Hołowni promocja pajdokracji

Doceniasz tę treść?

Być może jedną z największych wad współczesnych demokracji jest całkowita rezygnacja z niemal wszystkich form cenzusu. Jakiś już czas temu pisałem na blogu WEI o tym, że Ustawa Rządowa z 3 maja 1791 r. wprowadzała, poprzez towarzyszące jej Prawo o sejmikach, cenzus majątkowy w czynnym prawie wyborczym – o czym dzisiaj politycy najchętniej nie wspominają, wychwalając Konstytucję 3 Maja. Jednak jakkolwiek dobrze byśmy tego rozwiązania nie oceniali, przywrócenie w którejkolwiek zachodniej demokracji jakiejkolwiek formy cenzusu majątkowego jest nierealne.

Pozostał natomiast jeden cenzus: wiekowy. W wypadku biernego prawa wyborczego w naszym kraju granic jest kilka: 21 lat do Sejmu, 25 lat do organów samorządowych, 30 lat do Senatu oraz 35 lat na prezydenta RP. Czynne prawo wyborcze ma tylko jedną granicę: 18 lat. Tę właśnie granicę chciałby obniżyć do 16 lat Szymon Hołownia. Najpierw w wyborach samorządowych, a następnie w innych. I jest to pomysł nie tylko skrajnie populistyczny, ale też skrajnie groźny. Ruch zaś powinien być raczej w przeciwną stronę: granica biernego prawa wyborczego powinna zostać podwyższona – realnie można by myśleć o 21 latach.

Rzecz jasna, wszystkie cenzusy wiekowe są arbitralne. Podobnie jak arbitralna jest granica 18 lat jako momentu, gdy zyskuje się pełną zdolność do czynności prawnych oraz można standardowo ponosić odpowiedzialność karną jak dorosły (poza wyjątkowymi wypadkami). Swoją drogą ciekawe, jak Hołownia zamierza pogodzić utrzymanie tej właśnie granicy w kodeksie cywilnym z przyznaniem czynnego prawa wyborczego już od 16 lat.

Te granice wynikają jednak z przyjęcia skądinąd rozsądnego założenia, że różne funkcje wymagają określonego poziomu zrozumienia rzeczywistości i doświadczenia życiowego. Nie bardzo wprawdzie rozumiem, dlaczego w tym wypadku Sejm ma granicę ustawioną niżej niż rady gmin, ale po polskim prawie trudno oczekiwać konsekwencji i pełnej logiki.

W ciągu historii poziom dojrzałości osób w określonym wieku się zmieniał. Paradoksalnie w miarę upowszechniania się demokracji kierunek ruchu, gdy idzie o ten właśnie czynnik, szedł w przeciwną stronę niż ewolucja uprawnień. Inaczej mówiąc – 18-latkowie z ostatnich pięciu czy sześciu dekad stawali się coraz mniej dojrzali w porównaniu ze swoimi rówieśnikami z czasów wcześniejszych, a zarazem zyskiwali o wiele więcej praw politycznych. To przesuwanie się osiągnięcia dojrzałości wiązało się i ze wzrostem długości życia, i z wydłużającym się okresem edukacji, i z rosnącą zamożnością, co pozwalało dzieciom o wiele dłużej żyć na koszt rodziców.

Lecz ostatnie mniej więcej dwie dekady to już zmiana wręcz lawinowa. To galopująca infantylizacja młodzieży powiązana z postępami postpolityki, której cechą charakterystyczną jest posługiwanie się głównie emocjami, a nie argumentacją. Emocje w polityce zawsze były narzędziem chętnie wykorzystywanym, jednak nie w takim stopniu jak to się dzieje w erze mediów społecznościowych i internetu. To nie jest zmiana jedynie ilościowa, ale także jakościowa.

