Zbrodnia na rządach prawa

Doceniasz tę treść?

Jakość i standard polskiej legislacji od dawna pozostawiał wiele do życzenia, jednakże czasy epidemii koronawirusa szczególnie obnażyły słabości tego obszaru. Ustawodawca nienadążający za sytuacją, prowizorka, szemrane dane, pisanie ustaw na kolanie, ogromny rozstrzał pomiędzy podejściem do prawa urzędnika a sędziego i przede wszystkim koszmarne zaniedbania w obszarze rządów prawa lub po prostu hektolitry złej woli doprowadziły do sytuacji quasi-anarchistycznej, gdzie administracja swoje, a sądy i prawnicy swoje. Gdy Prezydent jako prawnik z wykształcenia mówi, że Rządowi wystawia czwórkę z plusem, naraża powagę swojego urzędu na kompromitację. A największe straty jak zwykle ponosi zwykły obywatel.

 

 

Rządy prawa należą do specyficznej kategorii wartości abstrakcyjnych, produktów nowożytnej myśli naszej cywilizacji, które dopiero utracone zaczynają być doceniane i potrzebne. Główne założenie rządów prawa jest całkiem proste – państwo, które ma przewagę nad obywatelem, musi być związane prawem, które samo tworzy i działać tylko na podstawie tego prawa. Daje to obywatelowi poczucie pewnej gwarancji i bezpieczeństwa, że będzie on oceniany tylko według tego prawa i po drugie, że administracja nie będzie podejmować czynności czy motywować działań tym, co niespisane, nieogłoszone czy niezgodne z prawem wyższym (np. rozporządzenie musi być zgodne z ustawą, a ustawa zgodna z Konstytucją RP). Z tym zagadnieniem i brakiem szacunku dla hierarchii prawa zmaga się właśnie polska klasa średnia, którą głównie budują mali i średni przedsiębiorcy.

 

Rok 2020 i początek 2021 niestety realizują czarny scenariusz, w którym małymi krokami, szemranymi działaniami odchodzi się od tych prostych i bardzo potrzebnych pryncypiów na rzecz czegoś, co przypomina praktyki autorytarne. Nie, to słowo nie jest na wyrost – bo choć legitymacja władzy pochodzi z wyborów demokratycznych, nie oznacza to pełnej dowolności w działaniu przez kolejne 4 lata i łamania podstawowych zasad funkcjonowania demokratycznego państwa prawa, zwłaszcza że polski system wyborczy jest tak skonstruowany, że proporcja i rozdział miejsc w sejmie nie odzwierciedla proporcji rozdziałów głosów i niekoniecznie za każdym działaniem rządu musi iść poparcie 51 lub większego odsetka społeczeństwa.

 

Semi-autorytarny quasi-anarchizm. Może to brzmieć ciężko i na pierwszy rzut oka niespójnie, lecz poniżej opiszę, dlaczego właśnie takich słów i w takim doborze użyłem, by określić obecny ustrój Rzeczpospolitej Polskiej. Semi-autorytaryzm odnosi się do ogromnego problemu z praworządnością w Polsce. Od początku epidemii nie został wprowadzony konstytucyjny stan nadzwyczajny. Konstytucyjne wolności obywatelskie (głównie prowadzenia działalności gospodarczej) zawieszane są w drodze rozporządzeń, na co licznie zwracają uwagę sądy. Rząd „na 4 z plusem” odkleił się więc od rzeczywistości prawnej i uznał, że ich decyzje mają charakter absolutny i stoją ponad Konstytucją. Przypomina to tezy „Teologii Politycznej” naczelnego jurysty III Rzeszy Carla Schmitta, który wskazywał, że w sytuacji tzw. stanu wyjątkowego (czyli stanu zagrożenia egzystencji państwa) decyzje administracyjne stają się absolutne i zrywają one łańcuchy nałożone literą prawa. „Liberalny”, „zepsuty” porządek prawny nie przystaje wówczas do realiów i prawodawca musi wykazać się aktywnością i przewodnią rolą w życiu narodu. Obecne podejście władzy do prawa, utrzymywanie, że działania Rządu są „legalne”, a działanie przedsiębiorców, po których stronie stoi Konstytucja jest a contrario nielegalne, świadczy tylko o głębokim kryzysie „urzędniczej szkoły prawa”, czyli takiego podejścia, gdzie zwierzchnik ma zawsze rację, bo po jego stronie stoi siła i hierarchia organizacyjna. Całe szczęście, że na drodze bezprawia stają jeszcze sądy i choć jeszcze nie słyszałem o wyłamaniu się sądownictwa administracyjnego z linii orzeczniczej o nielegalności obostrzeń, boję się, że urzędnicy bezwzględnie wykorzystają pierwszy wyłom (np. ze strony sędziego mianowanego przez PiS) do uzasadniania swoich bezprawnych działań przypominających wręcz szykany komunistycznej, założonej w 1945 r. Komisji Nadzwyczajnej do Spraw Walki z Nadużyciami i Szkodnictwem Gospodarczym.

