Mocarstwa się mylą

Doceniasz tę treść?

W sprawie gazociągu Nord Stream 2 amerykański prezydent popełnia błąd. Nie dlatego, że to godzi w interesy Polski i Europy Środkowej, ale ponieważ wzmacnia najniebezpieczniejszy układ na Starym Kontynencie.

 

Wielu obserwatorów i analityków komentując amerykańską politykę, przekonuje, że jest przemyślana na kilkanaście ruchów do przodu niczym partia szachów w wykonaniu Gari Kasparowa. Tak się czasem zdarza, ale z pewnością nie jest to przypadek Nord Steam 2. Tu administracja obecnego prezydenta USA po prostu popełnia błąd. Mocarstwom zdarza się to przecież równie często, jak krajom niewielkim.

Wielka Brytania nie straciłaby pewnie tak szybko kolonii w Ameryce Północnej, gdyby nie zaczęła nakładać na kolonizatorów absurdalnych podatków. Nawet po pierwszych objawach buntu porozumienie z Anglikami z Ameryki było możliwe, ale armia brytyjska, aby udowodnić wyższość, zaczęła dopuszczać się absurdalnego okrucieństwa. Mordowanie niewinnych sprawiło, że Brytyjczycy stali się okupantami, a Amerykanie na zrzuceniu tego jarzma budowali własną tożsamość.

Rosnące w siłę, dynamicznie uprzemysławiające się Prusy na początku XX wieku za wszelką cenę zapragnęły zmienić układ sił w Europie i skończyć z brytyjską dominacją. Postanowiły więc zbudować flotę potężniejszą niż Royal Navy, by kontrolować szalki handlowe do własnych kolonii. Wyścig zbrojeń nie tylko skończył się porażką Prus, ale do tego jeszcze I wojną światową. Po niej Niemcy nie tylko nie mieli już kolonii, ale stracili też znaczną część terytorium w Europie.

Związek Sowiecki pewnie jeszcze przez kilka dziesięcioleci trząsłby światem, ale zapragnął wzmocnić reżim w pozbawionym większego znaczenia Afganistanie. Błąd ten kosztował tysiące zabitych i rannych, pochłonął ogromną ilość pieniędzy, których komunistyczna gospodarka nie była w stanie zarobić, ale obnażył wszystkie słabości ZSRS. Nie dość, że Armia Czerwona straciła miano niepokonanej, to jeszcze niepotrzebna wojna doprowadziła do bankructwa całego światowego komunizmu.

Podobne przykłady można mnożyć w nieskończoność: Napoleon Bonaparte pewnie nie upadłby tak szybko, gdyby nie wyprawiał się na Moskwę. Wielka Brytania i Francja zachowałyby status supermocarstw, gdyby były zdolne do zaatakowania hitlerowskich Niemiec we wrześniu 1939 roku, a wcześniej nie ustąpiłby w Monachium. Stalin nie opanowałby na pół wieku Europy Środkowej, gdyby przywódcy Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych chcieli wcześniej zaatakować Niemcy na kontynencie. W Afryce Północnej nie doszłoby do krwawych wojen i masowej emigracji, gdyby administracja Baracka Obamy nie chciała wprowadzać obcej tam demokracji. Chrześcijanie nie zostaliby wymazani z mapy Orientu, gdyby George W. Bush nie wywołał bezsensownego konfliktu w Iraku.

Historia pokazuje, że supermocarstwa – przepełnione pychą, poczuciem wyższości i pogardą dla innych – popełniają błędy kardynalne, ale problem w tym, że za ich pomyłki najpierw płacą mali.

Jeśli dziś Joe Biden cofa swój sprzeciw wobec Nord Stream 2 to paradoksalnie wcale nie zyskuje w Niemcach oddanego sojusznika. Celem Berlina nie jest strategiczne partnerstwo z USA na wzór tego, jakie łączy Waszyngton i Londyn. Niemcy od dłuższego czasu dążą do zmiany układu sił. Nie tylko pragną być, ale już uważają się za reprezentanta Europy. Zgoda prezydenta USA na dokończenie budowy rury będzie więc odebrana nie jako przyjazny gest, będący dobrym prognostykiem na poprawę relacji, ale oznaka słabości.

Ten sposób myślenia nie był zresztą w Waszyngtonie obcy, gdyż do niedawna administracja Bidena dostrzegała zagrożenie wynikające z NS2. Nagła zmiana stanowiska bez jasnego uzasadnienia pokazuje niestabilność prezydenta USA, czyli błąd w polityce niewybaczalny.

Ale szkód z powodu tej decyzji będzie więcej, gdyż rura wzmacnia nie tylko Niemcy, ale także Rosję. A co gorsza – relacje rosyjsko-niemieckie. Nawet jeśli dziś europejskie elity przestały patrzeć na Władimira Putina jak na zwykłego, trochę ekscentrycznego polityka ze Wschodu, ale widzą w nim zbrodniarza i agresora, to jednak już wkrótce biznes z Rosją wróci do normy. Tak jak to wiele razy bywało w przyszłości. Choćby w latach 30. ubiegłego wieku, gdy Stalin za pieniądze z eksportu zboża budował przemysł zbrojeniowy. Nikomu wówczas nie przeszkadzało, że przy okazji sowiecki przywódca zagłodził kilkanaście milionów ludzi. Nikogo nie obeszły zbrodnie Putina w Czeczenii czy agresja na Gruzję.

Trudno się oczywiście spodziewać, by zmiana amerykańskiej polityki wobec NS2 nie wiązała się z innymi konsekwencjami: dla Ukrainy, wzmocnienia wschodniej flanki NATO czy ogólnie amerykańskiej obecności w Europie. Ta polityka nie pomoże w Amerykanom w konfrontacji z Chinami, gdyż europejskie, a szczególnie niemiecko-francuskie elity, nie są zainteresowane w dalszej hegemonii USA.

Inne wpisy tego autora

Czy Polska pozostanie peryferiami?

Rezygnacja lub odłożenie w czasie wielkich projektów inwestycyjnych nie jest w rzeczywistości odgrywaniem się na PiS. To raczej rezygnacja z ambicji i aspiracji obywateli, która

Koniec koncertu mocarstw

Usilne próby Francji i Niemiec, by utrzymać Rosję w gronie mocarstw, pokazują w rzeczywistości skalę kryzysu, w jakim znalazły się najsilniejsze państwa Unii Europejskiej. Mogą

Moskwa nie chce być Zachodem

Okrucieństwo, ludobójstwo czy barbarzyństwo, jakim odznaczają się Rosjanie podczas wojny na Ukrainie, nie są przypadkiem czy wynikiem frustracji z powodu zaciekłego oporu, z jakim się