Prawdziwe kłamstwa, czyli skąd wziął się koronawirus

Doceniasz tę treść?

Już wiadomo, że łgali. I to ile wlezie. Eksperci WHO, słynny na świat doktor Anthony Fauci, z którego w USA Demokraci i media zrobili wyrocznię w sprawie koronawirusa. Wielu amerykańskich naukowców okłamywało Stany Zjednoczone, a co za tym idzie świat, gdy mówili o prawdopodobnym pochodzeniu koronawirusa. Iż niemożliwe jest, by wydostał się z laboratorium w Wuhan i był dziełem ludzkim – zmodyfikowaną przez naukowców wersją jakiegoś koronawirusa. W zawiłości wchodził nie będę, bo nijak nie znam się na strukturze różnych białek, ale przekaz rozumiem. Na chirurgii nieestetycznej też się nie wyznaję, ale potrafię rozpoznać i rozumiem, że gdy jakaś dama ma usta wielkości i kształtu gumowego przepychacza do zlewów, to nie są one darem natury, ale dziełem ludzkiego geniuszu. Pani owa została zmodyfikowana. Już w styczniu 2020 roku w artykule w „Science” pisano, iż genom jest niezgodny z oczekiwaniami teorii ewolucji. Od pań nie oczekujemy, że będą zasysały szlam czy muł z dna zbiorników wodnych i filtrowały albo przepychały rury, więc ewolucja takich warg nie przewiduje.

O ile nowe badania mówią o prawdopodobieństwach, o zbliżaniu się do prawdy, o tyle ujawniona korespondencja dra Fauci, szefa zespołu do zwalczania pandemii COVID-19 dostarcza dowodów, że on i czołowi amerykańscy naukowcy łgali, co do swej wiedzy o pochodzeniu koronawirusa. Mimo iż wiedzieli, że nie można wykluczyć, iż pochodzi on z laboratorium. Kłamali, twierdząc, że to niemożliwe. Za nimi oczywiście media, ale raczej z powodu typowej ignorancji. Zła wola w ich przypadku polega głównie na tym, że cokolwiek by to nie było, trzeba w jak najgorszym świetle przedstawić to, co mówią przeciwnicy polityczni, jak Trump. Z założenia zawsze trzeba pokazać to jako głupie i złe. Skoro więc Donald Trump na początku 2020 roku mówił, że wiele wskazuje na to, iż koronawirus pochodzi z laboratorium w Wuhan i może być dziełem człowieka, to oczywiście trzeba go wyśmiać jako zwolennika teorii spiskowych i potępić jako rasistę. Starszy biały mężczyzna, na dodatek polityk republikański, nie może powiedzieć, że jacyś Chińczycy czy też dowolni ludzie innej rasy niż biała, zrobili coś złego, choćby nieumyślnie. Fauci i czołowi amerykańscy naukowcy zdecydowanie zaprzeczyli sugestiom/podejrzeniom Trumpa. W czasopiśmie „Lancet” ukazał się artykuł podpisany przez 29 amerykańskich wirusologów, w którym jednoznacznie odrzucano wersję „wycieku” w Wuhan. Nauka przemówiła, Trump został wyśmiany, a dla WHO największym problemem stało się nazywanie koronawirusa chińskim wirusem i stygmatyzowanie spracowanego chińskiego ludu. Motywacje mediów, które Trumpa nie znosiły, sterujących nimi Demokratów, a nawet WHO są w pełni zrozumiałe. Już pisałem, że nie po to chińscy komuniści ustanowili szefem Światowej Organizacji Zdrowia etiopskiego komunistę Tedrosa Adhanoma Ghebreyesusa, by ktoś im rasistowsko-chińskim wirusem w oczy ludzkość kłuł. Dla Demokratów i mediów był to kolejny odcinek frontu nieustającej wojny z Trumpem. Co jednak skłoniło naukowców, by kategorycznie zaprzeczać możliwości wycieku w Wuhan? Dlaczego kładli na szali swój autorytet, angażując się w coś, co mogli pozostawić służbom, które oczywiście korzystając z ich wsparcia, szukałyby pochodzenia śmiercionośnego wirusa, który być może jest bronią biologiczną?

