Czy pomóc pani Zofii spełnić marzenie?

Doceniasz tę treść?

Zofia Kaczmarek stała się w krótkim czasie jedną z najbardziej rozpoznawalnych młodych osób w sferze wirtualnej. Jednak nie dlatego, że jest patostreamerką pokazującą, jak pijak za pieniądze tarza się we własnych odchodach albo dlatego, że publicznie wygaduje głupoty, jak niejaki Jasio K. (postać ta pojawia się tu nieprzypadkowo). Pani Zofia nie jest też celebrytką znaną z tego, że jest znana, która zagrała właśnie w nowej reklamie podpasek lub też rozstała się z narzeczonym i związała ze szwagrem kuzyna brata sąsiada odtwórcy roli portiera w 1459 odcinku „»Ż« jak Żenek”. Pani Zofia z takimi przypadkami nie ma zgoła nic wspólnego, jest bowiem młodym naukowcem, a dokładnie – astronomem.

Internetowa kariera pani Zofii zaczęła się, gdy kilka rozpoznawalnych osób (tu największe zasługi ma Justyna Suchecka z TVN24, zajmująca się edukacją, która naukową karierę młodej Zofii śledziła jeszcze jako dziennikarka „Gazety Wyborczej”) przekazało dalej jej zbiórkę na portalu Zrzutka.pl. Zbiórka jest na studia w Cambridge i tu najlepiej oddać głos samej bohaterce:

Dziś mam 23 lata i niepowtarzalną szansę, by rozpocząć studia magisterskie na Uniwersytecie w Cambridge. Udało mi się przejść wieloetapowy proces rekrutacji, spełniłam wszystkie kryteria formalne. Została już tylko jedna rzecz: muszę potwierdzić, że mnie na to stać. A w tej chwili to nieprawda, bo też kwota, która by mi na to pozwoliła, jest niebagatelna.

Myślicie teraz może: dlaczego mielibyśmy płacić komuś za zdobycie dyplomu i cennego wpisu do CV? Bo zapewniam, że zależy mi na czymś znacznie większym i ważniejszym – na nauce.

Zajmuję się ciemną materią. A studia, na które się dostałam, polegają w 100% na niezależnej pracy naukowej nad własnym projektem. Oczywiście pod czujnym okiem wybitnego naukowca. Moim celem jest praca w uznanym zespole prof. Wyna Evansa, dotycząca wykorzystania uczenia maszynowego (Machine Learning) do zdobycia nowych informacji na temat ciemnej materii w naszej Galaktyce w oparciu o dane z dużych przeglądów astronomicznych. Propozycje projektów badawczych, które złożyłam, zostały już zaaprobowane przez Uniwersytet.

I teraz naprawdę wszystko rozbija się już tylko o pieniądze. I o Brexit. Bo gdyby Wielka Brytania dalej była w Unii, nie musiałabym Was prosić o pomoc. Te studia są moim największym marzeniem. Z myślą o nich odkładałam wszystkie stypendia i nagrody, udało mi się odłożyć około 68 tysięcy złotych. To jednak nie wystarczy. Wskutek wystąpienia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej od tego roku studenci pochodzący z UE muszą zapłacić czesne (University Composition Fee) w wysokości ok. 32,3 tys. funtów (ok. 170 tysięcy złotych), a nie – jak wcześniej – ok. 8,8 tys. funtów. Od 2021 r. niedostępne dla polskich studentów stały się też kredyty studenckie.

Matematyka jest nieubłagana. Do 31 lipca muszę zadeklarować, że dysponuję sumą 47,5 tys. funtów (uczelnia dolicza szacowane koszty utrzymania, czyli około 15,2 tys. funtów). To wszystko przy obecnym kursie daje astronomiczną kwotę około 250 tys. złotych. Jestem ogromnie sfrustrowana tym, że lata starań i ciężkiej pracy, mogą zostać zniweczone przez niezależną ode mnie sytuację polityczną. Nie poddam się jednak i mam nadzieję, że mi w tym pomożecie.

Aktywnie działam w tej sprawie, poszukując programów stypendialnych (które dla studentów magisterskich w Cambridge są jednak bardzo ograniczone) oraz innych możliwych źródeł finansowania. Niemniej, w tej sytuacji naprawdę każda kwota będzie niezwykle pomocna. Im więcej małych źródeł finansowania, tym większe prawdopodobieństwo, że uda się zebrać całą kwotę. 

