Non possumus!

Doceniasz tę treść?

Za filozofa idąc radą, nareszcie sobie to uświadom,

że Wolność właśnie tkwi w przymusie i z entuzjazmem poddaj mu się.

By mogła zapanować Równość, trzeba wpierw wdeptać wszystkich w gówno;

by człowiek był człowieka bratem, trzeba go wpierw przećwiczyć batem;

wszystko mu także się odbierze, by mógł własnością gardzić szczerze.

Ubranko w paski, taczka, kilof niezwykle życie ci umilą,

a gdy już znajdziesz się za drutem, opuści troska cię i smutek

i radość w sercu twym zagości, żeś do Królestwa wszedł Wolności,

gdzie wreszcie będziesz żył godziwie, tyrając w twórczym kolektywie.

 Janusz Szpotański, „Towarzysz Szmaciak”

 

Gdy pierwszy raz pisałem o pannie Thunberżance w tonie kpiącym, ale też przestrzegając przed ekspansją propagowanych przez nią bzdur – a nie było to przecież aż tak dawno (byłem bodaj pierwszym polskim publicystą, który dostrzegł to zjawisko) – nie sądziłem, że postęp postępów w tej dziedzinie będzie biegł tak błyskawicznie. Dziś oparte na czystej emocji występy takie jak ekipy Grinpicu podczas kongresu Polski 2050 są standardem (pisałem o tym ostatnio na blogu WEI).

Warto jednak zwrócić uwagę na grupę uczestników życia publicznego, którzy starają się pokazywać, że radykalny ruch klimatystyczny to nie tylko rozhisteryzowana młodzież, niezdolna do nawet pobieżnej analizy rzeczywistości, lecz również oni – teoretycznie poważni publicyści czy komentatorzy, starający się uzasadniać szykowane regulacje, restrykcje, zakazy, nakazy i przede wszystkim nowe obciążenia finansowe. Wszystko w imię walki o klimat.

Jedną z takich postaci jest publicysta m.in. „Krytyki Politycznej” Piotr Wójcik, z którym już na blogu WEI polemizowałem. Warto jednak zająć się najnowszymi elukubracjami Wójcika, opublikowanymi na skrajnie lewicowym portalu, ponieważ w tekście „Zielony Ład to ratunek, a nie atak na wasz styl życia” („wasz”, czyli w rozumieniu Wójcika „konserwatystów”) następuje coraz śmielsze odkrywanie zamordystycznej agendy klimatystów. To właśnie ten totalniacki rys prezentowanych planów, z Fit For 55 na czele, sprawia, że utwierdzam się w swoim stanowisku, które już również na blogu WEI przedstawiałem, iż do programu przymusowej radykalnej zmiany sposobu życia z powodu rzekomej konieczności ratowania planety, czyli do zielonego komunizmu, trzeba podejść tak, jak Józef Mackiewicz podchodził do komunizmu czerwonego – odrzucić w całości.

Absurd tkwi już w samym tytule tekstu Wójcika, bo z treści wynika dokładnie to, czemu tytuł zaprzecza: zielony ład jest oczywiście atakiem na dotychczasowy styl życia. Np. na swobodę przemieszczania się, w tym tanie loty, lecz również wolność korzystania z własnego samochodu. Wbrew lekceważącym twierdzeniom niektórych, indywidualny transport samochodowy jest ściśle powiązany z indywidualną wolnością.

Wójcik wywodzi, że korzystanie z transportu zbiorowego jest zdrowsze i podobno bezpieczniejsze. Może tak, może nie – na każdą tezę można dzisiaj znaleźć dowody w postaci jakichś badań. Nie to jest tu istotą sprawy, lecz to, że klimatyści nie chcą nas przekonywać do podróżowania komunikacją zbiorową – oni chcą nas do tego zmusić.

Wójcik dowodzi też, że loty w obrębie kontynentu może zastąpić kolej. Absurd tego twierdzenia jest tak potężny, że właściwie nie trzeba tego nawet dowodzić. Przypomnijmy jednak, że lot np. do Brukseli trwa półtorej godziny, a podróż pociągiem z Warszawy zajmuje godzin kilkanaście. Do Madrytu jechałoby się już grubo ponad dzień. Wójcik nie ma też odpowiedzi na kwestię radykalnego wzrostu cen biletów lotniczych w kierunkach dalszych niż Europa. To znaczy – tę odpowiedź zna, ale nie zawarł jej w tekście, bo byłaby już zbyt drastyczna, przynajmniej na obecnym etapie. A ta jest taka, że w zielonym komunizmie człowiek ma po prostu przestać podróżować. Przynajmniej człowiek przeciętny, bo – nie miejmy złudzeń – ci lepiej sytuowani wciąż będą sobie na to mogli pozwolić.

