Dyplomaci i szabrownicy

Doceniasz tę treść?

Widzę tę scenę oczyma duszy. Ona się powtarza od ponad 30 lat. W polskim MSZ dzwoni telefon z ambasady Stanów Zjednoczonych. Odbiera go na stojąco jakiś dyplomatourzędnik i potakując główką odpowiada w słuchawkę: „Ależ oczywiście tak, Wasza Wysoka Amerykańskość. Jak sobie życzy Wasza Wysokość Amerykańska Praworządność i nasza Gwarancja Bezpieczeństwa. Dziękujemy Wam, Wasza Jaśnie Oświecona Amerykańska Ostojo Demokracji za Wasze cenne wskazówki”. Ewentualnie polski dyplomata może jeszcze wczołgać się pod biurko, ćwicząc się w czymś co bardzo wulgarnie, ale trafnie określił były szef resortu Radosław Sikorski, a mianowicie w robieniu Amerykanom laski.

Właśnie pośledniej rangi wysłannik Waszyngtonu na Polskę, Bix Aliu, napisał list do marszałek polskiego Sejmu, Elżbiety Witek, iż nie podoba mu się procedowana w polskim parlamencie ustawa o reprywatyzacji. Chodzi o nowelizację kodeksu postępowania administracyjnego. Zmiana miałaby sprawić, że (w największym skrócie), po 30 latach przedawniałyby się roszczenia o zwrot zrabowanego czy przejętego przez PRL mienia. Dziś, dawni właściciele czy ich spadkobiercy teoretycznie przez wieczność mogą domagać się uznania decyzji komunistycznych władz po II wojnie światowej za nieważne i domagać się zwrotu. Pośledniej rangi wysłannik na Polskę napisał tak do pani marszałek: „Pragnę wyrazić głębokie zaniepokojenie w sprawie ustawy, która – jeśli zostanie przyjęta – spowoduje nieodwracalne straty dla Ocalonych z Holokaustu i ich rodzin. Rozumiemy, że projekt ustawy efektywnie uniemożliwi odzyskanie lub kompensację za utracone mienie w okresie Zagłady i komunizmu. W takim wypadku zarówno Żydzi, jak i ci, którzy nie są pochodzenia żydowskiego, nie otrzymają nic”.

Oczywiście, tak naprawdę chodzi nie tylko o mienie Ocalonych i spadkobierców, ale też bezspadkowe. To, które chciałyby przejąć, ze wsparciem amerykańskiego państwa, żydowskie organizacje. I tak naprawdę list Aliu to wstęp do dalszej rozgrywki o słynną Ustawę 447, czyli JUST Act. „Dziennik Gazeta Prawna” donosi, że wedle polskich dyplomatów Aliu postąpił nieprofesjonalnie, wyrwał się przed szereg, bo chce błysnąć i szczytować w karierze. DGP informuje również, że do Polski ma przyjechać specjalna amerykańska delegacja, by rozmawiać o reprywatyzacji. Na jej czele ma stać były podsekretarz skarbu USA w administracji Billa Clintona – „Stuart Elliott Eizenstat. W polskim MSZ jest postrzegany jako optymalna osoba do prowadzenia negocjacji” – pisze gazeta. Z sukcesem miał negocjować z kilkoma państwami, a ponadto bliska mu osoba została ocalona z Holokaustu przez Polaków. Można się więc domyślać, że MSZ uważa, że w takim razie nie jest źle. Otóż jest bardzo źle, jest wprost fatalnie. Przez 30 lat łaszenia się, podlizywania doprowadziliśmy do sytuacji, w której kolejne obce państwo ma czelność wpływać na stanowione w Polsce prawo. Mnie nie interesuje czy pan Eizenstat jest „optymalny” do negocjacji, bo my w ogóle nie powinniśmy z nim negocjować kształtu polskiej ustawy. Jak go tam w MSZ lubicie to weźcie go na wódkę, zafundujcie przejażdżkę dorożką po Krakowie, a na pamiątkę kupcie kierpce i ciupagę. (No może ciupagę nie, bo obecna administracja amerykańska mogłaby uznać to za patriarchalny przemocowy symbol). Niech więc będą korale. I tyle.

Nie interesuje mnie też czy pośledniej rangi wysłannik Aliu wyrwał się przed szereg. Jeśli tak myślicie, wy polscy dyplomaci, to znaczy, że jesteście zwyczajnymi durniami, że okłamujecie siebie i nas. Wasza licha, płaszczenia się postawa przyjmowana niezależnie od tego, kto w Polsce rządzi, sprawia, że jesteśmy wiecznie wycierającą parkiety i siedzenia w antyszambrach nacją o roli znacznie gorszej niż wynika z rzeczywistego znaczenia i potencjału. Jak Aliu ma niepokoje, to trzeba mu powiedzieć, żeby sobie jakieś ziółka wypił albo skonsultował się z psychologiem. Kładź się człowieku na kozetkę i wyżalaj.