 Na początek ważna informacja: po upowszechnieniu zrzutki pieniądze zaczęły spływać błyskawicznie i pani Zofia po zaledwie dwóch dniach ma już ponad 100 procent potrzebnej sumy (w tej chwili 192 tys. zł). Najhojniejszy sponsor wpłacił 43 tys. zł. Tempo zbiórki pokazuje chyba również, że wśród dokładających się istniało zapotrzebowanie, aby zrzucić się wreszcie na coś innego niż chore dziecko albo psi azyl.

Druga ważna informacja to ta, że plany młodej astronom uległy drastycznemu zakłóceniu w wyniku niemożliwych do przewidzenia zmian wynikających z Brexitu. Nie można więc oceniać, że pani Zofia swojej przyszłości nie zaplanowała albo że poszła na żywioł. Wręcz przeciwnie – zmienione warunki przyjmowania na studia to kwestia ustaleń dopiero z ostatnich kilku tygodni.

Nie sposób było, natykając się na to ogłoszenie, nie mieć natychmiastowego skojarzenia z inną internetową zbiórką, która narobiła w ostatnim czasie sporo szumu. Prowadziła ją partnerka wspomnianego tu już wcześniej Jasia K. Jedynym uzasadnieniem w jej przypadku było to, że ma urodziny i chce sobie kupić komputer. Wiele osób natychmiast spytało, czy nie mogłaby po prostu pójść do pracy. Nie chcę tu przypominać dyskusji wokół bezczelnego występu tamtej lewicowej aktywistki. A mowa tu o tym odłamie lewicy, który za swoje przyjął ograne internetowe hasło „szlachta nie pracuje” i zaczął głosić pogląd, że praca to coś złego, krzywdzącego i że ewentualnie mogłaby być tylko dla chętnych. Jak obwieszczało za Karolem Marksem jedno z „dzieł” umieszczonych w odwiedzonym przeze mnie niedawno łódzkim muzeum sztuki nowoczesnej MS2, mające postać czarnej szmaty z czerwonym napisem: „Rad je bolest”, czyli tłumacząc z serbskiego na polski: „Praca to choroba”.

Pani od Jasia K. oczekiwała wsparcia tylko za to, że ma lewackie poglądy i nie chce jej się iść do roboty. To wsparcie dostała – sprawa wspierających. Nie przedstawiała sobą jednak żadnej wartości dodanej ani w mikro-, ani w makroskali.

Kontrast ze zbiórką pani Zofii jest uderzający. Młoda torunianka to wręcz doskonałe przeciwieństwo młodej lewaczki z Warszawy. Po pierwsze – wykazała się maksymalną możliwą zapobiegliwością, gromadząc dużą część potrzebnej sumy samemu. Po drugie – te pieniądze zgromadziła już dzięki swoim wcześniejszym osiągnięciom (wiele nagród w konkursach astronomicznych). Po trzecie – dawała innym coś z siebie, prowadząc zajęcia dla zainteresowanych astronomią uczniów. Po czwarte – przeszła bardzo trudny cykl selekcji na wymarzone studia na Cambridge. Po piąte – jej dotychczasowa droga daje dużą nadzieję, niemal pewność, że jako dojrzały naukowiec ucieszy nas wieloma osiągnięciami w swojej dziedzinie.

Zawsze uważałem, że szczególna atencja i wsparcie należy się ludziom, którzy proszą nas o coś, kiedy najpierw sami pokazali już, że wiele mogą, potrafią, gdy bardzo się już postarali i widać, że są powyżej przeciętnej. Jestem zwolennikiem poglądu pod tym względem skrajnie antyegalitarnego. Sądzę, że społeczeństwo ciągną w górę wybitne jednostki i to w nie należy przede wszystkim inwestować. Od nich należy wymagać, ale też ułatwiać im działanie, jak tylko można. Niestety, nie tak kształtowane jest dzisiaj polskie państwo. Władza opiera się na promowaniu egalitaryzmu w najbardziej prymitywnej jego wersji.

Tu dochodzimy do sedna problemu. Niektórzy bowiem wyrazili wątpliwość, czy warto wspierać osobę, która za nasze pieniądze wyjedzie do Wielkiej Brytanii i tam już najpewniej pozostanie lub ewentualnie znajdzie się w innym kraju, gdzie będzie mogła swoje umiejętności rozwijać. Pomijam tu kwestię samej natury astronomii, która jest nauką mocno kosmopolityczną – choćby dlatego, że niektóre obserwacje można prowadzić jedynie w pewnych miejscach na ziemi, astronomowie więc bardzo często działają za granicą (aczkolwiek nierzadko pozostając pracownikami polskich instytucji naukowych; jak będzie w przypadku pani Zofii – nie wiadomo).

