Państwo czy rynek? Kto lepiej zadbałby o nasze zdrowie? Także w pandemii

Doceniasz tę treść?

Sebastian Stodolak w swoim artykule dla Dziennika Gazety Prawnej pisze:

Jak działa ochrona zdrowia w XXI w.? Dwie historie. Pierwsza dotyczy 20-letniej dziewczyny, u której na początku pandemii zdiagnozowano nowotwór ślinianki. Lekarze sugerują jak najszybszą operację, jednak polska ochrona zdrowia może jej zaoferować termin na 2023 r. Dziewczyna zadłuża się i decyduje na operację w prywatnym ośrodku. Szczęśliwie – udaną. Druga to historia siedmioletniej Liliany, u której wykryto guza mózgu. Szanse na przeżycie: zero procent. W Polsce, bo opieka zdrowotna w naszym kraju nie jest w stanie precyzyjnie zdiagnozować guza i dobrać odpowiedniego leczenia. W Szwajcarii to możliwe, ale kosztuje setki tysięcy złotych.

 
(…)
Współczesna ochrona zdrowia to system patologiczny, a głównym źródłem tej degeneracji nie jest – jak się powtarza – jej niedofinansowanie, a nieracjonalna wiara w zbawienną siłę rządu.
 
(…)  Większość z nas wierzy, że o zdrowie zadbać może należycie tylko państwo w ramach powszechnie dostępnej, opłacanej ze składek (model pruski) bądź z podatków (model brytyjski) ochrony zdrowia. Rynek jest dobry w dostarczaniu bułek, lecz nie ochroni zdrowia publicznego, prawda? To właśnie jest tytułowa mordercza opowieść. Opowieść o rządzie dbającym o zdrowie tak naprawdę zabija – zwłaszcza w XXI w., gdy z jednej strony niewydolność publicznej opieki zdrowotnej pogłębia się przez problemy demograficzne, a z drugiej krępowane są postęp technologiczny i konkurencja, które mogłyby łagodzić trapiące nas problemy zdrowotne.
 
(…)  Jednak trzeba zadać pytanie, co by się stało, gdyby nigdy nas publiczną ochroną zdrowia nie objęto? Czy faktycznie mielibyśmy wówczas do czynienia z próżnią w usługach medycznych? Nie. Usługi medyczne dotyczą tego, co najważniejsze, a więc generuje szansę wyjątkowo dużego zarobku. W świecie bez podmiotów publicznych, świadczyłyby je w większym zakresie firmy prywatne, finansowane nie w ramach przymusowych składek, a w ramach ubezpieczeń dobrowolnych, opłat abonamentowych czy zwykłych płatności w razie potrzeby. Można też założyć, że w zakresie zdrowia rozwinęłaby się silniej dobroczynność.
 
