O służbach specjalnych i prokuratorach reminescencje z 15 lat

Doceniasz tę treść?

Afera z zatrzymaniem Mecenasa Giertycha i komentarze w tej sprawie z licznych anonimowych kont oraz całkiem poważnych komentatorów pchnęły mnie do przeszukania (nomen omen) dysku ze starymi felietonami. O służbach i ich bezczelności pisałem za czasów SLD, PiS i PO. Sporo się znalazło – można czytać po kawałku. Kolejne felietony oznaczone są kolejnymi datami. Prorok ze mnie normalnie. W nawiasach dzisiejsze komentarze.

 

Grudzień 2005 (to z czasu gdy tworzono CBA)

Dziadek mi wielokrotnie powtarzał, że „nie należy sikać pod wiatr”. Dziś wiatr historii wieje tak mocno, że jakiekolwiek argumenty przeciwko planom utworzenia Urzędu Antykorupcyjnego mogą się skończyć zamoczeniem spodni. Ale mimo to ostrożnie spróbuję.

W zamierzchłych czasach komunizmu, który w IV RP ma ostatecznie odejść do lamusa, powtarzaliśmy sobie dowcip: Co się zbiera w Ameryce jak jest problem? Komitet Obywatelski. A w Polsce? Komitet Centralny. Dziś można go nieco zmodyfikować – tworzy się ustawę i powołuje urząd. Antykomunistyczna opozycja, której Michał Kamiński przewodził pod koniec lat osiemdziesiątych na Uniwersytecie Warszawskim przejmując pałeczkę walki z komunizmem od starszych kolegów (w tym niżej podpisanego) którzy kończyli studia, gdy on zaczynał, walczyła o wolność. Groteskowe wydaje się, że znienawidzeni przez nas ubecy nie mieli nawet drobnej części ani takich uprawnień prawnych, ani możliwości technicznych, którymi dziś dysponują przedstawiciele demokratycznego państwa.  Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego i wywiad skarbowy mają dziś prawo do obserwowania i rejestrowania przy użyciu środków technicznych obrazu zdarzeń i dźwięku, towarzyszącego tym zdarzeniom, w miejscach publicznych. Czynności operacyjne mogą być prowadzone w formie czynności operacyjno-rozpoznawczych, w tym umożliwiających uzyskiwanie informacji oraz utrwalanie śladów i dowodów w sposób niejawny. Sąd Okręgowy w Warszawie może zarządzić kontrolę operacyjną na posiedzeniu, jednoosobowo. W przypadkach nie cierpiących zwłoki może zostać podjęta kontrola operacyjna bez postanowienia sądu, który może takie działania zalegalizować w ciągu pięciu dni. Przed wydaniem postanowienia w przedmiocie wniosku o zastosowanie kontroli, sąd MOŻE zapoznać się, z  materiałami operacyjnymi uzasadniającymi wniosek. Prawodawca wziął sobie do serca ciężką dolę przepracowanych sędziów i postanowił ulżyć im nieco w robocie – nie muszą lecz mogą zapoznać się z uzasadnieniem wniosku.  Trybu nadzoru sądowego nie stosuje się zresztą w ogóle, jeżeli kontrola operacyjna jest prowadzona za wyrażoną na piśmie zgodą osoby będącej nadawcą lub odbiorcą przekazu informacji. Ważne jest to, że wystarczy zgoda osoby „będącej nadawcą”, czyli telefonującej, a nie koniecznie osoby „będącej odbiorcą”, czyli tej, do której się telefonuje. Zważywszy, że wywiad skarbowy i ABW mają prawo korzystać z usług tajnych konfidentów, tożsamości których nie można ujawnić, każdy z konfidentów może wyrazić na piśmie zgodę na podsłuchiwanie rozmowy z każdym, do kogo zadzwoni, bez żadnej kontroli sądowej (sic). Co ciekawe ABW nie może przy wykonywaniu swoich zadań korzystać z tajnej współpracy osób, o których mowa ustawie o ujawnieniu pracy lub służby w organach bezpieczeństwa państwa lub współpracy z nimi w latach 1944-1990, ale wywiad skarbowy nie ma takich ograniczeń. Operatorzy prowadzący działalność telekomunikacyjną w sieciach publicznych oraz podmioty świadczące usługi pocztowe są obowiązani do zapewnienia na własny koszt warunków technicznych i organizacyjnych umożliwiających prowadzenie przez ABW i wywiad skarbowy kontroli operacyjnej. Oczywiście „na własny koszt” oznacza, że płacą za podsłuch podsłuchiwani (i nie podsłuchiwani) klienci, bo koszt ten operatorzy „wrzucają w cenę”. Są oni zobowiązani udostępnić dane identyfikujące abonenta sieci telekomunikacyjnej lub zakończenia sieci, między którymi wykonano połączenie, oraz dane dotyczące uzyskania próby połączenia między określonymi zakończeniami sieci, a także okoliczności i rodzaj wykonywanego połączenia. Co ciekawe, osobie, w stosunku do której, była stosowana kontrola operacyjna przez wywiad skarbowy nie udostępnia się materiałów zgromadzonych podczas tej kontroli. Przepis ten już na oko jest sprzeczny z kodeksem postępowania karnego. Więc na wszelki wypadek ustawodawca stwierdził, że „nie narusza [to] uprawnień wynikających z art. 321 kodeksu postępowania karnego”. Tradycyjna formuła prawna, że przepis nie narusza innego przepisu, oznacza, że go narusza i dlatego to naruszenie trzeba zalegalizować. Doszło nawet do tego, że w ustawie o kontroli skarbowej pracownikom wywiadu skarbowego przyznano prawo do stosowania środków przymusu bezpośredniego oraz posiadania i użycia broni palnej. Bez żadnych warunków dodatkowych. Nawet nie wiadomo czy mają strzelać najpierw w powietrze, czy od razu mogą w głowę?

Plan powołania Urzędu Antykorupcyjnego to ewidentny dowód niewiary, że konstytucyjne organy ochrony porządku publicznego i wymiaru sprawiedliwości da się zreformować. Bo jakby się dało, to po co potrzebny miałby być kolejny urząd? Ale problem nie tylko w wierze bądź jej braku. Choć to polityka, a nie ekonomia, warto przywołać klasyczną książkę Frederica Bastiata „Co widać i czego nie widać”. Będzie oczywiście widać ewentualne spektakularne sukcesy współczesnego Eliota Nesa i jego współtowarzyszy walki z korupcją. A czego widać nie będzie? Wyobraźmy sobie, że stosując podsłuchy i inwigilacje Urząd Antykorupcyjny podejmie podejrzenia, że nastąpiło naruszenie prawa i co? Powiadomi o tym prokuraturę, która przez kilka lat będzie przygotowywała akt oskarżenia? Czy może sprawy kierowane do prokuratury przez Urząd Antykorupcyjny będą miały pierwszeństwo? Czy może Urząd ten sam będzie przygotowywał akty oskarżenia? Niechby nawet, w sądzie sprawa będzie się ciągnęła do ostatecznego wyroku Sądu Najwyższego przez kilka ładnych lat. Ale za to będzie o niej głośno w mediach.

