Aborcja zgodna i niezgodna z konstytucją

Doceniasz tę treść?

Każdy wyrok TK w sprawie ustawy aborcyjnej byłby zgodny z konstytucją. Taką mamy konstytucję.

Ustawa o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży (słynny „kompromis aborcyjny”) uchwalona została 7 stycznia 1993 roku za premierostwa Hanny Suchockiej..

Art. 1 ust. 1 ustawy stanowił, że „każda istota ludzka ma od chwili poczęcia przyrodzone prawo do życia”, a ust. 2, że „życie i zdrowie dziecka od chwili jego poczęcia pozostają pod ochroną prawa”.

Był to zresztą kompromis zawarty pomiędzy religijnymi fundamentalistami i religijnymi liberałami. Został przyjęty 213 głosami przeciwko 171, przy 29 wstrzymujących się – więc nie była to jakaś większość przytłaczająca. Aż 47 posłów w ogóle zlekceważyło to głosowanie i się na nim nie pojawiło.

Ciekawą opinię podczas drugiego czytania projektu ustawy na 33 posiedzeniu Sejmu w dniu 30.12.1992 r. przedstawił poseł Konfederacji Polski Niepodległej – Krzysztof Król, który zwrócił uwagę, że „w czasie pierwszego czytania tego projektu ustawy trwały strajki w Zagłębiu Miedziowym, w czasie dzisiejszego czytania trwają strajki na Górnym Śląsku. Nie jest to przypadkowe. Występuje widoczna ucieczka ugrupowań, które nie posiadają programu gospodarczego, do problemu aborcji, i dotyczy to obu stron tej sali (…) Ten projekt jest narzędziem walki wewnątrz obecnej koalicji rządowej. Dla elektoratu Unii Demokratycznej takie zachowanie jest uwiarygodnieniem swojego programu i tego, że jest w koalicji z ZChN, i dla ZChN podobnie. (…)  Świadczą o tym chociażby propozycje głosowania blokami. Widzimy, że w bardzo dużej mierze chodzi tu o manifestowanie własnych poglądów, a nie o szukanie najlepszych rozwiązań”. Ustawę potraktowano instrumentalnie w chwili poczęcia i trwa to do dziś.

Wniosek o przeprowadzenie referendum został skrytykowany i odrzucony. Dziś tradycji pod tym względem staje się zadość tylko, że to lewica, która wówczas była za referendum dziś jest przeciw.

Po słynnej „obstrukcji jelitowej” pana posła i ministra sprawiedliwości Zbigniewa Dyki, która zatrzymała go w sejmowej toalecie, w dniu 28 maja 1993 roku doszło do uchwalenia wotum nieufności dla rządu Suchockiej, a przyśpieszone wybory wygrał Sojusz Lewicy Demokratycznej i wspólnie z Polskim  Stronnictwem Ludowym ten „kompromis”, uchwaleniu którego się wcześniej sprzeciwiał, próbował zerwać. Ale nie tak od razu. Aż tak bardzo paląca sprawa aborcji to nie była. Bo przecież najpierw były w 1995 roku wybory prezydenckie i nie można było z kandydata SLD czynić aborcjonisty, bo jednak starsze panie, które uległy urokowi młodzieńca z „wyższym wykształceniem” mogłyby zagłosować inaczej. Więc i pod tym względem było identycznie, jak jest dziś. Zmianę przepisów uchwalono dopiero 30 sierpnia 1996 roku. Prace nad zmianami przyspieszyły po dymisji premiera Józefa Oleksego w związku z aferą szpiegowską Olina. Czymś to trzeba było „przykryć”. Dzisiaj mamy Covid. Taka się robi tradycja.

