Wjeżdża Olga „Estymacja” Semeniuk

Doceniasz tę treść?

W działaniach władzy coraz trudniej dopatrzyć się logiki. Liczba pootwieranych frontów bije wszelkie rekordy. Legendy o nadludzkich zdolnościach Naczelnika do prowadzenia dziesięciu bitew naraz i przewidywania w każdej z nich stu ruchów naprzód są właśnie obalane przez rzeczywistość, bo trudno wątpić, że Jarosław Kaczyński sytuacji jednak nie kontroluje. Jest w stanie reagować na niektóre, najpilniejsze problemy, ale całość układu wymyka się już zdecydowanie spod kontroli.

Jedną z przegrywanych bitew jest ta o Polski Ład. Przedsięwzięcie, które miało wizerunkowo dać partii rządzącej potężnego kopa, stało się wręcz obciążeniem. Objazdowa komiwojażerka w wykonaniu Mateusza Morawieckiego wygląda – tego się nie da inaczej opisać – żałośnie i przywodzi na myśl wizyty pierwszych sekretarzy PZPR w terenie, wygłaszających sklerotyczne, złożone z samych beztreściowych frazesów przemówienia o wspaniałościach socjalizmu. Na swoim youtubowym kanale analizowałem jedno z takich wystąpień – w Tykocinie – i można tu spokojnie zastosować metodę pars pro toto, bo wszystkie te spotkania, podczas których wyborcom stręczy się Polski Ład, mają podobny przebieg, a pan premier wygaduje na nich podobne głupoty. W Tykocinie można się było m.in. dowiedzieć, że klasa średnia to ci, którzy mogą kupić samochód „bez popadania w kredyt” oraz mogą kupić „smartfona [sic!] dla dziecka”.

Dla Jarosława Gowina Polski Ład okazał się szansą na zapewnienie sobie politycznego przetrwania – czy wystarczającą i udaną, to się dopiero okaże. Były wicepremier nie miał jednak wcześniej tak dobrej okazji, aby równie mocno przedstawić się jako obrońca ludzi biznesu. Wcześniejsze podejście, gdy storpedował skutecznie próbę skasowania limitu 30-krotności, było udane, ale Polski Ład to jednak poziom wyżej.

Teraz, po wyrzuceniu z rządu, siła sprawcza Gowina spadła znacząco, a głosowanie nad nowelizacją ustawy o radiofonii i telewizji pokazało, że na sejmowej sali pozostały przy nim cztery osoby. W tej sytuacji jako obrońca przedsiębiorców może się wydawać mniej atrakcyjny. Z drugiej strony ten wizerunek jest jego głównym kapitałem. Gowinowi udało się wymanewrować w taki sposób – nawet jeśli planował inaczej swoje odejście z kręgu władzy – że w powszechnej świadomości zostanie przez jakiś czas jako polityk, który stracił stanowisko, bo przeciwstawiał się pomysłom z Polskiego Ładu. To może dać mu jakieś atuty, gdy będzie próbował znaleźć sobie miejsce na scenie politycznej przed kolejnymi wyborami.

To wszystko prowadzi jednak do pytania, gdzie przedsiębiorcy mogą dzisiaj w rządzie PiS szukać obrońcy. Odpowiedź jest przykra: nigdzie. Następcą Jarosława Gowina zostanie zapewne jakiś karny wykonawca rozkazów, pozbawiony własnej pozycji politycznej – jakiś drugi Tadeusz Kościński.

Owszem, jest poza rządem urząd, który pozostaje niezmiennie sojusznikiem środowiska małych i średnich biznesów, czyli Adam Abramowicz w roli rzecznika małych i średnich przedsiębiorców. Został on jednak całkowicie zmarginalizowany przez premiera. Urząd jest niezależny, Abramowicz robi, co do niego należy w ramach swoich niestety dość ograniczonych kompetencji. W czasie lockdownu wielokrotnie ujmował się za przedsiębiorcami w różnych kwestiach – i systemowych, i indywidualnych. Proponował alternatywne wobec rządowych rozwiązania, przedstawił swoją „dziesiątkę”, czyli dziesięć pomysłów na dobre systemowe zmiany korzystne dla małych i średnich biznesów. Zgłaszał też uwagi do Polskiego Ładu – zainicjował petycję na rzecz utrzymania podatku liniowego. Tyle że Kancelaria Premiera Abramowicza od dawna już systematycznie lekceważy. Rzecznik nie dostaje nawet odpowiedzi na swoje monity, propozycje, wnioski. Nie jest też zapraszany na kluczowe spotkania. To nie jest pomyłka czy przeoczenie, ale całkowicie celowa i systematyczna strategia premiera, dla którego Abramowicz jest jak uciążliwa mucha. Strategia, dodajmy, skandaliczna, szczególnie że przy RMŚP działa zrzeszająca kilkaset organizacji Rada Przedsiębiorców. Abramowicz nie mówi więc jedynie we własnym imieniu.