Może więc lepiej przyjrzeć się powodom korupcji i je wyeliminować. Pan Bóg zakazał Adamowi i Ewie zrywać jabłko, żeby wystawić ich na próbę. Czy mógł nie wiedzieć, że wąż skuci Ewę, a ona Adama? Przecież jest wszechmocny. Dlatego dziś modlimy się „… i nie wódź nas na pokuszenie, ale nas zbaw ode złego…” Może więc na pokuszenie nie powinien nas wodzić także prawodawca. (i jak się okazało piękny agent na Harleyu wodził na pokuszenie starzejące się posłanki)

Jeśli już musi powstać to życzmy sobie, żeby był. Pamiętajmy tylko, że nie tylko pieniądze deprawują. Władza deprawuje nawet bardziej, co dobitnie, wielokrotnie pokazywała historia. Jak pisał Lord Acton – „władza absolutna deprawuje absolutnie”.  (No i deprawuje)

 

Styczeń 2007

Jan Rokita zaprezentował nowy – ośmiopunktowy – Program Naprawy Rzeczpospolitej:

  1. Naprawę procesu tworzenia prawa: powrót do dwóch czytań projektów ustaw w parlamencie, utrwalenie „wysłuchania publicznego” jako koniecznego elementu prac legislacyjnych, powołanie Narodowego Centrum Legislacyjnego, które „obsługiwałoby” proces legislacyjny od samego początku – czyli prac w rządzie – aż do końcowej fazy – czyli poprawek senackich.
  2. Zmiany w sądownictwie: zniesienie immunitetu sędziowskiego, tak aby mógł przysługiwać sędziom tylko za zgodą Trybunału Stanu, wprowadzenie zmian składu Krajowej Rady Sądownictwa – jej członkowie mieliby być powoływani spośród osób mających autorytet publiczny, ale nie wyznaczanych z korporacji sędziowskiej, orzeczenia sądowe miałyby być publikowane w Internecie.
  3. Reformę prokuratury: oddzielenie funkcji prokuratora generalnego od funkcji ministra sprawiedliwości, przeniesienie nadzoru nad prokuratorami do sądów, likwidacja prokuratury krajowej i prokuratur apelacyjnych.
  4. Przebudowę administracji publicznej: powszechny wyboru starostów, przeniesienie znaczącej części zadań samorządowych do samorządu wojewódzkiego, wprowadzenie do samorządu służby cywilnej, oraz finansowej odpowiedzialności urzędników za złe decyzje.
    5. Przebudowę budżetu i finansów publicznych: wprowadzenie budżetu zadaniowego, w którym finansuje się zadania stojące przed państwem, a nie instytucje, które dostają pieniądze, zastąpienie jednoletniego planowania budżetu pięcioletnią perspektywą, likwidacja funduszy i agencji celowych, szybkie wprowadzeni euro, oraz jednolitej stawki podatku dochodowego wraz z „głębokimi” ulgami rodzinnymi.
  5. Zmiany w systemie edukacji: likwidację kuratoriów oświaty, zwiększenie w szkołach samodzielności dyrektorów, wprowadzenie eksperckiego mierzenia jakości szkół i bonu samorządowego jako systemu finansowania oświaty.
  6. Zmiany w funkcjonowaniu służb mundurowych: oddanie lokalnych policji prewencyjnych pod nadzór samorządu terytorialnego i oddzielenie ich od kryminalnej i śledczej policji, stworzenie jednolitego dowództwa sił operacyjnych w wojsku, likwidację poboru i wprowadzenie wojska zawodowego.
  7. Naprawę polityki: zniesienie immunitetów poselskich i stworzenie kategorii wyższych funkcjonariuszy publicznych, wobec których restrykcje prawne będą wyższe niż wobec zwykłych obywateli, zaostrzenie kar za nadużycie funkcji publicznych.

Co ciekawe, dokument wraz z Rokitą zaprezentowali poseł Paweł Śpiewak oraz senator Jarosław Gowin. Jak powiedział Rokita: To dwie symboliczne dla PO postacie. Śpiewak jest symbolem liberalnego filaru PO, a Gowin – konserwatywnego. To wspólne wystąpienie ma być świadectwem głębokiej liberalno-konserwatywnej syntezy programu. Ale inni liderzy PO  wyrazili zdziwienie ogłoszeniem Programu i odczytują go jako intrygę Rokity. Dyskusja nie jest więc merytoryczna, tylko, jak zwykle, polityczna.

Ja tam się na polityce nie znam, więc odnotuje tylko jedno: reakcję Ministra Ziobro na propozycje dotyczące uniezależnienia prokuratury od ministerstwa sprawiedliwości. Pan Minister jest oczywiście przeciw tej propozycji, bo nie pozwoli ona rządowi realizować „polityki karnej”. Ja jestem za, bo nie pozwoli, a przynajmniej utrudni, zamknąć do aresztu księgową Dochnala, na dwa tygodnie przed wyznaczonym terminem porodu, żeby „nie mataczyła”, po dwóch latach śledztwa, kiedy oczywiście na zdążyła „namataczyć”.

Nie znam ani tej Pani, ani tej sprawy, ale nie trzeba jej znać w ogóle, żeby po samym fakcie zamknięcia kobiety w dziewiątym miesiącu ciąży w areszcie śledczym móc powiedzieć, że wobec niej nadużyto władzy w sposób ewidentny. Zresztą władzy nadużyto również w stosunku do dziecka, bo przypomnę, że rządził wówczas rząd, którego przedstawiciele uznają życie od momentu poczęcia. Więc za co posadzili dziecko?

Nawet gdyby była podejrzewana o najgorsze zbrodnie, to jej dziecko na pewno nie zasłużyło na to by rodzić się w szpitalnym więzieniu. Zamknięto ją, żeby po prostu „skruszała”, w nadziej, że przed porodem skruszeje szybciej. Bo nie ma żadnego innego wytłumaczenia tej sytuacji. Dlatego w kwestii sądownictwa projekt Rokity jest absolutnie nie wystarczający, bo milczy na temat instytucji sędziego śledczego, a jest ona koniecznym elementem reformy stosowania prawa.

(Tusk najpierw wyrzucił Rokitę, potem Gowina, a oddzielenie prokuratury od ministerstwa sprawiedliwości zrobił tak, że prokuraturą rządzili prokuratorzy, zostali prokuratorami w latach 80! Trzeba było mieć silny charakter. Prokurator, który to zrobił pozostał w prokuraturze, a teraz PiS oddelegował go do Izby Dyscyplinującej Sędziów i Adwokatów w Sądzie Najwyższym)

 

Kwiecień 2007

Im większy zakres ingerencji państwa w życie społeczne i gospodarcze, tym większa dla państwa pokusa ingerowania w życie osobiste obywateli. Przepisy podatkowe nadają się do tego jak mało co. Są one niezwykle skomplikowane, a jako że „okazja czyni złodzieja” wielu oszustów nastawia swoją działalność na wykorzystywanie luk podatkowych. W reakcji organy podatkowe domagają się zwiększenia swoich uprawnień kontrolnych. W Sejmie, w chwilach wolnych od zajmowania się kolejnymi aferami, fałszowania głosowań i wzajemnych prób przekupywania się, brać poselska uchwaliła ustawę o utworzeniu Wojewódzkich Kolegiów Skarbowych. Jej lektura przyprawia o dreszcze. Organy podległe Ministrowi Finansów łączą funkcje, które powinny być odseparowane: stanowią prawo, kontrolują jego przestrzeganie i ferują wyroki. Do niesubordynowanych podatników mogą nawet strzelać, nie mówiąc już o ich podsłuchiwaniu bez zezwolenia sądowego. Coś, czego oficjalnie nie odważono się zrobić w imię ochrony interesów przodującego ustroju społeczno-gospodarczego w czasach komunistycznych, staje się faktem w imię ochrony interesów skarbu państwa. Co więcej, w te nadzwyczajne uprawnienia mogą zostać wyposażeni ci sami ludzie, którzy niedawno bronili „przodującego ustroju”, gdyż nie ma zakazu przyjmowania do pracy w wywiadzie skarbowym byłych pracowników milicji obywatelskiej i byłego Urzędu Ochrony Państwa – całkiem inaczej niż w przypadku Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego – coraz częściej nazywanej ABWerą (o copyright nie będę się upominał, aczkolwiek, to chyba w jednym z moich felietonów ta nazwa pojawiła się publicznie po raz pierwszy).