 

Quasi-anarchizm to z kolei odniesienie się do konsekwencji semi-autorytarnych nadużyć prawa przez władzę. Synonimem anarchizmu są nieład, dezorganizacja, bezprawie, bałagan. Jak inaczej nazwać sytuację, w której obywatel ma mętlik w głowie i nie wie, czy może bezpiecznie prowadzić swój biznes (oczywiście w reżimie sanitarnym)? Nachalne trzymanie się obostrzeń, walka z ludźmi otwierającymi się, by walczyć o przetrwanie, uporczywe kontrole, ze strony władzy i późniejsze żmudne walki obywatela w sądzie i ostatecznie… zwycięstwo i przyznanie racji. Jak możemy mówić o porządku, gdy normalny obywatel przez rok słyszy, że działa nielegalnie i grozi mu 30 tysięcy złotych kary, odebranie subwencji, po czym po długiej batalii okazuje się, że od początku miał rację? Pomimo istnienia struktury państwowej i prawnej okazuje się, że nie funkcjonuje ona, a rozstrzał pomiędzy myśleniem urzędnika o prawie i jego roli diametralnie różni się od podejścia sędziego (przy czym podejście sędziego należy ocenić jako słuszne w kontekście obostrzeń z racji istnienia wyraźnej hierarchii aktów prawnych w Polsce i innych systemach zachodnich).

 

To wszystko świadczy o głębokim kryzysie i zbrodni, jaką PiS popełnił na zasadzie rządów prawa, którą należy rozumieć poprzez cel, jaki realizuje ona w społeczeństwie – zapewnia bezpieczeństwo obywatelowi, stanowi gwarancję jego praw i ich ochrony przed nadużyciem władzy. Można twierdzić, że rozstrzygnięcia sądów wystarczą, by uznać, że rządy prawa funkcjonują w Polsce, skoro ostatecznie racja zostaje przyznana obywatelom – byłoby tak, gdyby już po pierwszych wyrokach wojewódzkich sądów administracyjnych doszłoby do rewizji polityki rządu, zaprzestania nękania uczestników akcji #otwieraMY zapewniając kompatybilność działań rządu i administracji do stanu prawnego lub ewentualnie wprowadzenia konstytucyjnego stanu nadzwyczajnego, co umożliwiłoby władzy legalne ograniczanie praw konstytucyjnych oraz otworzyło drogę do odszkodowań, na co Rząd nie chce pozwolić z powodu ograniczeń finansowych spowodowanych zresztą latami błędnej polityki wydatków publicznych tego samego Rządu. Póki ten impas trwa, o rządach prawa i elementarnej przyzwoitości w sprawowaniu władzy można zapomnieć.

Inne wpisy tego autora

Nad bezkresną spiralą inflacji

Nadejście tzw. Polskiego Ładu, czyli jednego z najgorszych pomysłów obecnej władzy mającej na celu udobruchać gierkowo-peronistyczną wizję Polski prezesa Kaczyńskiego oraz zatwierdzenie podwyżek cen energii,

Co dalej z Unią?

Ostatni miesiąc przyniósł wiele wydarzeń determinujących relacje Polski, a dokładnie polskiego rządu, z Unią Europejską. „Brukselski okupant” wypłacający Europosłom PiS sowite pensje, w kuluarach oznajmia,

Włoska bitwa o lockdown

Lockdown w europejskim wydaniu, tj. w kształcie próby pogodzenia ograniczania mobilności społeczeństwa z poszanowaniem tradycyjnego katalogu wolności obywatelskich nie wypalił. Jednocześnie przyczynił się do kryzysu