I oto teraz na to wszystko wjeżdża na białym koniu Olga „Estymacja” Semeniuk. Wiceminister u Jarosława Gowina, wrzucona do jego resortu w ramach układu ze środowiskiem premiera, od lat protegowana Michała Dworczyka, holowana za nim przez kolejne miejsca, której kompetencje do zajmowania się biznesem są po prostu zerowe, dała się przez ostatnie kilkanaście miesięcy poznać środowiskom biznesowym od jak najgorszej strony. Gdy pojawiała się na spotkaniach, dotyczących zasad lockdownu albo regulacji sanitarnych, nigdy nie miała do powiedzenia nic konkretnego. Nie rozumiała podstawowych pojęć i zasad prowadzenia biznesu. Jak automat powtarzała kilka przygotowanych wcześniej, beztreściowych i nic niewnoszących fraz. Uczestnicy tych spotkań, z którymi zdarzało mi się rozmawiać, stwierdzali, że gdy dowiadywali się, że resort będzie reprezentować pani „Estymacja”, wiedzieli już, że spotkanie właściwie nie ma sensu, bo nic z niego nie wyniknie. Poza stratą cennego czasu, rzecz jasna.

Przezwisko „Estymacja” – przyznaję bez wstydu – mojego autorstwa – wzięło się natomiast stąd, że w tych swoich długaśnych i całkowicie bezproduktywnych wywodach pani Semeniuk z upodobaniem używała takich właśnie anglicyzmów, w tym zwłaszcza słowa „estymacja” (które posiada znakomite polskie odpowiedniki: ocena, oszacowanie, prognoza, analiza itd.). To bardzo charakterystyczne dla osób, które zdają sobie sprawę, że ich wypowiedzi nie zawierają żadnej treści, ale sądzą, że jeżeli wkomponują w nie odpowiednio dużo obco brzmiących słów, to staną się one dzięki temu mądrzejsze.

No i teraz właśnie pani „Estymacja” została mianowana pełnomocnikiem rządu ds. małych i średnich przedsiębiorców, dublując tym samym Adama Abramowicza. Powierzenie tej nowo utworzonej funkcji pani Semeniuk można porównać jedynie do postawienia na czele resortu rolnictwa Grzegorza Pudy w momencie forsowania ideologicznej piątki dla zwierząt, a więc człowieka, który atakował (i czyni to nadal) polskich rolników, za to z lubością fotografował się z prozwierzęcymi aktywistami. Rolnicy słusznie odebrali to jako despekt i tak samo przedsiębiorcy mogą – a nawet powinni – odebrać nominację pani „Estymacji”. Oto premier powołuje na pełnomocnika, mającego zajmować się ich sprawami, osobę, którą ich środowiska oceniają jak najgorzej. To mniej więcej tak jakby na pełnomocnika rządu ds. kontaktów z Kościołem katolickim powołać Martę Lempart, a na pełnomocnika ds. praw zmotoryzowanych – Jana Mencwela.

Pozostaje pytanie: po co? Odrzucam tezę, jakoby premier nie wiedział, jaką renomę ma w środowiskach przedsiębiorców pani Semeniuk. A przypominam, że wszystko to dzieje się w czasie, gdy teoretycznie przynajmniej władza walczy o przełamanie negatywnego wizerunku Polskiego Ładu. Powinno jej więc zależeć na opinii przedsiębiorców, którzy zasadnie czują się proponowanymi rozwiązaniami poszkodowani i to ich opinie w dużej mierze sprawiają, że percepcja programu jest tak fatalna. Oczywiście dokładają się do tego kardynalne błędy samego obozu władzy, ale to inny temat.