 

Kwiecień 2007

Media biadolą, że CBA wydało już „furmankę” pieniędzy i chce jeszcze więcej, a zatrzymało „raptem” parę osób. Rzeczywiście, jak spojrzymy na problem z ekonomicznego punktu widzenia, to wyniki (czytaj wydatki na jednego zatrzymanego) nie są najlepsze. Jaki jest sposób, żeby poprawić tę korelację? Są dwa: (1) obniżyć koszty, albo (2) zatrzymać więcej osób …

Czy jednak zna ktoś instytucję rządową, która sama z siebie uznała, że może wydawać mniej, zamiast więcej??? Historia nie zna takiego przypadku. Apelowanie o cięcie kosztów CBA jest więc przysłowiowym „wołaniem na puszczy”…

Poprawienie korelacji pomiędzy kosztami działania a ilością zatrzymań łatwo może nastąpić przez… zwiększenie ilości zatrzymań. A zważywszy, że z szukaniem winnych jakoś kiepsko idzie, to może się skończyć na dobraniu paru niewinnych… To już może lepiej niech wydają te pieniądze bez sensu… Więc już lepiej niech wydają na te podsłuchy, samochodziki i inne gadżeciki…

 

Sierpień 2007

Sąd Rejonowy w Gdańsku stwierdził właśnie, że zatrzymanie byłego ministra Skarbu Państwa Emila Wąsacza było bezzasadne. Wystarczyło wysłać mu zawiadomienie o stawienie się w prokuraturze, ponieważ nie zachodziła żadna obawa, że nie przyjedzie na przesłuchanie. Podobno ludzie uczą się na błędach, aczkolwiek powinni na uniwersytetach. Ale historia jest dlatego najlepszą nauczycielka życia, bo pokazuje, że jeszcze nikogo, niczego nie nauczyła. A już zwłaszcza polskich prokuratorów. Taki sam numer zrobili przecież Andrzejowi Modrzejewskiemu. I wówczas też sąd stwierdził, że było to działanie nielegalne.

Rzecznik Praw Obywatelskich słusznie wystąpił więc w końcu do Trybunału Konstytucyjnego o stwierdzenie niezgodności art. 247 § 1 kodeksu postępowania karnego z Konstytucją RP, a dokładnie z jej art. 41 ust. 1 w związku z art. 31 ust. 1. Zdaniem Rzecznika zaskarżony przepis nie chroni jednostki przed arbitralnością władzy, gdyż przyczyny pozbawienia (ograniczenia wolności) nie zostały w nim wyraźnie określone co prowadzić może do naruszenia konstytucyjnego zakazu nadmiernej ingerencji władzy publicznej w sferę wolności osobistej.

Dzięki temu przepisowi ABW i telewizja stały się dla prokuratury instrumentem prowadzenia śledztwa. Ludzi zamykają, ABW filmiki z zatrzymania puszcza w Internecie, a czynności procesowe się wloką w nieskończoność.

Bezwzględnie potrzebny jest przepis określający jednoznacznie, ile czasu ma prokurator od dnia postawienia podejrzanemu zarzutów do wniesienia aktu oskarżenia.

Jeśli od dnia spektakularnego zatrzymania podejrzanego do dnia wniesienia przez prokuraturę aktu oskarżenia do sądu mijają długie miesiące lub nawet lata, to po co podejmowane są takie spektakularne działania??? Chyba tylko po to, żeby móc twierdzić, jak to czyni prokuratura, że na „delikwencie” „ciążą” zarzuty. A jakie to są zarzuty już nikt nie docieka. W sprawach kryminalnych jest łatwiej rozstrzygnąć: zabił – nie zabił, ukradł – nie ukradł. Ale w gospodarczych? Pojęcie działania na szkodę spółki, czy skarbu państwa jest mgliste, a gawiedź uważa, że wszyscy menadżerowie to złodzieje. Skoro prokurator stawia zarzuty, to coś w tym musi być.

Ja się wcale narodowi nie dziwię, że stęskniony jest igrzysk. Tylko cezar musi pamiętać, że rozgorączkowanemu tłumowi z czasem przestaje wystarczać krew gladiatorów i zaczyna zerkać na głowę cezara… Po raz pierwszy napisałem to zdanie w pierwszym roku „panowania” Leszka Millera, gdy w mediach mówiono o nim jeszcze „Kanclerz”…

 

Październik 2007

Centralne Biuro Antykorupcyjne  ma uzyskać bezpośredni dostęp do bazy danych osobowych ZUS – donosi Gazeta Wyborcza.

Porozumienie między ZUS a CBA zawarto na podstawie rozporządzenia wydanego przez premiera Jarosława Kaczyńskiego do art. 22 ustawy o CBA. Art. 22 mówi, że CBA „w celu zapobieżenia lub wykrycia przestępstw” – do których wykrywania zostało powołane – oraz do „identyfikacji osób może przetwarzać informacje, w tym również dane osobowe ze zbiorów prowadzonych na podstawie odrębnych przepisów przez organy władzy publicznej i państwowe jednostki organizacyjne”. ZUS jest właśnie państwową jednostką organizacyjną.
Art. 22 ustawy mówi dalej, że funkcjonariusz CBA, by dostać od „administratora zbioru danych” (w tym przypadku ZUS) dane osobowe, musi mieć „imienne upoważnienie” wydane przez szefa CBA. A administrator udostępnia dane „określone w upoważnieniu”.
Rozporządzenie Prezesa Rady Ministrów wydane we wrześniu 2006 roku rozszerza jeszcze  prawa CBA. Paragraf 6 Rozporządzenia stanowi, że „podmioty, o których mowa w art. 22 ust. 2 ustawy, mogą, w drodze decyzji lub na mocy odrębnych porozumień, wyrazić zgodę na udostępnianie jednostkom organizacyjnym CBA zgromadzonych zbiorów, danych lub informacji za pomocą urządzeń i systemów informatycznych, bez konieczności każdorazowego składania pisemnych wniosków”. Przepis ten zezwala więc CBA na podłączenie się do bazy ZUS. I zwalnia z zawartych w art. 22 ustawy obowiązków – występowania o określone dane i legitymowania się każdorazowo zezwoleniem szefa CBA.

Przy systemie informacyjnym ZUS „kręci się” tylu różnych ludzi że byłbym bardzo zdziwiony gdyby nie było tam agentów ABW (dawniej UOP) i SWW (dawniej WSI). Jeszcze jakaś jedna kopia naszych danych dla „ABC” nie sprawi praktycznie żadnej różnicy.

Oburzenie, że minister Kamiński może się podłączyć do bazy ZUS „on line” też jest bez sensu. No bo po co ma ciągle pisać jakieś wystąpienia i upoważnienia, skoro i tak może je napisać i zajmie mu to tylko więcej czasu. Teraz będzie ekonomiczniej. W ramach taniego państwa.

Prawdziwy problem nie polega na tym, że „ABC” zdobędzie bezpośredni dostęp do danych osobowych, tylko na tym, że ZUS musi te dane gromadzić. Za komuny nie gromadził, dlatego komunistyczni ubecy mieli gorzej od dzielnych chłopców ministra Kamińskiego. Mamy postęp więc służby specjalne mogą nas śledzić bardziej wydajnie.