Symbolem tych przemian mogą być dwa fronty, na których chętnie działa lewica, korzystając właśnie ze wspomnianego instrumentarium: stosunek do zwierząt i klimatyzm. W obu przypadkach atakowane są w najbardziej dziecinny i emocjonalny sposób realne interesy gospodarcze, życiowy status setek milionów ludzi, cenne i bardzo znaczące obyczaje (łowiectwo), nasza materialna pomyślność oraz nasza przyszłość. Do walki w tych sprawach zaciąga się masowo właśnie nastolatków, którzy – przykładowo – epatowani łzawymi zdjęciami krówek i cielaczków nie są już w stanie wybiec myślą poza nie i zobaczyć konsekwencji finansowych, społecznych, fiskalnych i wielu innych, gdyby taka hodowla miała być zakazana. Nie są w stanie, bo nie staje im wiedzy, doświadczenia życiowego, a ich nastoletnie umysły nie są jeszcze dość ukształtowane, żeby znaleźć właściwy balans pomiędzy emocjami a rozważaniem argumentów.

Podczas kongresu ruchu Polska 2050 miała miejsce symboliczna scena. Obok przemawiającego Hołowni pojawiła się grupka młodych ludzi z transparentem domagającym się odejścia od węgla w Polsce do 2030 r. To postulat całkowicie nierealistyczny, którego spełnienie musiałoby oznaczać narzucenie na Polaków drastycznie wysokich kosztów, cios w Polską gospodarkę, uderzeniową pauperyzację ogromnych grup społecznych. Nawet sam Hołownia zauważył, że poprze go, jeśli młodzi ludzie wskażą, jak to osiągnąć bez masowych krwawych niepokojów społecznych (inna sprawa, że sam twierdzi, iż da się w Polsce skasować węgiel do 2035 r., co nie jest dużo bardziej realistycznym podejściem). Młodzi ludzie oczywiście nic nie umieli odpowiedzieć, bo młodzieżowe ruchy klimatystyczne nie mają żadnych odpowiedzi – jedynie oparte na emocjach postulaty. Pisałem o tym niedawno w relacji z debaty o Fit For 55.

Nie jest to nawet specjalnie dziwne. Po pierwsze – jest to skutek dramatycznej degradacji systemu edukacji, który odszedł od solidnej nauki pamięciowej, wymuszającej dyscyplinę umysłową. Nauka historii przestała być linearnym edukowaniem o procesach, żeby zamienić się w poszatkowaną na absurdalnie sformułowane działy uproszczoną opowieść o wyjętych z kontekstu i pomieszanych obrazkach. Nauka ekonomii praktycznie w ogóle nie istnieje na poziomie podstawówki czy szkoły średniej. Coraz więcej jest natomiast elementów różnego rodzaju indoktrynacji.

Po drugie – nastolatkowie są praktycznie pozbawieni doświadczenia życiowego. Nie odpowiadają sami za siebie, nie zarabiają (w Polsce prawo nie pozwala im nawet handlować własnoręcznie zrobioną lemoniadą), nie są zwykle za nikogo odpowiedzialni. Nie ogarniają umysłem ciągów przyczynowo-skutkowych – dlatego są tak wdzięcznym obiektem manipulacji przez różne grupy interesu. Są rzecz jasna wyjątki, stanowią jednak zdecydowaną mniejszość.

Pomysł, żeby dać czynne prawo wyborcze 16-latkom, u których nie zakończył się nawet proces dojrzewania, mógł powstać jedynie w głowie albo skrajnego populisty, albo osoby o podobnej, nastoletniej mentalności, nieogarniającej konsekwencji własnych postulatów.

Tak naprawdę należałoby – wobec opisanych wyżej procesów – dążyć teraz do podwyższenia cenzusu wiekowego i ustawienia go przynajmniej na poziomie najniższej granicy dla biernego prawa wyborczego, czyli 21 lat. Chyba że chcemy dalszych awansów pajdokracji: jeszcze więcej Jachir, Sterczewskich i naśladowców Greci Thunberg.

Inne wpisy tego autora

Dlaczego Ukraińcy mają chęć walczyć

Trudno analizować to, co dzieje na ukraińskich frontach, lecz jedno wydaje się pewne niezależnie od ostatecznego rezultatu: Władimir Putin się przeliczył. Nie doszacował zarówno zdolności

Justin Trudeau podziwia Chiny

Gdyby mnie ktoś dzisiaj zapytał, czy Kanada jest wciąż demokratycznym krajem, miałbym problem z odpowiedzią. Owszem, także dlatego, że nie jest dziś łatwo zbudować sensowną