Veto prezydenta – głos wolny, wolność ograniczający       

Doceniasz tę treść?

Do napisania tego tekstu zachęciła mnie Pani z WEI. Od kilku tygodni nie istnieję w świecie cyfrowym. Facebook wyciął mnie całkowicie – podobno jest jakiś problem techniczny. Może to i awaria, ale dość dziwna. Mniejsza o szczegóły, ale to tak, jakby samochód psuł się tylko wtedy, gdy ja do niego wsiadam. Tak czy owak, nie ma mnie, więc się nie odzywam, nie komentuję, nie zaczepiam, na zaczepki nie odpowiadam, nie uśmiecham się, nie chwalę, nie ganię i nie obrażam. Jeśli ktoś coś ode mnie chciałby, to nie tędy droga, bo mnie tam nie ma. Przepraszam.

Gdy zacząłem pisać ten tekst, prezydent Duda obwieścił, że zawetuje ustawę medialną. Usankcjonował więc łamanie prawa przez amerykańskich właścicieli TVN, a także przez polskie instytucje teoretycznie stojące na straży porządku medialnego. (To czy powinien być jakiś medialny ład, czy też może lepszy jest bezład, jest tematem na zupełnie oddzielną rozmowę). Prezydent Duda źle zrobił, bardzo źle. Miałem ostatnio ciekawą rozmowę na ten temat z prezesem WEI i łebskim kolegą robiącym karierę w jednej z największych korporacji na świecie. Są innego zdania niż ja i wykładają swe bardzo racjonalne argumenty. Ale i tak się z nimi nie zgadzam. Tak, uważam, że wokół całej sprawy należało rozpętać wielką awanturę, że warto było się narazić nowemu ambasadorowi Brzezińskiemu, reprezentującej wielkie korporacje administracji Bidena, Unii, opozycji mianującej się totalną i całemu jej aparatowi propagandowemu. Wolę awanturę i chaos od budowanego właśnie ładu światowego. Problem oczywiście polega na tym, że w Polsce niczego, a w tym przypadku ustawy medialnej, nie da się rozpatrywać jako rzeczy samej w sobie, w oderwaniu od tej żenującej, prawdziwie nędznej wojny politycznej, jaką toczą między sobą PiS z odnóżkami i opozycja. Wszytko musi wpaść do jednego kotła, gdzie gotuje się obłąkanie, amok, histeria, zaślepienie, obsesje i paranoje. Nie da się rozmawiać na temat porządku medialnego, wolności słowa, granic dopuszczalnych ingerencji innych państw czy instytucji w nasze sprawy, bo wszystko sprowadza się do jednego: albo popierasz reżim PiS, albo chcesz go obalić za pomocą ulicy i zagranicy.

Problem wolności słowa uważam za jeden z najważniejszych, przed jakim stanie ludzkość w 2022 roku. To z wolności słowa, myśli, przekonań i swobody głoszenia ich biorą się wszystkie inne wolności, a także demokracja i niezbywalne, naturalne prawa nas chroniące te, które mamy nie z nadania jakichś łaskawych władców, ale, które są nam przyrodzone. Prezydent Duda zmarnował okazję, by podnieść ten wielki problem ciągłego pozbawiania nas w Polsce, ale nie tylko, prawa do wolności słowa, do głoszenia poglądów, do swobodnej wymiany myśli przez amerykańskie korporacje internetowe. Sprawa należącego do Amerykanów TVN została załatwiona, więc nikt nie będzie już mówił o rzeczywistych problemach, nikt się nie będzie nimi przejmował. Cenzura stosowana przez amerykańskie firmy może postępować bez przeszkód, można niepoprawnych uciszać, wymazywać osoby, ba całe redakcje z przestrzeni cyfrowej, pozbawiać pieniędzy, a tym samym możliwości działania. Co rusz słyszę o jakichś upokarzających negocjacjach z cenzorami YouTube, by łaskawie zgodzili się coś wyemitować, nie pozbawiając twórcy zarobku.

Ustawa medialna była znakomitą okazją do podniesienia tego problemu w rozmowach z administracją amerykańską. Skoro tak bardzo ceni sobie wolność słowa, to może niech powie, co zrobi, by internetowi giganci nie ograniczali jej. Przynajmniej w Polsce. Czy my musimy przyjmować tak skundloną postawę, że nawet nie wolno mam w tej sprawie szczeknąć? Dlaczego nie potrafiliśmy nawet poszukać sojuszników w amerykańskich mediach, tych, które konkurują z nową wielką grupą mediową Warner i Discovery, do której należy i TVN, i skompromitowany, chylący się ku upadkowi CNN (pisałem o tym w tekście Jak ścieka CNN). Nie znaleźlibyśmy sojuszników wśród Republikanów? Dlaczego nie mielibyśmy zapytać się Warner i Discovery, że skoro chce działać w Polsce, to jak nam pomoże w walce z cenzurą internetowych gigantów. Znów pokazaliśmy, że państwo polskie jest tak liche, że nie ośmiela się w konfrontacji z amerykańską korporacją stawiać żądań, czy pytań. Tak, wiem, że w tle stoi amerykańska administracja. Ale na jej czele jest zniedołężniały, zdemenciały starzec, więc pół świata szydzi z niej i robi, co chce, bo kiedy kota nie ma, to myszy harcują. Tylko nie Polska, bo to szara myszka jest. To jest oczywiście kwestia opinii, ale nie wierzę w zdecydowanie, asertywność, konsekwencję, stanowczość w działaniach dziuń i młodzianków zaludniających Departamenty Stanu i kolejne Skarbu, Handlu. Pokrzyczeliby, porobili groźne miny, a potem wszystko by się rozlazło dokładnie tak jak za Obamy, czy teraz za Obamy 3.0, czyli Bidena. Ale nawet jeśli się mylę, jeśli piszę naiwnie (tak zapewne sądzą politolodzy z akademii wszelakich) to nie zmienia tego, że nie podjęliśmy żadnej próby wykorzystania nadarzającej się okazji i uzyskania czegoś. Tak wiem… Amerykanie już nigdy by nie zainwestowali w Polsce, a jakby Rosja napadła, to nie obroniliby nas. NATO by się z tego powodu rozpadło. Jakie to paradne, pocieszne.