Jest to jednak „woda na mój młyn”. Jakby nie było indywidualnych kont emerytalnych, to ZUS nie musiałby wydać miliardów na Kompleksowy System Informatyczny i nie miałby dziś problemu z podpisywaniem aneksów do umowy ze spółką „oligarchy”, która ten system obsługuje. A jakby nie było Kompleksowego Systemu Informatycznego to „ABC” nie miałaby się do czego podłączyć.

Jak coś może pójść źle, to na pewno pójdzie. Jak są dane, to ktoś prędzej czy później je wykorzysta do innych celów, niż te, dla których były gromadzone.

 

Październik 2007

„Rzeczpospolita” poinformowała, że ABW wysłała do ministra koordynatora do spraw służb specjalnych Zbigniewa Wassermanna notatkę, donoszącą „o zagrożeniu przejęciem polskiej firmy przez rosyjski koncern”. Jak twierdzą rozmówcy „Rzepy”, niepokój ABW budzi nadmierne rozproszenie akcjonariatu PKN Orlen, największej polskiej spółki paliwowej”.

To, że służby specjalne robią jakieś analizy i na ich podstawie notatki dla najważniejszych osób w państwie nie powinno budzić zdziwienia. Ale jak służby robią przecieki do prasy o notatkach, które  właśnie zrobiły, to natychmiast rodzi się nie tylko zdziwienie, ale i podejrzenie, że coś jest nie tak z tymi notatkami.

Historia jest podobno najlepszą nauczycielką bo uczy, że jeszcze nikogo, niczego, nigdy nie nauczyła. ABW nie pamięta widać kłopotów jakie miała z głupawymi notatkami robionymi za czasów pana Siemiątkowskiego żeby uzasadnić zatrzymanie prezesa Modrzejewskiego. Ale co będzie, jak kiedyś wrócą do ABW kumple Siemiątkowskiego? Niektórzy twierdzą, że wcale nie muszą wracać, bo ciągle tam są, a sam pan Siemiątkowski notatek nie pisał, tylko korzystał z tych, które zrobili jeszcze ludzie AWS-u. Teraz postanowili wykorzystać stare know-how i znowu zaczęli pisać, tym razem w trosce o miejsce pracy prezesa Orlenu.

Nawet jeśli jest tak, jak opisuje ABW i jakieś rosyjskie spółki kupują akcje Orlenu to prawdopodobnie dlatego, że postanowili pospekulować wykorzystując zapowiedź pana premiera, że „za 10-11 miesięcy dojdzie do połączenia Orlenu i Lotosu”. (wtedy się nie udało – teraz ma się udać) Tak jest zawsze i wszędzie, gdy rozważana jest fuzja spółek giełdowych. Jakby Rosjanie rzeczywiście chcieli „wrogo przejąć Orlen”, to nie robiliby tego aż tak nieudolnie, żeby się ABW zorientowała. Poza Skarbem Państwa i spółkami od państwa zależnymi są jeszcze OFE, które „wiszą na łasce państwa”, bo jedną uchwałą parlamentu można znieść obowiązek „ubezpieczania się” w OFE, dlatego z całą pewnością nie będą one spiskowały z Rosjanami przeciwko Skarbowi Państwa.

Październik 2007

Z góry się usprawiedliwię, ale to wcale nie jest wpis polityczny, tylko psychologiczno-socjologiczny.

Premier Kaczyński miał, moim zdaniem bardzo dobra intuicję jeśli chodzi o diagnozę stanu III Rzeczpospolitej. Ale od dobrej diagnozy do dobrego leczenia droga bardzo długa. Ale nie to było najgorsze dla PiS, że premier Kaczyński nie zna się na gospodarce, bo przecież nie ma nawet rachunku bankowego, ani prawa jazdy. Moim zdaniem decydujące było to, że premier nie zna się na kobietach. U schyłku kampanii wyborczej zrobił się nawet „na księdza”, twierdząc, że „stan kawalerski Panu Bogu miły”. I wypuścił ministra Kamińskiego na poseł Sawicką. I przegrał.

Nie miał bowiem racji poseł Graś z PO, twierdząc, że poseł Niesiołowski (także z PO) przesadził, nazywając agentów CBA „fagasami Kamińskiego”. Otóż poseł Niesiołowski jako jedyny z PO dotarł do emocji znacznej części damskiego elektoratu, co wcześniej udawało się lepiej PiS-owi. Co prawda elektorat damski w wieku „moherowym” uznał, że „dobrze tej Sawickiej, bo się puszcza”, ale panie, które jeszcze mogłyby „się puścić” doskonale wiedzą, że można im tak zawrócił w… głowie, że oszaleją. Jest na ten temat nie tylko literatura piękna, ale także naukowa. Panie są w stanie wybaczyć, jak się dowiedzą, że były uwodzone, bo się uwodziciel założył się z kumplami, ale potem, jak się zorientował, jakie szczęście go spotkało, sam nie mógł w nie uwierzyć i się zakochał. Ale na pewno nie darują, jak słyszą fagasa przyznającego w oczy: „tak malutka, bzyknąłem cię na rozkaz”.

P.S. Co prawda, ministra Kamińskiego teraz pewnie wymienią, ale póki co może zatrudnią też jakieś agentki, które chciałyby mnie „skorumpować”…

 

Luty 2008

Doktor habilitowany nauk prawnych Prezydent Rzeczpospolitej Polskiej Lech Kaczyński przyznał się w wywiadzie dla „Wprost”, że wiedział o planach zatrzymania Barbary Blidy – rozmawiał na ten temat z ówczesnym szefem ABW Bogdanem Święczkowskim.

Zdaniem Pana Prezydenta, zgodnie z ustawą o ABW, Święczkowski miał obowiązek przekazać mu taką informację.

Więc sięgnijmy do ustawy z dnia 24 maja 2002 roku o Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego oraz Agencji Wywiadu. Jej art. 18  stanowi:

„1. Szefowie Agencji, każdy w zakresie swojej właściwości, przekazują niezwłocznie Prezydentowi Rzeczypospolitej Polskiej i Prezesowi Rady Ministrów informacje mogące mieć istotne znaczenie dla bezpieczeństwa i międzynarodowej pozycji Rzeczypospolitej Polskiej.

  1. Szefowie Agencji, każdy w zakresie swojej właściwości, przekazują niezwłocznie Prezydentowi Rzeczypospolitej Polskiej informacje, o których mowa w ust. 1, w każdym przypadku, kiedy Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej tak zdecyduje.
  2. Jeżeli informacje, o których mowa w ust. 1, dotyczą spraw objętych zakresem działania właściwego ministra, Szef Agencji przekazuje je temu ministrowi, chyba że Prezes Rady Ministrów zdecyduje inaczej.”

Więc Pan Prezydent musiał uznać, że zamiar zatrzymania byłej poseł przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego stanowi „informację mogącą mieć istotne znaczenie dla bezpieczeństwa i międzynarodowej pozycji Rzeczypospolitej Polskiej”. No ale szkopuł w tym, że o zamiarze zatrzymania kogokolwiek decyduje (a przynajmniej teoretycznie powinien decydować – zgodnie z obowiązującymi przepisami prawa) prokurator, a nie szef ABW. A tu się okazuje, że Prokurator, szef ABW i Prezydent RP nie mają nic lepszego do roboty tylko się spotykają i naradzają kogo zamknąć.