Pamiętamy o Konwencji Wiedeńskiej o Stosunkach Dyplomatycznych, jesteśmy cywilizowanym narodem w sercu Europy, więc oczywiście nie możemy reagować gwałtownie. Gorące głowy chciałyby pewnie czegoś w stylu Kozaków Zaporoskich, którzy pisali do tureckiego sułtana Mehmeda IV: „Ty, sułtanie, diable turecki, przeklętego diabła bracie i towarzyszu, samego Lucyfera sekretarzu. Twoje wojsko zjada czarcie gówno. Nie będziesz ty, suki ty synu, synów chrześcijańskiej ziemi pod sobą mieć. Walczyć będziemy z tobą ziemią i wodą, kurwa twoja mać. Kucharzu ty babiloński, kołodzieju macedoński, piwowarze jerozolimski, garbarzu aleksandryjski, świński pastuchu Wielkiego i Małego Egiptu, świnio armeńska, podolski złodziejaszku… szatańskiego węża potomku i ch…u złamany. Świński ty ryju, kobyli zadzie, psie rzeźnika, niechrzczony łbie, kurwa twoja mać. O tak ci Kozacy zaporoscy odpowiadają, plugawcze. Nie będziesz ty nawet naszych świń wypasać”.

Czasy inne, inne obyczaje, a Amerykanie to nasi przyjaciele, a nie wrogowie i tak pisać dyplomatom nie wypada, zwłaszcza, że akurat Aliu pochodzi z tej części świata, która pod butem osmańskim jęczała, czyli z Bałkanów. Mogliby jednak polscy dyplomaci przekazać Amerykanom, że Rzeczpospolita nie stosuje tak jak oni kryteriów rasowych i pamięta wszystkich swoich obywateli, którzy zginęli w czasie niemieckiej okupacji. Że nie dzieli swych dzieci wedle kryteriów rasowych, etnicznych, płciowych, religijnych i tak samo opłakuje Polaków, jak i Ormian, Cyganów, Białorusinów, Litwinów, Żydów, Ukraińców. Greków, Słowaków etc. Nie patrzy na pochodzenie i nie uzależnia od tego restytucji zagrabionego mienia. Rzeczpospolita nie kontroluje tego, jak Stany Zjednoczone przyznają odszkodowania za niewolnictwo czy jak zrekompensowały ludobójstwo Indian i zagrabienie ich terenów. To, że USA wracają teraz do haniebnych praktyk rasistowskich i będą sprawdzać, w jakim procencie kto jest jakiego pochodzenia, by ewentualnie przyznać przywileje czy odszkodowania, to nie znaczy, że Polska będzie to robić i wiecznie rozdrapywać rany i sprawdzać „kto Żyd, a kto nie Żyd”, jak śpiewał Jacek Karczmarski.

Być może Polska powinna wysłać do Stanów Zjednoczonych swą własną delegację, która sprawdzi, jakie odszkodowanie dostał inżynier Krzysztof Wyrobek, Polak z Minneapolis, właściciel firmy 7-Sigma Inc., którego fabrykę w czasie zamieszek spaliły bandy rasistowskiej organizacji BLM i faszystowskiej Antify. Państwo amerykańskie nie potrafiło zapewnić ochrony naszemu rodakowi.

Polscy dyplomaci będą tłumaczyć nam, że sprawa wymaga wyczucia, delikatności, że trzeba powierzyć to zawodowcom mającym tzw. ustosunkowania, znającym korytarze Waszyngtonu. W istocie chodzi o to, że wiedzą, w którym kącie micha z wodą i karmą stoi. I może tak jest. Ale podstawową sprawa jest posiadanie jakiejś wewnętrznej integralności i uczciwości. Kawałka kręgosłupa, który nie gnie się na każde skinienie. Jakiś szacunek dla siebie, rodaków i państwa, który nie pozwala na wicie się i kajanie tylko dlatego, że jakiś niemający o niczym pojęcia były prezydent uważa, że może nas besztać. To, co nazywają dyplomacją, realpolitik i czym tam jeszcze doprowadziło do tego, że obce państwa chcą pisać nam ustawy i szabrować mienie w Polsce. To nie jest sprawa na żadne dyplomatyczne miętolenie, tylko do przecięcia raz na zawsze. I jak Amerykanie chcą sobie cudze mienie szabrować, to niech szukają go u spadkobierców tych, którzy wywołali II wojnę światową – u Merkel i Putina.

Inne wpisy tego autora