I po raz kolejny sprawdziło się powiedzenie, że jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o kochane pieniążki. Otóż laboratorium w Wuhan stało się wielką pracownią dla amerykańskich naukowców. Ci dostają gigantyczne stypendia i granty na kolejne badania i eksperymenty. Po co jednak robić je u siebie, kiedy chińskie myszy i króliki, chińskie probówki, kolby, preparaty, cała aparatura etc. i małe chińskie rączki laborantek, a nawet naukowców są znacznie tańsze niż te na miejscu w amerykańskich instytutach i uczelniach. W Harvardzie godzina pracy jakiegoś technika kosztuje może 50 dolarów, podczas gdy w takim Wuhan – 5. Hojnym sponsorom i darczyńcom może nie spodobałaby się informacja, że w Chinach nie są dotrzymywane standardy bezpieczeństwa. Może i rzetelność badań pozostawia wiele do życzenia, dokonuje się nieetycznych eksperymentów. Dlatego tak stanęli w obronie laboratorium w Wuhan, do którego płynęły pieniądze także amerykańskich podatników. Sam Fauci hojnie je tam przelewał jako szef Narodowego Instytutu Alergii i Chorób Zakaźnych (NIAID).

Co gorsza, wszystko wskazuje na to, że w Wuhan, i to prawdopodobnie na zlecenie Fauciego, prowadzono badania, które zakazane były w Stanach Zjednoczonych. Obejmują one zbieranie niebezpiecznych wirusów i modyfikowanie ich genetycznie, aby były bardziej śmiertelne, w celu zbadania ryzyka wybuchu przyszłych epidemii. Właśnie ujawniono film z 2021 roku, na którym Fauci mówi o korzyściach z takich badań. W przypadku Wuhan chodziło o pozyskanie wirusa z nietoperzy, zmodyfikowanie go, budowanie różnych chimer genetycznych, infekowanie nimi komórek ludzkich i sprawdzanie jak się namnażają. W 2014 roku badania takie dotyczące pojawienia się koronawirusa nietoperzy zleciło kierowane przez Fauciego NIAID. Do Instytutu Wirusologii w Wuhan, poprzez prywatne firmy i instytucje, popłynęły setki tysięcy dolarów. Tymczasem takie eksperymenty były zabronione. Wiele wskazuje na to, że Fauci wiedział, iż łamie przepisy, więc zlecał nielegalne badania za granicę – do Chin, albo przynajmniej wiedział, iż się odbywają i godził się na nie. Wszytko w imię dobra nauki. Pojawiają się tezy, które w skrócie można przedstawić tak: koronawirus, który wywołał obecną pandemię, powstał w Instytucie Wirusologii w Wuhan na zlecenie Amerykanów, za pieniądze amerykańskich podatników. Czy tak było w istocie, być może kiedyś się o tym przekonamy, ale już dziś wiadomo, że Fauci, naukowcy, wielkie organizacje jak WHO kłamały. Samemu Fauciemu grozi proces karny, bo okłamał Kongres.

Konsekwencje tych kłamstw czy nieporozumień, złych interpretacji, jak mówi Fauci i inni naukowcy już są dramatyczne. Fauci z osoby wykreowanej na najwyższy, ostateczny autorytet, superbohatera popkultury, stał się kimś całkowicie niewiarygodnym, uosobieniem zakłamania i oportunizmu. Już wcześniejsze jego zachowania wskazywały na to, że być może powinien pomyśleć o jakimś domu spokojnej starości na Florydzie, a nie urządzać życie Amerykanom. Fauci po dwóch szczepieniach pokazywał się publicznie w dwóch maskach i opowiadał, że być może nosić je trzeba będzie do 2023 roku. Takie zachowania można by potraktować jako nadgorliwość nieco śmiesznego staruszka. Gorzej ze szczepieniami. Trendy wskazują, że w USA szczepienia populacji załamują się całkowicie i że cel, jaki postawił sobie Biden – zaszczepienia na 4 lipca, czyli w Dzień Niepodległości 70 procent Amerykanów nie zostanie osiągnięty. Upadła bowiem wiara w system i w to, co naukowcy opowiadają. Liczba wykonywanych zastrzyków spadła ze średniej 3,4 miliona dziennie w kwietniu, do mniej niż milion w czerwcu i wciąż się obniża. To naturalne. Najpierw zebrano z drzew owoce, które rosną najniżej, czyli szczepiono entuzjastów, którzy nie mogli się doczekać. Teraz trzeba się wspiąć i wysilić, by sięgnąć po tych, którzy nie mają wiedzy, nie znają się, zarobieni są, nie chce im się, mają za daleko, nie po drodze etc. albo w ogóle nie mają zamiaru się kłuć. A tu okazuje się, że Fauci i naukowcy swymi kłamstwami odebrali argumenty do przekonywania niechętnych. Kłamali w sprawie pochodzenia koronawirusa, to może i kłamią w sprawie szczepionek – może pomyśleć każdy racjonalny, zarobiony człek