Już więc chyba wiadomo, dlaczego Pan Prezydent zapowiedział veto w przypadku uchwalenia przez Parlament zapowiadanej przez Pana Ministra Ćwiąkalskiego ustawy o rozdzieleniu funkcji Ministra Sprawiedliwości i Prokuratora Generalnego. Bo jakbyśmy mieli niezależnego Prokuratora Generalnego, to mógłby on powiedzieć tym wszystkim naszym mężom stanu – „spieprzać dziady”.

 

Maj 2008

Proszę, proszę… jaki mamy dziś natłok „miłych” informacji: po pomyśle dostępu przez prokuratorów do naszych rachunków bankowych bez zgody sądu, mamy informację, że warte 100 mln zł centrum obliczeniowe Ministerstwa Finansów nie będzie ulokowane w Radomiu, ale w… ośrodku ABW koło Otwocka. Plan przewiduje nawet podobno współuczestnictwo Agencji w budowie. Gdy CBA za rządów niedobrego PiS-u zamierzało „podpiąć się na sztywno” do systemu komputerowego ZUS, wybuchła wielka afera! Ale dziś, za rządów dobrej PO „podpięcie” się ABW do danych Ministerstwa Finansów to nie jest żaden problem.

Ale jako że mamy w Polsce „państwo prawa” (jak śpiewał Maciej Zembaty w latach 70-tych: „pan prokurator ma rację, mamy w Polsce demokrację…”) ABW wydała właśnie komunikat:

„W związku z publikacją „Dane podatników skusiły ABW”, która ukazała się w dzisiejszym wydaniu „Pulsu Biznesu”, informujemy, że autor zawarł w nim nieuprawnione sugestie, jakoby ABW dążyła do uzyskania danych podatników w sposób niezgodny z obowiązującymi przepisami prawa.” A jakże! Wielu funkcjonariuszy ABW ma w przestrzeganiu prawa dużo wprawy. Jak ktoś za komuny rozrzucał ulotki, to przecież zaśmiecał miasto – nieprawdaż?

 

Wrzesień 2009

ABW zatrzymało Prezesa ZUS i kilka innych osób. Podobno dostał telewizor i blachę na dach. Przez instytucji, która na system komputerowy wydała ponad 3 mld zł w charakterze łapówki bierze telewizor? Chciałoby się skomentować, że jaki kraj – tacy łapówkarze.

Nikomu nie mam zamiaru wystawiać świadectwa moralności. Ale przecież ABW już wielokrotnie dokonywała spektakularnych zatrzymań, które kończyły się kompromitacją organów ścigania (Andrzej Modrzejewski, Roman Kluska), po których albo w ogóle ni dochodziło do wniesienia aktów oskarżenia i sprawy, mimo ich nagłośnienia medialnego, były umarzane, albo sąd z hukiem uniewinniał oskarżonych – jak choćby w przypadku członków Zarządu Stoczni Szczecin. Nota bene teraz afera w ZUS też dotyczy Szczecina. Razem z Prezesem zatrzymano dyrektora szczecińskiego oddziału ZUS. Ostatnio tamtejsza prokuratura w charakterze biegłego w jednej z prowadzonych przez siebie spraw powołała pracownika… prokuratury w innym mieście. Jaki kraj – taka prokuratura.

Politycy natychmiast rzucili się sobie do gardeł: że to „przykrywka na Grada”, który miał być odwołany, a nie będzie i że to w ogóle skandal. Z ust jednego z posłów usłyszałem nawet, że to ABW „postawiła” zatrzymanym zarzuty. Jaki kraj – tacy posłowie. Zarzuty stawia prokurator. ABW działa na jego zlecenie. No chyba, że tak jak było w sprawie zatrzymania Pana Prezesa Modrzejewskiego, to ABW (wcześniejsza nazwa UOP, a jeszcze wcześniejsza SB) wymuszała na prokuraturze postawianie zarzutów i wydanie postanowienia o zatrzymaniu. Sprawy nie da się wyjaśnić, bo koledzy z korporacji prokuratorskiej nie zgodzili się na uchylenie immunitetu jednaj pani prokurator. Należy tylko pogratulować ABW, że tym razem nikt im się nie zastrzelił podczas akcji. Bo jaki kraj – takie służby specjalne.

Media zaniepokoiły się jednak losem emerytów. Dla ich uspokojenia wyjaśnię, że zatrzymanie Prezesa ZUS nie ma najmniejszego wpływu na wypłatę świadczeń. W końcu to nie Prezes ZUS przynosi ludziom emeryturę, tylko listonosz. ZUS zatrudniający prawie 50 tys. ludzi to taka wielka lokomotywa, która jedzie nawet bez maszynisty. Szeregowy pracownik Zakładu braku Prezesa nawet nie zauważy.

Emerytury są zagrożone z całkiem innego powodu. Dla poprawienia budżetu w przyszłym roku Pan Minister Rostowski planuje przekazać do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych (z którego ZUS wypłaca emerytury) środki z Funduszu Rezerwy Demograficznej, które miały posłużyć ratowaniu systemu emerytalnego około roku 2020, gdy sytuacja demograficzna ulegnie znaczącemu pogorszeniu i coraz mniej młodych ludzi będzie musiało pracować na emerytury coraz większej rzeszy emerytów (pisze o tym dzisiejsza GW) Ale wybory prezydenckie już za rok, więc kto by się tam martwił, co będzie za lat 11. Aczkolwiek Platforma powinna się martwić, bo jak powszechnie wiadomo będzie rządzić wiecznie, gdyż nie ma dla niej „realnej” alternatywy. Głosy nawołujące do rozsądku są więc ignorowane, bo przecież mają 60% poparcia. Przypomnę więc, że podobno Hitler w 1942 roku powiedział, że nie będzie wydawał pieniędzy na budowę bomby atomowej, bo po co –  i tak panuje nad Europą (ma zapewnioną „elekcję”), więc może robić wszystkie głupoty jakie przyjdą mu do głowy.

Zegarowy mechanizm wybuchowy bomby atomowej pod naszym systemem emerytalnym już „tyka” od dawna. Jest to zegar demograficzny.

 

Listopad 2009

W aktach śledztwa warszawskiej Prokuratury Apelacyjnej, w którym podejrzany jest znany dziennikarz, znajdują się stenogramy jego rozmów z jego adwokatami. Adwokaci dzwonili na numer telefonu dziennikarza, któremu za zgodą sądu założono podsłuch. Stenogramy sporządziła ABW i przekazała prokuraturze. Prokuratura się z nimi skwapliwie zapoznała i nie zniszczyła. Prokuratura Okręgowa w Poznaniu, do której wpłynęły zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa, odmówiła wszczęcia śledztwa w tej sprawie – poinformowała rzeczniczka prokuratury Magdalena Mazur-Prus z powodu „braku znamion czynu zabronionego”.

„Przeprowadzenie kontroli i utrwalenie treści rozmów telefonicznych (…) nie realizuje znamion przestępstwa, które miałoby polegać na niedopełnieniu obowiązków lub przekroczeniu uprawnień przez funkcjonariuszy publicznych. Zastosowanie podsłuchu procesowego możliwe jest na podstawie decyzji sądu, w wyjątkowej sytuacji na podstawie decyzji prokuratora i ten podstawowy warunek został spełniony. Kontrola i utrwalenie treści rozmów telefonicznych została zarządzona postanowieniem sądu, co czyni ją kontrolą legalną.”

Ciekawy jestem jednego: jakie „kwity” mają służby na tych wszystkich sędziów, którzy tak łatwo godzą się na podsłuchy i areszty „wydobywcze” w sprawach, które ewidentnie mają podtekst polityczny.

