Nad bezkresną spiralą inflacji

Doceniasz tę treść?

Nadejście tzw. Polskiego Ładu, czyli jednego z najgorszych pomysłów obecnej władzy mającej na celu udobruchać gierkowo-peronistyczną wizję Polski prezesa Kaczyńskiego oraz zatwierdzenie podwyżek cen energii, może spowodować już za kilka dni wystrzał inflacji, jakiego Polska nie widziała od lat. Inflacja w Polsce i tak jest już jedną z najwyższych w całej Unii Europejskiej i stan ten jest od kilku miesięcy gorzej niż alarmujący. Niestety w państwie słabo wyedukowanego ekonomicznie społeczeństwa oraz ignorantów u steru polityki pieniężnej, Polsce grozi wpadnięcie w samonapędzający się bezkreśnie mechanizm spirali inflacyjnej.

W ekonomii spirala inflacyjna związana jest ze ściśle powiązanymi ze sobą mechanizmami – rosnące ceny determinują wzrost żądań płacowych. Wzrost żądań płacowych powoduje wzrost kosztów produkcji, przekładając się na dalszy wzrost cen. W Polsce zjawisko to może być spotęgowane jeszcze jednym żądaniem suwerena, mianowicie wzrostem oczekiwań co do zwiększenia programów socjalnych. Oznacza to dalszy dodruk pieniądza i przyspieszenie wzrostu inflacji. Nie bez powodu na wstępie odniosłem się do Perona, którego ideologia rządzenia Argentyną być może stanowiła inspirację dla PiS, a już na pewno pokrywa się w większości z programem partii Ziobry.

Justycjalizm Juana Perona był wybuchową mieszanką nacjonalizmu, solidaryzmu i przede wszystkim populizmu. Jednym z kluczowych elementów gospodarki peronistycznej był oczywiście wzrost znaczenia państwa w gospodarce, soft autorytaryzm oraz rozbudowane programy socjalne. Nie zamierzam stanowić tutaj uproszczenia, że tylko te elementy zaprowadziły Argentynę w kozi róg, lecz miały one ogromne przełożenie na napędzenie inflacji i fatalną sytuację ekonomiczną w tym kraju, który żyje ze stałym widmem bankructwa, a obecnie inflacja sięga ponad 50%, do czego szczególnie przyczynili się w latach 2003–2015 Kirchnerowie kontynuujący wizję peronistyczną, wzbogaconą o idee marksistowskie.

Problemem szalejącej inflacji w społeczeństwie o niskiej świadomości ekonomicznej jest nie tyle wzrost żądań płacowych, ile wzrost żądań socjalnych. Jest to droga donikąd, lecz niestety, jeśli ktoś widzi, że jego 500 zł straciło na wartości i obecnie jest warte ok. 360 zł, nie będzie myślał o tym, czy NBP powinno podwyższyć stopy procentowe (co dodatkowo w odczuciu tego obywatela jest złe, gdyż wzrośnie jego rata kredytu), lecz pomyśli, by teraz wypłacać mu 700 zł, rekompensując wzrost cen. Dokładnie z tym zjawiskiem zmaga się Argentyna. Protesty w Buenos Aires wywołane obecną inflacją nie prezentują haseł naprawy polityki gospodarczej, zmniejszenia dodruku pieniądza, reform fiskalnych, lecz zwiększenia dopłat, rozszerzenia programów socjalnych, czy nawet dystrybucji towarów. W tej sytuacji rząd nie podejmie niepopularnych decyzji, a co gorsza dzisiejsi peroniści ani myślą o liberalnych reformach – odpowiedzią na inflację i kilkunastoletni kryzys gospodarczy było i nadal jest zamrażanie cen, nacjonalizacja oraz rozbudowywanie sektora publicznego wraz z zatrudnieniem w nich. Szczególnie uderzająca jest polityka rządowej kontroli cen, która chyba jeszcze nigdy w historii, począwszy od cesarza Dioklecjana, nie przyniosła oczekiwanych rezultatów, a prędzej przyczyniała się do niedoborów towarów.

Obrazki z Argentyny oczywiście nie muszą mieć przełożenia 1:1 na sytuację Polski, gdyż położenie obu krajów jest diametralnie różne. Znajdujemy się w Unii Europejskiej, jesteśmy najważniejszym partnerem gospodarczym m.in. Niemiec czy innych krajów UE, a także Stanów Zjednoczonych (tym bardziej kompletną porażką jest strzał w kolano w postaci ustawy wymierzonej w obecność amerykańskiego kapitału w Polsce). Nie oznacza to jednak, że nie odczujemy błędów polityki prowadzącej do samonapędzania się inflacji. W mojej ocenie tzw. „tarcza antyinflacyjna” jest o tyle nieskuteczna, że przewiduje właśnie dopłaty rekompensujące wzrost cen – jeżeli polityka PiS będzie szła w tę stronę, prędko nie wyjdziemy z kryzysu inflacyjnego i utkniemy ze wzrostem cen na kilkuprocentowym poziomie, co już wystarczy do zjedzenia wartości oszczędności i zubożenia klasy średniej. Smutną końcową konkluzją jest to, że nie widzę w Polsce opcji politycznej, która chciałaby „pobrudzić” sobie ręce odważnymi reformami gospodarczymi, zaczynając od cięcia programów socjalnych (w dodatku nieefektywnych jak 500+, które w ogóle nie wpłynęło na poziom dzietności!), redukcją podatków czy zaostrzeniem polityki pieniężnej w celu wyjścia z tego błędnego koła, a dodatkowo oczekiwania wyborców bardziej przypominają żądania mieszkańców Latynoameryki, co tym bardziej skłania polityków ku pójściu w stronę szkodliwego ekonomicznego populizmu. Tkwimy zatem nie tylko w spirali inflacyjnej, ale również spirali populistycznej.

Poglądy wyrażane przez blogerów publikujących dla WEI mogą nie być zgodne z oficjalnym stanowiskiem think-tanku.

Inne wpisy tego autora

Co dalej z Unią?

Ostatni miesiąc przyniósł wiele wydarzeń determinujących relacje Polski, a dokładnie polskiego rządu, z Unią Europejską. „Brukselski okupant” wypłacający Europosłom PiS sowite pensje, w kuluarach oznajmia,

Włoska bitwa o lockdown

Lockdown w europejskim wydaniu, tj. w kształcie próby pogodzenia ograniczania mobilności społeczeństwa z poszanowaniem tradycyjnego katalogu wolności obywatelskich nie wypalił. Jednocześnie przyczynił się do kryzysu

Zbrodnia na rządach prawa

Jakość i standard polskiej legislacji od dawna pozostawiał wiele do życzenia, jednakże czasy epidemii koronawirusa szczególnie obnażyły słabości tego obszaru.