Na niecały miesiąc przed 4 lipca, owe 70 procent zaszczepiono w 13 stanach – na wschodnim i zachodnim wybrzeżu, ale w 15 nie osiągnięto nawet 50 procent. Przy obecnym tempie, patriotyczny cel, jaki postawił narodowi na Dzień Niepodległości Joe Biden, nie zostanie osiągnięty. Szczepionkowe morale upadło, a sam prezydent USA znalazł się w pułapce. Jako dobry władca chciał nagrodzić swój posłuszny i zdyscyplinowany naród, znieść na 4 lipca wszelkie ograniczenia, by lud mógł cieszyć się wolnością i niepodległością. Oczywiście zapowiadanym warunkiem było osiągnięcie owego poziomu 70 procent zaszczepionych. Czy teraz ukarze nieposłuszne dzieci i nie pozwoli im się w święto bawić? Przekonamy się za niecały miesiąc.

Tak czy owak, kruszą się kolejne odłamki tej naukowej opowieści o pandemii. Ba, całe bloki z niej odpadają. Wobec tego, co się dzieje, jedyną racjonalną postawą staje się zachowanie paranoicznej podejrzliwości i wyznawanie teorii spiskowych. Każdemu, kto mówi, że należy zaufać nauce, można roześmiać się szyderczo w twarz i pokazać gest stukania się po głowie. Jakiej nauce zaufać – tej, którą reprezentują Fauci i naukowcy, którzy zarabiali za jego pośrednictwem pieniądze za badania nad wirusami? Media społecznościowe, jak Facebook czy Twitter obwieściły, że już nie będą usuwać treści mówiących o tym, że koronawirus wydostał się laboratorium w Wuhan i może być dziełem człowieka. Od ponad roku wmawiano nam, że cenzura dotycząca pandemii jest dobra, a władcy idei, myśli i słowa decydujący o tym, co wolno pisać i czytać wmawiali, że to dla naszego dobra, dla bezpieczeństwa całej ludzkości. Być może dowiemy się, czy kłamstwa naukowców i Fauciego opóźniły badania i walkę z pandemią, bo skierowały je na fałszywe tropy. Nigdy jednak nie dowiemy się, jak wyglądałoby dziś nasze bezpieczeństwo, nasze wolności, gdyby globalni cenzorzy wspierani przez – by nawiązać do Tuwima – miejscowych idiotów i tutejsze kretynki, nie zabili dyskusji na temat pandemii, jej przyczyny, zasięgu zagrożeń, które niesie.

Właśnie dowiedzieliśmy się, że w Kalifornii do statystyk zgonów na COVID-19 nie będą zaliczani ci, którzy zginęli w wypadkach, ale byli zarażeni koronawirusem. Nawet nie chce mi się sprawdzać czy to żart, czy prawda, bo to bez znaczenia. I tak wiadomo, że ludzie, którzy tym wszystkim zawiadują (walką z pandemią, czyli trzymaniem nas za twarz), to owładnięci obsesjami psychopaci z poczuciem boskiej misji, więc zdolni są nawet do tak durnego kłamstwa, jak owa statystyka wypadkowo-covidova.

Inne wpisy tego autora