 

Styczeń 2010

Przeczytałem właśnie na portalu GW tezę Pan Redaktor Ewy Siedleckiej, że być może „oskarżenie dziennikarzy to wojna prokuratorów”. Co prawda ze znakiem zapytania w tytule, ale w treści z takim właśnie osądem. Wspiera to moją tezę, że pewnie wcześniejszy „przeciek” o akcji CBA w Ministerstwie Rolnictwa, który wyszedł do dziennikarzy z prokuratury był „nieautoryzowany”, a jakby dziennikarze sobie posiedzieli, to może wydaliby od kogo go otrzymali i w ten sposób prokuratura wyeliminowałaby wewnętrzną konkurencję.

Ze swej strony mam jednak prośbę do dziennikarzy, żeby w przyszłości pisząc o różnych postępowaniach prokuratorskich zechcieli wziąć pod uwagę, że być może różne oskarżenia przez prokuraturę polityków/urzędników/biznesmenów/adwokatów to też „wojna prokuratorów”.

 

Styczeń 2010

Pamiętacie Państwo liczne materiały informacyjne, w których padały słowa, że prokurator się kimś „interesuje”?

W państwie prawa to prokurator może prowadzić postępowanie (dochodzenie albo śledztwo), a interesować to się może na przykład filatelistyką.

Ale na zapytanie „prokuratura się interesuje” Google „wyrzuca” ponad 160 tys. wyników. Wszyscy dziennikarze, zgłasza tak zwani „śledczy” powtarzali, że ujawniają przecieki z prokuratury dla dobra publicznego. Bo oczywiście ci prokuratorzy, którzy łamali prawo ujawniając przecieki w sprawach prowadzonych przez siebie postępowań broń Boże prawa nie naruszali prowadząc te postępowania. Na przykład w najgłośniejszych sprawach Kluski czy Modrzejewskiego, i w dziesiątkach spraw, w których interweniowała Fundacja Helsińska, czy Rzecznik Praw Obywatelskich i w setkach innych spraw, w których nikt nie interweniował, bo nie były wystarczająco „medialne”.

Ci ciekawe, nie znalazłem informacji o tym, że prokurator interesuje się kimś bo być może ukradł rower sąsiada, albo uszkodził czyjś samochód na parkingu i uciekł. WSZYSTKIE  sprawy którymi „interesowała” się prokuratura, miały podtekst polityczny lub gospodarczy, ale z polityką w tle. Ale wiadomo: skoro prokuratura się „interesuje”, to coś musi być na rzeczy. Przecież prokuratorzy, to świetnie wykształceni prawnicy, którzy kończyli uniwersytety na samych piątkach, nabyli doświadczenia praktycznego na aplikacjach, a wielu z nich rozpoczynając pracę w okresie stanu wojennego, miało okazję do wyćwiczenia w sobie postawy niezależności wobec przełożonych i nie ulegania żadnym naciskom. A z drugiej strony jakieś podejrzane typy, które robią jeszcze bardziej podejrzane „interesy”. Na przykład montują w Polsce komputery, wywożą z Polski, a potem sprawdzają z powrotem i sprzedają Ministerstwu Edukacji. Toż to samo w sobie musiało budzić „zainteresowanie” prokuratury a więc i dziennikarzy.

Aż w końcu prokuratura „zainteresowała się” samymi dziennikarzami, którzy „dotarli” do „kwitów”, do których nie powinni byli dotrzeć, bo widać „przeciek” był „nieautoryzowany. I to tak się zainteresowała, że wszczęła śledztwo i postawiła dziennikarzom zarzuty. Widocznie w prokuraturze wzięła górę ta opcja, która nie była zainteresowana ujawnianiem przecieków ze śledztwa w sprawie akcji CBA w Ministerstwie Rolnictwa.

Krakowska prokuratura przedstawiła dziennikarzowi TVN24 Krzysztofowi S. zarzut ujawnienia protokołu ze śledztwa. Dziś podobny zarzut ma usłyszeć dziennikarz, Mariusz G. z Radia Zet.

Dziennikarze zostali „wykorzystywani” i „porzuceni”. W szariacie zgwałcona dziewczyna może dostać za „seks pozamałżeński” 40 batów. Widać krakowscy prokuratorzy naczytali się szariatu.

Wielokrotnie krytykowałem dziennikarzy za to, że dawali się wykorzystywać prokuraturze, bo uważałem, że skoro prokurator łamie obowiązek zachowania w tajemnicy materiałów z postępowania, to ma interes jakiś niecny, gdyż interesu publicznego nie ma w tym żadnego, teraz mogę z satysfakcją przywołać stanowisko, jakie w sprawie swojego pracownika zajęła Grupa TVN:

„Bezwzględne zachowywanie tajemnicy służbowej jest obowiązkiem tych, którzy tą tajemnicą dysponują: polityków, urzędników, wojskowych, policjantów i innych służb. Przerzucanie na dziennikarzy odpowiedzialności za ujawnianie tajemnic to nic innego, jak założenie dziennikarzom kagańca i próba zastraszenia całego środowiska”.

Grupa TVN zapewnia, że „postępowanie prokuratorskie w tej sprawie będzie śledzone przez nią z wielką uwagą”. I słusznie. Mam tylko jeden postulat. Proponowałbym, aby Grupa TVN z taką samą uwagą „śledziła” inne postępowania prowadzone przez prokuraturę krakowską. Toż to ta sama prokuratura, która dotąd „interesowała się” wieloma osobami w sprawach słynnej „mafii paliwowej”, o czym informowała dziennikarzy w licznych przeciekach z prowadzonych przez siebie postępowań!

 

Luty 2010

Krytyka nie idzie w las. Tyle razy krytykowałem prokuratorów i służby specjalne za ewidentne nadużywanie władzy, że teraz muszę pochwalić…

Otóż funkcjonariusze CBA, którzy przeszukiwali mieszkanie Marcina Rosoła, pół godziny wcześniej zadzwonili do niego z pytaniem, czy jest w domu, bo mają nakaz prokuratorski wydania komputerów i pendrive’ów  Jak wyjaśnił rzecznik CBA Jacek Dobrzyński, „Pan Marcin Rosół nie przebywał w miejscu stałego zameldowania. Dlatego też funkcjonariusze CBA telefonicznie ustalili miejsce jego pobytu”

High life, bon ton,

savoir vivre, pardon….

 

Marzec 2010

Przyjęty przez rząd projekt nowelizacji kodeksu postępowania karnego i ośmiu ustaw dotyczących służb, które mają prawo stosowania podsłuchów powstał w ścisłej konsultacji z tymi służbami!

A jak „Rysiek” udzielał konsultacji w sprawie ustawy hazardowej, to służby podniosły „larum”. Czy jest jakaś logiczna różnica między tym, że ci którzy podsłuchują „konsultują” ustawy o podsłuchach, a tym że ci, którzy prowadzą biznes hazardowy „konsultują” ustawy o hazardzie? Czy może jest to różnica „aksjologiczna”?

Nie uwzględniono uwag przygotowanych przez działającą przy Ministrze Sprawiedliwości Komisję Kodyfikacyjną Prawa Karnego, której przewodniczy prof. Andrzej Zoll.

Komisja zwracała m.in. uwagę, że pominięcie sprawy podsłuchanych rozmów obrońców z klientami daje możliwość zapoznawania się z nimi przez prokuraturę, co może naruszać prawo do obrony. Jako, że zwykłem używać zazwyczaj ostrzejszych słów od Pana Profesora Zolla, to nazwę to inkwizycyjnym barbarzyństwem.