W całej tej sprawie nie chodziło o żadną wolność słowa, a tylko i wyłącznie o interesy amerykańskich firm, kariery i pieniądze tych, którzy w TVN pracują, a także o walkę polityczną. Naiwni byli ci, którzy sądzili, że broniąc stacji z ulicy Wiertniczej bronią w jakikolwiek sposób wolności słowa, wolności mediów. Ja wiem, że pracownicy stacji, ale także innych statecznych, prawdziwie europejskich mediów nadymają się, uderzają w patos, wskazują na swe posłannictwo obrońców cnót państwowych i mówią, że bez nich przepadną resztki demokracji, zginie wolna praworządna Rzeczpospolita. To wszystko blaga, lipa, megalomania pysznych narcyzów. Kiedy trwała awantura o TVN, opozycyjny lud zaangażowany wychodził na ulice, a TVN okrył się żałobnym kirem (Boże, jakie to było pompatyczne i żałosne), francuskie komusze związki zawodowe oznajmiły, że wyrzucą Solidarność z jakiejś europejskiej federacji związków. Wszytko przez to, że Tygodnik Solidarność ośmielił się przeprowadzić wywiad z Marine Le Pen. Nikt w całym TVN ani w sojuszniczych z opozycją mediach nie zająknął się na ten temat. Nikt ze stacji nie stanął w obronie „Solidarności”, w obronie kolegów dziennikarzy z Tygodnika. Mają na to całkowicie wy…ne. Światli Europejczycy z Francji, Niemiec, Brukseli, ale też w  TVN orzekli, że Le Pen jest nieprawidłowa, więc walić wolność słowa, bo ta jest tylko dla nas, Europejczyków prawdziwych, więc my możemy sobie zrobić w rocznicę Stanu Wojennego rozmowę z Urbanem, a na was będziemy szczuć za wywiad z kimś, kto może i został demokratycznie wybrany do PE, nie jest żadną zakłamaną kanalią, ale nam do obrazka naszego świata nie pasuje. I dlatego też obrońcy wolności z TVN mogą publicznie radować się tym, że taki Ziemkiewicz, który ma niewłaściwe poglądy, może jak przestępca nie zostać wpuszczony do Wielkiej Brytanii. Tak proszę Państwa, oni w tym TVN uważają, że taki powinien być porządek świata. Wolno, z powodu tego, co się pisze, głosi, odmówić komuś wjazdu do podobno demokratycznego kraju. Tak się robi w Chinach, Birmie, Turcji w różnych innych reżimach, a teraz jeszcze w Wielkiej Brytanii i pracownikom scenicznym TVN bardzo się to podoba. Podobnie jak podobało się, że media społecznościowe mogą całkowicie wymazać urzędującego prezydenta Stanów Zjednoczonych, a stacja telewizyjna przerwać transmisję jego konferencji, bo arbitrzy/cenzorzy uznali, że mówi nieprawdę. Zaiste wielka chwila dziennikarstwa to była, kiedy to dziennikarze uznali, że są od tego, by decydować, co głupi lud może usłyszeć, a co nie. Takie ejakulacje to miał też za PRL byle cenzor z ulicy Mysiej, gdzie mieścił się Główny Urząd Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk

Firmy medialne, jak TVN i jej właściciele nie zrobią nic, by bronić wolności słowa w internecie, w mediach społecznościowych. Nie zająkną się na temat tego, że jakaś redakcja znika, nie podejmą żadnej akcji solidarnościowej, nigdy nie podniosą tego problemu. Powód jest jeden: kariera i pieniądze. Gdy siedzimy w mediach społecznościowych – na Twitterze, Facebooku etc., to w tym czasie nie oglądamy jakiegoś CNN, BBC, TVN, TVP, więc nie jesteśmy też wtedy odbiorcami nadawanych przez nie reklam. Stacje nie zarabiają na nas. Zduszenie wolności słowa w sieci oznacza zdławienie konkurencji. Druga kwestia to rząd dusz. Nie można dopuścić do tego, by ludzie czerpali wiedzę o świecie z pominięciem owych mediów. By interpretowali go sobie tak, jak chcą. Wtedy wybory może wygrać ktoś taki, jak Trump, Bolsonaro, Salvini, czy Zemmour. Komuś mogłoby przyjść do głowy, by opuścić Unię, albo nie zgodzić się na funkcjonowanie obozów sanitarnych. Rządzić powinni tylko jacy jak Biden, czy Ursula von der Leyen, a wtedy nasze – mediów – wpływy są niezagrożone. To ci władcy świata zapewnią nam zduszenie konkurencji w sieci. Dlatego Vera Jourova – jej oficjalny unijny tytuł to Komisarz Wartość i Przejrzystość – chce w przyszłym roku zaproponować jedną unijną regulację dotyczącą wolności słowa. Oczywiście dla naszego dobra ma ona uniemożliwiać rozpowszechnianie „fałszywych informacji”. Czeska socjalistka wychwalała już współpracę unijnych biurokratów z szefami mediów społecznościowych w ograniczaniu informacji na temat COVID-19 i pandemii. Władcy świata i ich mediowi służący wymyślili nowe kategorie przestępstw, by kontrolować słowo i myśl. To szerzenie mowy nienawiści i „fake newsów”. I tylko wyobraźnia, potrzeba chwili ograniczą to, co rządzący pod tym pojęciami rozumieć będą. Katalog jest nieskończony: homofobia, islamofobia, uchodźcofobia, ksenofobia, mizoginizm, antysemityzm, rasizm, klimatyczny denializm, twerfizm, ageizm, antyszczepionkowość, mięsożerstwo, opilstwo. Cenzorskie wzorce dla wszystkich poddanych Unii są gotowe. To niemieckie i francuskie paragrafy. W tych słusznych, demokratycznie prawidłowych krajach można iść do więzienia lub zapłacić 50 milionów euro kary za powielanie fałszywych informacji. W Szwecji też można za to pod celą wylądować.  Na swój sposób zabawne jest to, że ścigani są głównie seniorzy. Głupie szwedzkie staruchy nie rozumieją, że nie żyją w czasach swej młodości, tylko w nowych lepszych, więc plotą co tam im do durnych, niepostępowych łbów przyjdzie i zamieszczają to w mediach społecznościowych. A tu hyc, policja słowa i myśli cap przestępcę.

Źle więc zrobił Andrzej Duda, odrzucając ustawę ot tak, lekką ręką. Lichych doradców ma. Właściwie niczym się specjalnym przez lata swego urzędowania nie wyróżnił. Prezydent nie podniósł żadnego większego projektu, wysokiej idei, myśli, nie ma nic, za czym mógłby stanąć i wskazać: patrzcie oto moje dzieło. A przecież jak się dostało ponad 10 milionów głosów, to można coś z takim kapitałem zrobić. Tymczasem talenta jak „sługa zły i gnuśny” z Ewangelii Świętego Mateusza w ziemi zakopał. Nie tylko pan prezydent. Mamy sowicie opłacane rady od srego i owego – radiofonii, mediów, jakiejś tam etyki – wszystkie te twory słodko w stołki pierdzące, jakieś urzędy ochrony konsumenta, komunikacji elektronicznej, jakieś instytuty łączności, izby wydawców i elektroniczne,  uczelnie i sądy dziesiątki, jeśli nie setki instytucji, które nie robią nic, by w Polsce wciąż rozbrzmiewał swobodnie „Głos wolny, wolność ubezpieczający”. Traktat polityczny litewskiego szlachcica Mateusza Białłozora, który ogłosił król Stanisław Leszczyński, dotyczył reform Rzeczpospolitej, ale dziś to piękne hasło może nieść na sztandarach każda polityczna siła w Polsce. I pal diabli, że także redaktor naczelny pisma Liberté Leszek Jażdżewski – ten od taplania się w błocie ze świniami, bo zawołanie owo w podtytule figuruje.

Całkowitym nieporozumieniem jest traktowanie wolności słowa jako kwestii dotyczącej głównie mediów i dziennikarzy. To nie dla nich jest to dobro i nie one z niego korzystają. One się tylko z nim bezwstydnie obnoszą. To dobro jest dla obywateli, dla ludu. Pisałem powyżej, dlaczego media nie bronią wolności słowa w sieci i tak bezmyślnie propagują wynalazki polityków, jak „fake news” czy „mowa nienawiści”. Zachowanie wolności słowa jest kwestią fundamentalną dla utrzymania społeczeństwa obywatelskiego, ale też podstawowych praw obywatelskich i człowieka. Prezydent Duda ma nadal szansę podjąć to dzieło, nie oglądając się na to, co robią gnuśne i złe narody Zachodu. Inaczej, to co jest wolnością słowa określi nam komisarz Jourova, korpoosoby z amerykańskich firm internetowych, a pilnować przestrzegania będą wysłani do TVN nadzorcy z CNN.

Poglądy wyrażane przez blogerów publikujących dla WEI mogą nie być zgodne z oficjalnym stanowiskiem think-tanku.

Inne wpisy tego autora