To zresztą stały rys lewicowych pomysłów na urządzenie ludziom lepszego świata. Zawsze kończyło się to tak, że gnojeni byli słabsi i ubożsi, którym komuniści rzekomo służyli, a uprzywilejowani sobie radzili. Wszystkie zwierzęta są równe, ale niektóre są równiejsze. To jest wciąż ta sama opowieść i doprawdy zadziwiające jest, że tak mało osób to dzisiaj dostrzega.

Kluczowy jest następujący akapit z tekstu Wójcika:

Jest faktem, że styl życia proponowany przez poważną część konserwatystów, oparty na prywatnym transporcie samochodowym, spożywaniu potężnych ilości mięsa, swobodnej eksploatacji paliw kopalnych czy nawet tradycyjnym paleniu w kominku niespecjalnie przystaje do unijnych, a coraz częściej też globalnych planów transformacji gospodarek. Bez wątpienia nasz styl życia wymaga niemałej korekty. Efektem będzie jednak życie lepsze, a nie gorsze. Zdrowsze, czystsze, a nawet prawdopodobnie szczęśliwsze. Nadal będziemy pracować, bawić się, podróżować, zakładać rodziny, spotykać się z przyjaciółmi i wychowywać dzieci, które następnie będą się wyprowadzać, żeby samodzielnie robić z grubsza to samo. [podkr. moje]

Niektóre fragmenty są nawet zabawne – np. ten o spożywaniu „potężnych ilości mięsa”. Nie wiem, co to jest dla Wójcika „potężna ilość”. Jednak to detale.

Ważniejsze jest to, co charakteryzowało lewicę zawsze i co tak lapidarnie ujął w motcie tego tekstu bezkonkurencyjny Szpot: Wójcik całkiem już wprost stwierdza, że trzeba przymusowo uderzyć w to, co jest jego zdaniem złe, a wówczas ludzie będą „prawdopodobnie szczęśliwsi”. To sformułowanie jest istotne, a już szczególnie słowo „prawdopodobnie”. Wójcik przyjmuje najwyraźniej, że ktoś jednak może się nie czuć szczęśliwszy, ale to nie stanowi problemu, bo liczy się Szczęście Ludzkości. Komuniści w imię tego wielkiego Szczęścia potrafili unieszczęśliwiać miliony ludzi i nie łudźmy się, że zielona komuna zmierza do czegoś innego.

Spróbujmy wczuć się w sposób rozumowania zielonych komunistów – co tam nie działa? Czego brakuje? To wbrew pozorom bardzo proste pytanie: zielona komuna myśli tak, jak myśleli jej poprzednicy sprzed stu lat, na czele z towarzyszem Iljiczem, i jak do dziś myślą wszyscy socjaliści i etatyści – ludzie sami nie wiedzą, czego naprawdę chcą, co jest dla nich dobre i korzystne, więc trzeba ich zmusić. Wójcik nie jest na przykład w stanie zrozumieć, że ktoś może czerpać poczucie szczęścia ze swobody podróżowania, jedzenia dobrego steku i napalenia we własnym kominku. Że szczęście, które opisuje w swoim tekście, to szczęście jak z obozu pracy, z „Towarzysza Szmaciaka”. A może nawet to rozumie, ale nic go to nie obchodzi, bo – jak każdy komunista – ma przed oczami Wielką Wizję, którą trzeba zrealizować, nie licząc się w ogóle z potrzebami, upodobaniami czy poglądami indywidualnych obywateli.

Granica, którą zielona komuna już całkiem jawnie przekracza, a która sprawia, że jakikolwiek dialog nie jest możliwy, jest przymus. Gdyby ludzie tacy jak Wójcik czy jak Frans Timmermans chcieli nas do zmian przekonywać, pozostawiając nam wybór, możliwa byłaby dyskusja. Oni jednak przekonywać nie chcą – chcą zmuszać. A tu pozostaje tylko powiedzieć – by odwołać się do Ewangelii – „non possumus!”.

Inne wpisy tego autora

Dlaczego Ukraińcy mają chęć walczyć

Trudno analizować to, co dzieje na ukraińskich frontach, lecz jedno wydaje się pewne niezależnie od ostatecznego rezultatu: Władimir Putin się przeliczył. Nie doszacował zarówno zdolności

Justin Trudeau podziwia Chiny

Gdyby mnie ktoś dzisiaj zapytał, czy Kanada jest wciąż demokratycznym krajem, miałbym problem z odpowiedzią. Owszem, także dlatego, że nie jest dziś łatwo zbudować sensowną