W opinii Komisji jest też zawarta wielce ciekawa uwaga, że w projekcie „dają znać o sobie interesy resortowe”. Dodajmy, że chodzi o „resorty” , które były tak zajęte podsłuchiwaniem (między innymi dziennikarzy), że nie zauważyły, że im zaginął szyfrant, czy że zatrudniły białoruskiego szpiega.

Jako że odwoływanie się do mądrości polityków, czy do poczucia odpowiedzialności za obywateli jest dość jałowe, więc odwołam się, zgodnie z „teorią interesu”, do Waszego interesu, Panie i Panowie Posłowie.

Zanim zagłosujecie nad projektami ustaw, które „konsultowały” służby specjalne, się zastanówcie, czy na pewno panujecie nad tymi służbami, czy może one nad Wami panują. A nawet jak myślicie, że panujecie, to weźcie pod uwagę i taki scenariusz: skoro służby mogły zatrudnić agenta Białorusi, to mogą zatrudnić również agenta … PiS. A kogo on będzie podsłuchiwał…?

Marzec 2010

Przyjęty przez rząd projekt nowelizacji kodeksu postępowania karnego i ośmiu ustaw dotyczących służb, które mają prawo stosowania podsłuchów powstał w ścisłej konsultacji z tymi służbami!

A jak „Rysiek” udzielał konsultacji w sprawie ustawy hazardowej, to służby podniosły „larum”. Czy jest jakaś logiczna różnica między tym, że ci którzy podsłuchują „konsultują” ustawy o podsłuchach, a tym że ci, którzy prowadzą biznes hazardowy „konsultują” ustawy o hazardzie? Czy może jest to różnica „aksjologiczna”?

Nie uwzględniono uwag przygotowanych przez działającą przy Ministrze Sprawiedliwości Komisję Kodyfikacyjną Prawa Karnego, której przewodniczy prof. Andrzej Zoll.

Komisja zwracała m.in. uwagę, że pominięcie sprawy podsłuchanych rozmów obrońców z klientami daje możliwość zapoznawania się z nimi przez prokuraturę, co może naruszać prawo do obrony. Jako, że zwykłem używać zazwyczaj ostrzejszych słów od Pana Profesora Zolla, to nazwę to inkwizycyjnym barbarzyństwem.

W opinii Komisji jest też zawarta wielce ciekawa uwaga, że w projekcie „dają znać o sobie interesy resortowe”. Dodajmy, że chodzi o „resorty” , które były tak zajęte podsłuchiwaniem (między innymi dziennikarzy), że nie zauważyły, że im zaginął szyfrant, czy że zatrudniły białoruskiego szpiega.

Jako że odwoływanie się do mądrości polityków, czy do poczucia odpowiedzialności za obywateli jest dość jałowe, więc odwołam się, zgodnie z „teorią interesu”, do Waszego interesu, Panie i Panowie Posłowie.

Zanim zagłosujecie nad projektami ustaw, które „konsultowały” służby specjalne, się zastanówcie, czy na pewno panujecie nad tymi służbami, czy może one nad Wami panują. A nawet jak myślicie, że panujecie, to weźcie pod uwagę i taki scenariusz: skoro służby mogły zatrudnić agenta Białorusi, to mogą zatrudnić również agenta … PiS. A kogo on będzie podsłuchiwał…? (na przykład w knajpie U Sowy)

 

Kwiecień 2010

Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego opublikowała w „Przeglądzie bezpieczeństwa wewnętrznego”  wspomnienia założycieli służb specjalnych III RP, które obchodzą dziś swoje święto.  (6 kwietnia 1990 roku Sejm uchwalił ustawę o Urzędzie Ochrony Państwa). Nie ma wspomnień „prawicowych” szefów służb z czasów rządu Jana Olszewskiego, Jerzego Buzka, Kazimierza Marcinkiewicza i Jarosława Kaczyńskiego. Trochu „żałko” bo mają co wspominać. Natomiast Pan  Andrzej Barcikowski (szef ABW w czasach rządów „drugiego” SLD) przeprasza kilkudziesięciu oficerów, których zwolnił w 2001 roku jako „zbyt upolitycznionych”. „Uznaję to dzisiaj za własny poważny błąd”.

Szkoda, że za błąd nie uznał paru głośnych zatrzymań dokonanych przez ABW ani  swoich własnych wypowiedzi na ich temat! Na przykład tego co powiedział o zatrzymani  Prezesa PKN ORLEN Pana Andrzeja  Modrzejewskiego, twierdząc, że to wcale nie chodziło o to, o co początkowo niby miało chodzić, tylko o coś zupełnie innego. Co stanowi przyznanie oficjalne przez szefa służb, że służby mogą zamknąć ludzi pod nieprawdziwym pretekstem, po to żeby zrealizować zupełnie inny cel!

Chętnie też bym poczytał, jak to  było w 1995 roku w Gdańsku podczas operacji „zakupu kontrolowanego”. Policja, poprzez agentów ulokowanych w świecie przestępczym, dokonała zakupu broni. Tuż po tym, jak transakcję sfinalizowano, sprzedawców zatrzymali policyjni komandosi. Chwilę później kupców również zatrzymali zamaskowani komandosi tyle, że z Urzędu Ochrony Państwa. W trakcie śledztwa okazało się, że kupującym był agent policji, a sprzedającym agent UOP. Obie służby wpadły na siebie, wzajemnie nic o sobie nie wiedząc.

 

Listopad 2011

MSWiA i ABW złożyły Narodowemu Centrum Badań i Rozwoju zlecenie na skonstruowanie „autonomicznych narzędzi wspomagających zwalczanie cyberprzestępczości”, które pozwolą na zdalne włamywanie się do komputerów oraz infiltrowanie przesyłanych plików.  Podglądacze ze służby specjalnych  chcą  „niejawnie i zdalnie uzyskiwać dostęp do zapisu na informatycznym nośniku danych, do treści przekazów nadawanych i odbieranych oraz je utrwalać”. Co prawda,  służby specjalne nie mają prawa zlecać tworzenia narzędzi hakerskich, dlatego MSWiA zamierza dopisać do ustawy o policji prawo do „stosowania środków elektronicznych” umożliwiających owo „niejawne i zdalne uzyskanie dostępu”. Oczywiście jak już MSWiA „dopisze” takowe uprawnienia do ustawy o policji, to Sejm z cała pewnością uchwali stosowną  ustawę bo do tego sprowadza się w zasadzie w Polsce rola Sejmu, ale póki co MSWiA jeszcze ich nie „dopisało”. Jednak zdaniem Pana Sebastiana Serwiaka – dyrektora departamentu bezpieczeństwa publicznego w MSWiA – „nie ma nic dziwnego w budowaniu narzędzi, które będą legalizowane dopiero po stworzeniu. Najpierw powstał samochód, potem stworzono przepisy ruchu drogowego”.

Szkopuł polega na tym, że gdy budowano samochód nie było to zakazane! Może dyrektor departamentu bezpieczeństwa  publicznego zechciałby w wolnej chwili od podglądania mojego komputera rzucić wzrokiem na art. 296b KK. Stoi tam jak wół:

„Kto wytwarza, pozyskuje, zbywa lub udostępnia innym osobom urządzenia lub programy komputerowe przystosowane do popełnienia przestępstwa określonego w art. 165, inne niebezpieczeństwa, § 1 pkt 4, art. 267, bezprawne uzyskanie informacji, § 3, art. 268a, niszczenie informacji w bazach danych, § 1 albo § 2 w związku z § 1, art. 269, uszkodzenie danych informatycznych, § 2 albo art. 269a, zakłócenie pracy systemu komputerowego, a także hasła komputerowe, kody dostępu lub inne dane umożliwiające dostęp do informacji przechowywanych w systemie komputerowym lub sieci teleinformatycznej, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.”

