Wstrząsające słowa premiera

Doceniasz tę treść?

Mateusz Morawiecki wypowiedział niedawno podczas jednego ze spotkań kilka wstrząsających słów, które z jakiegoś powodu przeszły niemal kompletnie bez odzewu. Trudno powiedzieć czy dlatego, że było to podczas wizyty w punkcie szczepień w Skierniewicach, a więc uwaga skupiona była na sprawie szczepionek, czy może to dlatego, że główny nurt komentatorski jest już całkowicie znieczulony na tego typu retorykę i takich passusów nie wychwytuje. Dość, że sens tych słów był porażający w równym stopniu, jak porażające było przejście nad nimi do porządku dziennego.

 

Oto Mateusz Morawiecki, pytany o Nowy Ład, oznajmił: „Natomiast Nowy Polski Ład jest całościowym dokumentem, składającym się z kilkunastu bardzo ważnych, dużych sekcji, bardzo mocno ze sobą zawiązanych z jednej strony wizją, filozofią podejścia (…), czyli państwo silnie i zdecydowane wobec bogatszych i tych, którzy więcej mogą, a państwo wyrozumiałe i wspomagające wobec tych słabszych” (podkr. moje).

Nie mogę zakładać, że pan premier nie rozumie sensu wypowiadanych słów. Zakładam, że to, co mówi, mówi w pełni świadomie, stąd mój szok. Oto bowiem szef polskiego rządu, ni mniej, ni więcej, ale całkiem oficjalnie oraz otwarcie zapowiada i legitymizuje nierówne traktowanie obywateli i podmiotów przez państwo w zależności od uznaniowo definiowanego ich statusu społecznego i materialnego! Jest to podejście nie tylko niebywałe i skandaliczne, ale przede wszystkim ogromnie groźne dla porządku prawnego, lecz również dla oceny stabilności otoczenia prawnego, co ma wielkie znaczenie w przypadku decyzji o inwestowaniu czy tworzeniu firm.

Podstawą państwa prawa opartego na zasadach zachodniej tradycji prawnej jest równość wobec prawa. Oczywiście jej znaczenie zmieniało się przez wieki w zależności od tego, jak szeroko definiowana była grupa obywateli, która na przykład w I RP obejmowała niemal wyłącznie szlachtę. Lecz słynne powiedzenie „szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie” było odbiciem tej właśnie reguły równego traktowania. W ramach grupy obywateli równość miała obowiązywać (pomijam, jak w praktyce wyglądała realizacja tej zasady). Dzisiaj, gdy jesteśmy wszyscy obywatelami, równość wobec prawa dotyczy każdego z nas.

Tymczasem pan premier Morawiecki zapowiada, że państwo będzie się inaczej odnosić do bogatszych i „tych, którzy więcej mogą” – cokolwiek miałoby to oznaczać – zaś wobec słabszych będzie wyrozumiałe (rozumując a contrario, należy uznać, że nie będzie wyrozumiałe wobec tych silniejszych). Można rozumieć to jako deklarację odwrócenia zasady, która przez długi czas działała w III RP: państwo silne wobec słabych, słabe wobec silnych. Tyle że to się nie broni. Po pierwsze nie broni się dlatego, że rządzący Polską od sześciu lat PiS nie pokazał w żadnym momencie, że tę zasadę chce zmienić – a miał mnóstwo okazji. Owszem, atakowano możnych, takich jak Leszek Czarnecki, ale wyraźna była przy tym motywacja polityczna. Nie ruszano za to dobrze utrwalonych układów, by wspomnieć choćby budzące gigantyczne wątpliwości umowy koncesyjne z Autostradą Wielkopolską czy Stalexportem (autostrady A2 i A4), które skutkują rabunkowymi wprost cenami przejazdów.