Przypomina mi to trochę, przy zachowaniu proporcji, dyskusję sprzed paru lat, gdy PiS rozkręcił hejt na medyków. Wielu zwolenników władzy oburzało się wtedy na młodych lekarzy, mówiąc, że studiują za publiczne pieniądze, a potem wyjeżdżają pracować na Zachód. Zapominali, że w Polsce studia wyższe, niezależnie od ich kosztów, są formalnie bezpłatne, a więc finansowane z podatków płaconych przez rodziców adeptów medycyny. Nikt tu zatem nikomu łaski nie robi.

Jako zwolennik galicyjskiej szkoły historycznej Stańczyków jestem jednak z zasady skłonny szukać przyczyn naszych niepowodzeń w nas samych. Sytuacja, w której niesamowicie zdolna, ambitna, mądra młoda kobieta chce studiować w Cambridge, a nie w Krakowie czy Warszawie, jest bez wątpienia naszą porażką – jako polskiego państwa. I przede wszystkim powinniśmy zadać sobie pytanie, dlaczego jej wyborem jest brytyjska, a nie polska uczelnia, po czym dążyć do tego, żeby w przyszłości mogło być inaczej, a pani Zofia po studiach mogła i chciała wrócić do kraju, by tutaj pracować. Niestety, znając stan polskiego życia akademickiego, nie mam wielkich nadziei.

Przy tym wszystkim można sobie doskonale wyobrazić mechanizm, który spełniałby oczekiwania różnych stron tego sporu – jeśli można to tak nazwać. Państwo polskie mogłoby na przykład zaoferować pani Zofii dotację lub specjalny, bardzo korzystny kredyt pod warunkiem, że po ukończeniu studiów w Wielkiej Brytanii przez jakiś czas pracować będzie na polskiej uczelni. Wydaje się, że byłoby to rozwiązanie korzystne dla obu stron. Nic mi jednak o istnieniu takiego mechanizmu dla wybitnie uzdolnionych osób nie wiadomo, a przecież domyślam się, że pani Kaczmarek nie jest jedyną młodą osobą, która po Brexicie znalazła się w tego typu sytuacji. Czy za każdym razem rozwiązaniem ma być publiczna zbiórka funduszy? Bo przecież mało kogo stać na wyłożenie takich pieniędzy z własnej kieszeni. Dlaczego takie talenty nie są pod specjalną pieczą Ministerstwa Edukacji i Nauki? Nie pojmuję. Jeżeli nie umiemy zachowywać takich diamentów w Polsce, to miejmy pretensję do siebie. Przede wszystkim zaś do władzy, która nie widzi problemu, a więc nie robi nic, żeby go rozwiązać.

To wszystko wciąż pozostawia otwarte pytanie, czy pani Zofii warto pomóc w spełnieniu jej – jak to określiła – marzenia. Moja odpowiedź jest twierdząca, z kilku powodów. Po pierwsze – ponieważ w dziedzinie takiej jak astronomia, jeżeli mówimy o budowaniu prestiżu państwa, liczy się nie to, na jakiej uczelni tu czy gdzieś za granicą dany naukowiec pracuje, ale że jest Polakiem. Polak z dorobkiem, umocowany dobrze w międzynarodowych strukturach naukowych, może też później pomagać innym zdolnym Polakom w swojej dziedzinie. I na to liczę w przypadku pani Zofii, która wydaje się osobą bardzo dojrzałą. Po drugie – przykład kogoś takiego może działać mobilizująco na tych, którzy także mają ambicje i chcą pójść w podobną stronę. Po trzecie – ponieważ, jak już wspominałem, uważam, że mądrze jest wspomagać wybitne jednostki w realizacji ich planów, nawet gdyby te plany miały być realizowane daleko od Polski. Tu, przyznaję, przeważa u mnie perspektywa indywidualistyczna nad perspektywą lokalnej wspólnoty.

Pani Zofii Kaczmarek życzę zaś z całego serca powodzenia. Nieraz jeszcze o niej, jak przypuszczam, usłyszymy.

Inne wpisy tego autora

Dlaczego Ukraińcy mają chęć walczyć

Trudno analizować to, co dzieje na ukraińskich frontach, lecz jedno wydaje się pewne niezależnie od ostatecznego rezultatu: Władimir Putin się przeliczył. Nie doszacował zarówno zdolności

Justin Trudeau podziwia Chiny

Gdyby mnie ktoś dzisiaj zapytał, czy Kanada jest wciąż demokratycznym krajem, miałbym problem z odpowiedzią. Owszem, także dlatego, że nie jest dziś łatwo zbudować sensowną