(…) Skoro to jednak rządy zarządzają tym sektorem i z tego tytułu przypisujemy im zasługi, dlaczego mielibyśmy pomijać porażki? Konieczna jest ocena ich osiągnięć netto. Taki audyt wymagałby kompleksowej analizy. Ograniczę się więc do przykładów świadczących o tym, że ocena mogłaby nie być dla nich korzystna. Instytut Frasera opublikował w 2014 r. raport dotyczący Kanady, z którego wynika, że w latach 1993–2009 wzrost czasu oczekiwania na zabiegi w tym kraju spowodował 63 tys. dodatkowych zgonów wśród kobiet. A Kanada nie należy do czołówki państw, w których czeka się najdłużej. Wśród członków OECD, jeśli chodzi o zabiegi rutynowe, jest w połowie stawki. W czołówce nieodmiennie pojawia się Polska. W skali świata „pandemia kolejek”, której winne jest ułomne funkcjonowanie publicznej służby zdrowia, zabija miliony. (…) Dr Arkadiusz Sieroń, ekonomista z Instytutu Misesa, przekonuje, że pandemia obnażyła słabość rządów zarówno w zapobieganiu zagrożeniom zdrowotnym, jak i ich łagodzeniu. Cytuje raport Global Preparedness Monitoring Board (wspólna rada Światowej Organizacji Zdrowia i Banku Światowego) z 2019 r., w którym stwierdza się: „Nigdy wcześniej świat nie został tak wyraźnie ostrzeżony o niebezpieczeństwach niszczącej pandemii, ani też nie miał takiej wiedzy, zasobów i technologii, aby poradzić sobie z zagrożeniem”. Ale rządy zawiodły nie tylko przy okazji pierwszej fali, lecz i przy okazji kolejnej. „Przygotowania do pandemii kosztowałyby pięć dolarów na osobę rocznie, tj. 40 mld dol. Tymczasem według raportu, który został opublikowany 14 września 2020 r., koszty walki z pandemią wyniosły już ponad 11 bln dol. (dziś kwota ta jest znacznie wyższa – red.) (…) wydanie tyle samo środków na zapobieganie wybuchowi pandemii co na redukcję jej skutków zajęłoby ponad 500 lat” – pisze Sieroń.
Ale może nie należy całej winy za tragiczny bilans pandemii zrzucać na rządy? Co z prywatnymi podmiotami? W Holandii na przykład niemal wszystkie szpitale są prywatne, we Francji ponad połowa. Do tego większość największych firm farmaceutycznych to przedsiębiorstwa prywatne. Istnieją też prywatne ubezpieczalnie oferujące pakiety medyczne, nie mówiąc o prywatnych praktykach lekarskich – od gabinetów stomatologicznych po salony chirurgii plastycznej. Bank Światowy podaje, że globalnie aż 40 proc. całości wydatków zdrowotnych stanowią wydatki prywatne (w Polsce to 30 proc.). Niemało, prawda? Dlaczego zatem „prywaciarze” nie wymyślili skutecznych sposobów zapobiegania pandemii? W rzeczywistości prawdziwych prywaciarzy w ochronie zdrowia jest niewielu. Owszem, do uczestnictwa w systemie dopuszczani są nominalnie prywatni gracze, ale jako uzupełnienie systemu i w powiązaniu z odgórnie narzuconymi schematami finansowania. W efekcie w dużej mierze nawet podmioty prywatne funkcjonują w nim dzięki pieniądzom podatników i w ramach skrajnie wyśrubowanych regulacji.
(…) W przypadku publicznej ochrony zdrowia (…) obywatel ani na etapie finansowania, ani na etapie korzystania, nie ma wpływu na jej działanie. Nie ma wpływu ani na zakres oferty, ani na jej cenę. Nie jest jej konsumentem w sensie rynkowym, bo nie głosuje portfelem. Jest petentem, zaś decyzje podejmuje za niego biurokratyczny aparat finansujący usługi medyczne z pobranych pod przymusem składek w oparciu o arbitralne kryteria, a nie kalkulację ryzyka. W związku ze zjawiskiem starzenia się społeczeństw klientów publicznej opieki zdrowotnej przybywa coraz szybciej, a osób finansujących system coraz szybciej ubywa. Zwiększa się więc presja na racjonowanie usług, czego rezultatem są kolejki. Jednocześnie wszyscy uczestnicy systemu domagają się przekazywania coraz wyższych kwot właśnie im. Sytuacja jest o tyle trudna, że brakuje rynkowej wyceny poszczególnych składowych systemu.
(…) Jak wobec tego reformować system ochrony zdrowia? Najbliższe mojemu liberalnemu sercu jest jej sprywatyzowanie. Ale to rozwiązanie najmniej prawdopodobne. „Skrajny” liberalizm wyznaje może 5 proc. populacji. Druga ścieżka to stworzenie równoległego prywatnego rynku medycznego z prawdziwego zdarzenia, a więc takiego, który nie jest powiązany z państwowym finansowaniem i zarządzaniem. (…)
Więcej informacji znajduje się TUTAJ.

Inne wpisy tego autora

Czas na rewolucję w polskiej służbie zdrowia

W Polsce znów rozgorzała debata o finansowaniu służby zdrowia, tym razem po wprowadzeniu nowych zasad naliczania podatku zdrowotnego, dla niepoznaki zwanego składką. Cieszą się ci,