Obiektem wyciskania i szykan jak zwykle – tak samo było za którychkolwiek poprzedników – stają się nie najwięksi, którzy zawsze wyantyszambrują sobie u władzy odpowiednie stosunki, ale średniacy. Zresztą retoryce pana premiera funkcjonujący jako krezusi. Widzimy to dzisiaj, gdy prześladowania przez służby za próby podejmowania działania w czasie lockdownu uderzają właśnie w małych przedsiębiorców. A czy ktoś słyszał o próbie jakiejkolwiek kontroli przestrzegania zasad sanitarnych w którejś z naprawdę dużych firm – na przykład w działających w Polsce magazynach Amazona albo tym bardziej w kopalniach Polskiej Grupy Węglowej? No właśnie.

Po drugie, nie broni się to dlatego, że fraza „państwo silne wobec słabych, słabe wobec silnych” nie powinna być impulsem i nigdy nie była pomyślana jako diagnoza mająca prowadzić do odwrócenia tej sytuacji, ale do jej zrównoważenia zgodnie z zasadą „państwo tak samo traktujące silnych i słabych”. Nie ma żadnego powodu, dla którego państwo miałoby inaczej traktować na przykład zaległości podatkowe w przypadku wielkiej firmy człowieka z listy stu najbogatszych osób i w przypadku osoby z jednoosobową działalnością gospodarczą – oczywiście mając wzgląd na zasadę proporcjonalności i opłacalność własnych działań.

Dobrze byłoby pana premiera zapytać, co właściwie konkretnie miał na myśli, mówiąc o wyrozumiałości wobec słabszych. Czy ma to oznaczać, że wobec słabszych (a pozostaje wciąż kwestia zdefiniowania tego, kto jest „słabszy”) prawo nie będzie stosowane? Że państwowe instytucje będą miały nakaz systemowego przymykania oka w przypadku takich osób?

Pewne poczynania PiS mogą nam coś powiedzieć o funkcjonowaniu tej zasady w praktyce. Jedna z takich sfer to uprzywilejowanie najemców lokali wobec ich właścicieli – wynajmujących. Prawo, również dzięki zmianom dokonanym przez PiS, chroni przede wszystkim najemców, znacznie ograniczając uprawnienia właściciela lokalu do dysponowania swoją własnością nawet w przypadku jaskrawego złamania warunków umowy przez drugą stronę. Ale wiadomo – z punktu widzenia socjalistów najemca jest zawsze słabszy, a właściciel mieszkania to zły „bogacz”, więc może być poszkodowany.

Drugi przykład to najnowsze rozwiązania dotyczące sytuacji centrów handlowych w epidemii. PiS znów uznał, że najemcom można zrobić prezent z cudzych pieniędzy i zmusza wynajmujących do obniżenia czynszów w centrach handlowych, nie oferując im jednocześnie żadnej pomocy ani rekompensaty. Ale wiadomo – jeśli firma jest właścicielem centrum handlowego, to na pewno jest to jakiś zły, krwiożerczy kapitalista i jego problemami nie ma się co przejmować.

Powtarzam: wypowiedź pana premiera jest zaiste wstrząsająca. W systemie politycznym, gdzie traktuje się słowa szefa rządu lub ministrów poważnie, skończyłoby się to wezwaniem do wytłumaczenia się z nich, a dziennikarze przepytywaliby przedstawicieli władzy z tego passusu we wszystkich rozmowach przez kolejny tydzień. Niestety, żyjemy w Polsce, gdzie tematem jest rzekomo niepodłączony telefon pana prezydenta, ale już nie to, że państwo chce nierówno traktować swoich obywateli.

Inne wpisy tego autora

Dlaczego Ukraińcy mają chęć walczyć

Trudno analizować to, co dzieje na ukraińskich frontach, lecz jedno wydaje się pewne niezależnie od ostatecznego rezultatu: Władimir Putin się przeliczył. Nie doszacował zarówno zdolności

Justin Trudeau podziwia Chiny

Gdyby mnie ktoś dzisiaj zapytał, czy Kanada jest wciąż demokratycznym krajem, miałbym problem z odpowiedzią. Owszem, także dlatego, że nie jest dziś łatwo zbudować sensowną