Oprócz aborcji z wyjątkowych przyczyn dopuszczono przerwanie ciąży do 12. tygodnia, jeżeli kobieta znajdowała się w „ciężkich warunkach życiowych“ lub „trudnej sytuacji osobistej“.  Prezydent Kwaśniewski ustawę podpisał – w sumie do kolejnych wyborów pozostały 4 lata, dałoby się to jakoś w przyszłości przykryć czymś innym –  ale nowelizację zaskarżyła grupa senatorów, a TK (w pełnym składzie) ich wniosek w istotnej części uwzględnił (przy trzech zdaniach odrębnych)  w orzeczeniu z 28 maja 1997 (K 26/96). Z prawnego punktu widzenia nie dało się uzasadnić, że opierało się ono na ścisłej i oczywistej wykładni ówczesnego porządku konstytucyjnego. W ustawie konstytucyjnej z 1992 roku nie było bowiem żadnych bezpośrednich odniesień do problemu aborcji! Orzeczenie to dość złośliwie skomentował wówczas Wojciech Sadurski: „można oczywiście prawo do życia od momentu jego powstania wywieść absolutnie z każdego artykułu konstytucji, w tym także z artykułu mówiącego, że Warszawa jest stolicą Polski. Proszę bardzo: aby była stolica, musi być także kraj, aby był kraj, muszą być ludzie, aby byli ludzie, muszą mieć życie, aby mieli życie, musi ono być chronione jako podstawowa wartość od samego początku jego powstania.” W składzie TK mieli przewagę sędziowie wybrani przez poprzedni Sejm, w którym większość mieli posłowie reprezentujący inny światopogląd od tych, którzy wygrali w roku 1993.

Ale dajmy już spokój historii. Zajmijmy się prawem. Art. 38 Konstytucji stanowi, że „Rzeczpospolita Polska zapewnia każdemu człowiekowi prawną ochronę  życia”. Jak to rozumieć?

A jakby nie „zapewniała” to bym prawa do życia nie miał? Każdy ma prawo do życia, wolności i własności i może tych praw bronić sam – nawet przy  pomocy siły i nawet przed jakoś „Rzeczpospolitą”. Człowiekiem to chyba jestem, ale co to jest „człowiek” – to znaczy kiedy zaczyna się życie już nie bardzo wiadomo. Może w chwili poczęcia, albo w chwili rozwiązania, albo gdzieś pomiędzy tymi skrajnościami. Oczywiście fundamentaliści z obu stron są zwolennikami obu tych skrajności. Ale skoro ustrojodawca nie wypowiedział się  w konstytucji kiedy zaczyna się życie to obje definicje są tak samo konstytucyjne! Ale jak Rzeczpospolita zapewnia każdemu prawną ochronę życia to na czym ona polega?  Bo przecież Rzeczpospolita zapewnia też każdemu „wolności i prawa człowieka i obywatela oraz bezpieczeństwo obywateli oraz ochronę środowiska” (art. 5) „nietykalność i wolność osobistą” (art. 41), „wolność komunikowania się” (art. 49),  „nienaruszalność mieszkania” (art. 50), „wolność poruszania się” (art. 52), „organizowania  pokojowych zgromadzeń” (art. 57), „wyboru i wykonywania zawodu” (art.65), „bezpieczeństwo ekologiczne współczesnemu i przyszłym pokoleniom” (art. 73). Więc może Rzeczpospolita „zapewniać” każdemu te prawa w różny sposób – czyli wybiórczo. A jak wybiórczo – o tym decyduje ustawa.

Sąd Najwyższy w wyroku z 8 maja 1998 r. przyjął regułę „określająca następującą kolejność różnych sposobów wykładni: wykładnia językowa, wykładnia systemowa, wykładnia funkcjonalna (celowościowa). Także w postanowieniu z dnia 2 grudnia 2004 r. uznał za powszechną „zasadę pierwszeństwa wykładni językowej oraz pomocniczości wykładni systemowej i funkcjonalnej, co oznacza, że interpretator powinien opierać się przede wszystkim na rezultatach wykładni gramatycznej, i dopiero gdy ta prowadzi do niedających się usunąć wątpliwości, korzystać z wykładni systemowej; jeżeli natomiast również wykładnia systemowa nie doprowadziła do usunięcia wątpliwości interpretacyjnych, to wolno jest posłużyć się wykładnią funkcjonalną”.

