojego autorstwa. Tak naprawdę jestem wyznawcą Keynesa, a ostatnio coraz bardziej fascynują mnie Marks i Lenin”. 

Do pana Kostrzewskiego mam zaś tylko jedną uwagę, parafrazując jedną z najbardziej znanych polskich kwestii filmowych: „Manipulować to trzeba umieć”.

Inne wpisy tego autora

Dlaczego Ukraińcy mają chęć walczyć

Trudno analizować to, co dzieje na ukraińskich frontach, lecz jedno wydaje się pewne niezależnie od ostatecznego rezultatu: Władimir Putin się przeliczył. Nie doszacował zarówno zdolności

Justin Trudeau podziwia Chiny

Gdyby mnie ktoś dzisiaj zapytał, czy Kanada jest wciąż demokratycznym krajem, miałbym problem z odpowiedzią. Owszem, także dlatego, że nie jest dziś łatwo zbudować sensowną