NCBR ma więc dziś zakaz nie tylko udostępniania takich programów, ale wręcz ich wytwarzania.

Ale kto by się przejmował prawem w państwie prawa urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej…?

 

Kwiecień 2012

Pan Premier Donald Tusk powiedział: „wszyscy mamy dosyć atmosfery narastającej nieufności wynikającej z poczucia, że ciągle ktoś kogoś podsłuchuje”. Powiedział to 30 miesięcy temu! Wtedy też byliśmy na pierwszym miejscy w Unii Europejskiej pod względem inwigilacji z wynikiem 1 mln. W 2010 roku było ich 1,4 mln. A w roku ubiegłym 1,856 mln. Ciekawe, czy Pan Premier o tym wie?

Państwo nie stanie się silne przez to, że przyzna służbom specjalnym szczególne uprawnienia do inwigilacji obywateli i wyposaży je w odpowiedni do tego sprzęt. Za to prędzej czy później służby specjalne użyją praw i sprzętu, które otrzymały przeciwko obywatelom – również przeciwko politykom, od których je otrzymały. Żeby się politycy nie bali, ABW udostępniła „najważniejszym osobom w państwie” 3,5 tys. telefonów działających w systemie CATEL, których się nie da podsłuchać. Dobrze wiedzieć, że jest u nas aż 3,5 tys. osób, których podsłuchiwać żadnym służbom nie wolno. Kosztowało to raptem 18 mln zł. Politycy zapłaciliby dużo więcej (i to pewnie z własnych kieszeni), żeby nikt nie mógł usłyszeć jak się „zderzają na CPN-ach”. Zresztą odkąd działa CATEL już nie muszą się „zderzać”. Mogą załatwić wszystko przez telefon. Ale obywatele, którzy nie mają takich telefonów, nie muszą się bać. Przecież są niewinni!

 

Lipiec 2012

Niebywałe. CBA zwróciło się do resortu sprawiedliwości o dokumenty powołania Mirosława Barszcza na doradcę ministra! Jak Państwo pamiętacie z Mirkiem polemizowaliśmy i to nawet przy pomocy „kopnięć poniżej pasa”.  Na jego wpis na FB odpowiedziałem na swoim blogu. On założył wówczas konto na salon 24 ale chyba je obecnie zlikwidował, więc nie macie Państwo punktu odniesienia do mojej polemiki. Więc teraz z wyżyn mojej niezależności i bezkompromisowości mogą powiedzieć, że duch Tomka, Agenta Tomka, powraca do CBA.

Minister Gowin nie jest prawnikiem. Więc potrzebuje doradców. Mirek Barszcz pomysłami deregulacyjnymi zajmował się od dawna – zgłaszam się na świadka. Choć i w kwestiach deregulacyjnych miewaliśmy inne zdanie, to bez wątpienia pomysły Mirka są ciekawsze, niż pomysły tych, którzy twierdzą, że deregulacji nie należy przeprowadzać w ogóle.

Niech się może CBA zwróci o wyjaśnienia do MSP na jakiej zasadzie wynajmuje sobie doradców? Jakby któryś z następców Tomka, Agenta Tomka, chciał się dowiedzieć czegoś więcej to też się zgłaszam na świadka.

 

Kwiecień 2013

Marszałek Województwa Podkarpackiego „został zatrzymany wczoraj około godz. 18 w miejscu zamieszkania koło Lubaczowa (…) został przewieziony do Lublina. Noc spędził w policyjnej izbie zatrzymań (…)” Dziś około godziny 11 rozpoczęło się przesłuchanie. Zakończyło się około godziny 14. Dotyczyło spraw, o których Marszałek doskonale wiedział. Śledztwo w sprawie nieprawidłowości w Podkarpackim Urzędzie Marszałkowskim w Rzeszowie jest prowadzone od stycznia ubiegłego roku. Dwa miesiące temu – 13 lutego – agenci CBA przeszukali gabinet Marszałka.

To po co wyciągali go na noc z chałupy? Zwłaszcza, że już wczoraj o tym poinformowali, a kolejnego zatrzymania dokonali dziś o godzinie 11 rano, więc ten ktoś mógłby uprzedzony uciec. Skoro Marszałek, jak się dowiedział o wizycie CBA w swoim gabinecie wrócił z urlopu w Brazylii, to nie stawiłby się dziś w prokuraturze, jakby mu przysłali wezwanie pocztą?

Jak „nieoficjalnie” dowiedziała się GW od „niezależnych” prokuratorów „prokuratura rozważa skierowanie do sądu wniosku o tymczasowe aresztowanie. Wszystko zależy od tego, co on będzie miał do powiedzenia w czasie przesłuchania”.

Jak doskonale wiemy człowiek niewprawiony w nocy w areszcie kruszeje, a skoro to „człowiek koalicjanta”, który ostatnio trochę „bryka”, to może trzeba mu pomóc skruszeć? Dlatego agenci CBA nie przychodzą już o 6 rano, tylko o 6 po południu. Proszę, żeby za jakiś czas politycy partii dzisiaj rządzącej pamiętali o tym, jak będą chcieli krytykować prokuratorów – oczywiście jak jeszcze będą mogli krytykować.

 

Kwiecień 2013

Czy ktoś, kto mając złe doświadczenia z państwem, krytykuje działania CBA z definicji broni „układu”, III RP i złodziei z PO?

Na portalu wpolityce.pl bije po oczach tytuł: „Sędzia Paweł Rysiński w drodze do wielkiej kariery”

„Kto wygra to się jeszcze okaże” – straszy Michał Karnowski

Jako że Platforma pewnie zasłużenie przegra kolejne wybory, to może raczej Pan Redaktor Kornowski jest w drodze do dużo większej kariery? (A nie mówiłem? – Kwiecień 2013) Ciekawe, czy po zwycięstwie wyborczym PiS będzie zamykać sędziów? Żeby oczyścić wymiar sprawiedliwości z podejrzanych elementów? (No i próbuje zamykać)

Jarosław Kaczyński o wyroku w sprawie Sawickiej mówi: „to sygnał dla ludzi władzy, że nikomu włos z głowy nie spadnie, że można kraść” (dziś sprawy ludzi władzy  nie trafiają do sądów)

A może to sygnał dla Prezesa Kaczyńskiego, żeby nie otaczać się ludźmi, którzy nie potrafią nawet podsłuchu założyć legalnie! (Niestety nie posłuchał) Komuniści stanu wojennego też nie umieli legalnie wprowadzić i musieli naruszyć nawet komunistyczną konstytucję. (to samo robi PiS)

Owszem – to zdumiewające – że na podstawie tego samego materiału dowodowego jeden sędzia może się nie dopatrzeć żadnego naruszenia prawa, a drugi może się dopatrzyć naruszenia „rażącego”. To źle świadczy o prawie i o sędziach. Ale to jest efekt działania państwa! To państwo stanowi prawo, kształci i powołuje sędziów. Oczywiście  „państwo to ja” – jak mawiał Ludwik XIV. I od jego czasów niestety nie wiele się zmieniło. Teraz Państwo to „my”. A za moment państwo, to będą „oni”.  Albo na odwrót. Bo „oni” też już byli. Więc dlatego wbijmy sobie do głowy, że państwo to raczej wróg, niż przyjaciel. Mamy z nim jakiś interes do zrobienia – ale nie możemy mu ufać.

Inne wpisy tego autora