No to zacznijmy od wykładni językowej. Osiem słów pięć niejasnych. „Rzeczpospolita Polska (to akurat jasne) (i) zapewnia każdemu (to też jasne) (ii)  człowiekowi (iii) prawną ochronę (iv) życia”. Przy pomocy wykładni językowej, czyli interpretacji przepisów przy pomocy reguł znaczeniowych (semantycznych) i konstrukcyjnych (stylistycznych) języka prawnego i naturalnego, nie da się niczego o art. 38 konstytucji powiedzieć. Wykładnię językową wspomagają (gdy chcemy ustalić, czy ustawodawca aby na pewno miał taki cel, jaki może wynikać z dosłownej interpretacji przepisu lub gdy taka interpretacja dosłowna pozostawałaby w sprzeczności z innymi przepisami  prawa) inne rodzaje wykładni – funkcjonalna (nazywana też celowościową lub teleologiczną), systemowa i porównawcza. Wykładnia funkcjonalna polega na ustaleniu znaczenia przepisu zgodnie z prawdopodobnym (domniemanym) celem jaki zamierzał osiągnąć ustawodawca. Głównym celem twórców konstytucji w 1997 roku w pewnym momencie stało się samo uchwalenie konstytucji – jak o tym już wielokrotnie pisałem. Dlatego formułowali przepisy ustawy zasadniczej w taki sposób, aby można je było „uchwalić” – to znaczy by każdy mógł je interpretować jak chce. Czy  celem mogło być zapewnienie ochrony życia od poczęcia? Jakby tak było, to nie zostałby odrzucony postulat, żeby to wyraźnie zapisać: „od poczęcia”.  Ale nie zdecydowano się na powtórzenie w konstytucji takiego samego przepisu, jaki znalazł się w art. 1 ustawy z  1993 roku – o ochronie życia od poczęcia. Czyli celu takiego nie było, czemu trudno się dziwić, bo większość sejmowa w 1997 roku była zupełnie inna niż w roku 1993.

Wykładnia systemowa polega na ustaleniu znaczenia przepisu prawnego z uwagi na jego usytuowanie w systematyce wewnętrznej aktu normatywnego, w którym przepis ten jest zawarty lub w całej gałęzi prawa lub nawet w całym systemie obowiązującego prawa, z uwzględnieniem innych jego gałęzi. Może mieć ona charakter zewnętrzny lub wewnętrzny. Przy systematyce zewnętrznej bierze się pod uwagę gałąź prawa, do której należy dany przepis, miejsce w hierarchii aktów prawnych, a przy systematyce wewnętrznej – księgę, dział, rozdział w jakim przepis został umieszczony. A gdy uchwalano konstytucję, w systemie prawa obowiązywał przepis art. 1 ustawy o planowaniu rodziny, zgodnie z którym „prawo do życia podlega ochronie, w tym również w fazie prenatalnej w granicach określonych w ustawie” – bo takie brzmienie nadała mu ustawa z dnia 30 sierpnia 1996 r. zmieniająca ustawę z dnia 7 stycznia 1993 r. Więc tu byłby punkt dla zwolenników ochrony życia „w fazie prenatalnej” ale jedynie „w granicach określonych ustawą”

Wykładnia porównawcza polega na ustaleniu znaczenia przepisu przez porównanie go z innymi, podobnym przepisami o ustalonym znaczeniu. W układzie synchronicznym porównuje się przepisy z różnych obowiązujących w tym samym czasie systemów prawnych, a w układzie diachronicznym – porównuje się obecnie obowiązujące przepisy z podobnymi przepisami, które obowiązywały niegdyś. A przy takim porównaniu sprzeczności z konstytucją ustawy o planowaniu rodziny wywieść się już nie da.

Więc skazani jesteśmy na powtarzające się awantury w tej sprawie. Czego wyborcom życzę – bo propozycja, żeby się sprawami światopoglądowymi nie zajmować nie znalazła ich uznania.

Inne wpisy tego autora