Dlaczego w takim razie premier wymierza środowiskom przedsiębiorców dodatkowy policzek, wyznaczając do kontaktów z nimi osobę najgorzej przez nich odbieraną? Hipotez jest kilka i wszystkie brzmią dla przedsiębiorców źle.

Pierwsza to ta, że Morawiecki wysyła tym samym sygnał: ustępstw i układów nie będzie. Jeżeli naprzeciw przedsiębiorców, w momencie, gdy decyduje się kształt pierwszej ustawy z Polskiego Ładu, siada ktoś takim jak pani „Estymacja”, nie ma mowy ani o wzajemnym zrozumieniu, ani o kompromisie. To wyznaczenie do kontaktów ze środowiskiem małego i średniego biznesu najbardziej twardogłowego aparatczyka, którego zadaniem jest jedynie formalne odbębnienie spotkania, tak aby rząd mógł przekazać, że się ono odbyło. A że kompletnie nic z niego nie wynikło, to już inna kwestia. W tym wariancie nominacja pani Semeniuk oznacza, że władza jest zdeterminowana, aby przepchnąć swoje rozwiązania bez większych zmian.

Druga hipoteza – która może doskonale współistnieć z pierwszą – to ta, że jest to wstęp do likwidacji urzędu sprawowanego przez Adama Abramowicza. Nie byłoby to nic nowego. Mateusz Morawiecki próbował już zlikwidować inny niezależny urząd, który stał na drodze realizacji jakichś jego planów czy interesów: Rzecznika Finansowego. Jego konstrukcja formalna jest podobna jak konstrukcja RMŚP: RF również działa na podstawie ustawy, jego odwołanie również jest możliwe jedynie w przypadkach wyraźnie w ustawie określonych i również jest organem niezależnym. Różnica jest jedynie w sposobie finansowania, ponieważ urząd RF finansuje się sam z kar nakładanych na instytucje finansowe, zaś RMŚP jest zasilany z budżetu.

W planach Kancelarii Premiera kompetencje RF miał przejąć UOKiK, którego prezesa premier może odwołać na pstryknięcie. Ponieważ na RF takiego wpływu nie ma, pozostawała jedynie likwidacja urzędu. Podobnie jest z RMŚP: tu także nie da się Abramowiczowi w żaden bezpośredni sposób zagrozić – można jedynie zlikwidować urząd. I być może o to chodzi – jego kompetencje mógłby przejąć zależny od premiera pełnomocnik. Byłaby to oczywiście kpina, bo Abramowicz może działać naprawdę niezależnie, dlatego właśnie jest solą w oku władzy. Ale w końcu czy kpiną nie jest już sama nominacja pani „Estymacji”?

Rozumiem organizacje przedsiębiorców, które z panią pełnomocnik usiądą do stołu. Mam jednak wątpliwości, czy to na pewno dobre rozwiązanie. Jej powołanie jest tak ostentacyjnie konfrontacyjnym ruchem wobec całego środowiska, że właściwie mogłoby być uzasadnieniem bojkotu jakichkolwiek spotkań czy rozmów z jej udziałem. Gdyby organizacje polskich przedsiębiorców nie były podzielone ideowo – a są – być może takie rozwiązanie byłoby możliwe, aby pokazać rządowi, że nie może dowolnie robić sobie żartów z ciężko pracujących ludzi, dostarczających do budżetu ogromnych sum. Bo jeśli pozwoli się na to, to co będzie następne? Po zawiązaniu sojuszu, który wydaje się wciąż trwać w poczekalni, miejsce Olgi „Estymacji” Semeniuk zajmie towarzysz Zandberg?

Inne wpisy tego autora

Dlaczego Ukraińcy mają chęć walczyć

Trudno analizować to, co dzieje na ukraińskich frontach, lecz jedno wydaje się pewne niezależnie od ostatecznego rezultatu: Władimir Putin się przeliczył. Nie doszacował zarówno zdolności

Justin Trudeau podziwia Chiny

Gdyby mnie ktoś dzisiaj zapytał, czy Kanada jest wciąż demokratycznym krajem, miałbym problem z odpowiedzią. Owszem, także dlatego, że nie jest dziś łatwo zbudować sensowną