Premier ma rację – czas na zmianę paradygmatu

Premier Mateusz Morawiecki w jednym ze swoich ostatnich wystąpień stwierdził, że „Polska może być jednym z najlepszych miejsc do życia w Europie. W naszym zasięgu jest osiągnięcie w 100 proc. poziomu bogatych państw Europy, jeśli zdecydujemy się na realizację planu, który w inny sposób postrzega politykę gospodarczą i społeczną”.

Warsaw Enterprise Institute stoi na stanowisku, że premier ma w powyższym całkowitą słuszność: żeby Polska doścignęła swoich zachodnich sąsiadów, potrzeba jej zmiany paradygmatu, na którym opiera rozwój gospodarczy.

Dzisiejsza polityka gospodarcza Polski zakłada konieczność utrzymywania dużej obecności państwa w gospodarce. Nie tylko zaniechano prywatyzacji, lecz także zwiększono liczbę spółek powiązanych ze skarbem państwa. Zwiększono liczbę regulacji, z zakazem handlu w niedzielę, czy ustawą Apteka Dla Aptekarza na czele. Nieustannie pojawiają się nowe podatki, m.in. podatek cukrowy. Ponadto wychodzi się z założenia, że państwo powinno przyjąć rolę aktywnego inwestora, m.in. na rynku mieszkaniowym oraz zwiększać zakres różnego typu świadczeń socjalnych. Koniec końców dzisiejszy paradygmat rozwojowy Polski to paradygmat etatystyczny.

 

Czas na jego zmianę

Warsaw Enterprise Institute od kilku już lat publikuje „Bilans Otwarcia”, raport szacujący dystans dzielący nas od krajów Zachodu, w tym przede wszystkim Niemiec uchodzących ze względu na bliskie sąsiedztwo za naturalny punkt porównania. W „Bilansie Otwarcia 2020” wskazujemy, że „mierzony w PKB per capita dystans do Niemiec zmniejszył się o 2,9 punkty procentowe w latach 2018–2019, gdy w okresie 2015–2018 r. było to 1,8 punktu procentowego. Z tego punktu widzenia Polska zwiększyła tempo nadganiania”. Nie należy jednak tej zasługi przypisywać naszemu rodzimemu etatyzmowi, a raczej temu, że Niemcy po prostu w ostatniej dekadzie wolniej się rozwijali. Słabego łatwiej się ściga, a dzisiejsze osłabienie gospodarcze Niemiec wynika po części właśnie z tamtejszej formy etatyzmu, tj. odejścia od prowzrostowej polityki na rzecz projektów klimatycznych oraz socjalnych.

O ile „Bilans Otwarcia 2020” napawa nadzieją, o tyle wyniki Wskaźnika Bogactwa Narodów, który WEI publikuje od tego roku, są dla Polski przygnębiające. Zajmujemy dopiero 19. miejsce na 25 klasyfikowanych państw Europy. Wynik ten jest rezultatem w dużej mierze bardzo nieefektywnego wydatkowania środków publicznych, zwłaszcza w sektorze szkolnictwa wyższego i zdrowia – oraz wciąż niskiego poziomu prywatnych wydatków per capita. Biorąc pod uwagę, że dzisiaj dług publiczny Polski przekracza 57 proc. PKB, nie ma miejsca już na nowe kosztowne programy polityczne, a jest na przegląd wydatków państwa i ograniczenie marnotrawstwa. Ważne jest przecież nie tylko, ile się wydaje, lecz także, jak i na co. Świeży przykład płynie zza oceanu – w tych stanach, w których zakończono już programy zasiłków pandemicznych, zatrudnienie rośnie najszybciej.

To właśnie wzrostu zatrudnienia i pracy na rzecz realizacji pomysłów polskich przedsiębiorców potrzebuje nasza gospodarka. Problem w tym, że zasoby rąk do pracy są ograniczone. Ogranicza je spadek dzietności Polaków. Dobrze, że rząd stara się rozwiązać ten problem, ale kroki przezeń podejmowane są niewystarczające. Jeśli do świadczenia innych krajów czegoś uczą to tego, że instrumenty polityczne mające podnieść dzietność do poziomu 2,1 okażą się raczej niezadowalające. Polityka demograficzna musi obejmować także imigrantów. Konieczne będzie wprowadzenie dalszych ułatwień dla imigrantów, którzy dzisiaj starając się o pracę w Polsce, muszą zmagać się z różnego rodzaju przeszkodami biurokratycznymi. Przyjazny system może zapewnić Polsce dopływ dodatkowych kilku milionów pracowników, równoważąc problemy wynikające z niskiej dzietności samym Polaków. Możliwe, że jeśli poczują się w Polsce dobrze, osiedlą się tu na stałe.

Nie uda się jednak zbudować systemu otwartego na imigrantów, jeśli pozostanie on systemem zamkniętym na Polaków. Zarówno polski pracownik, jak i pracodawca musi dzisiaj stawiać czoła przeszkodom takim, jak zmienne i skomplikowane regulacje oraz nieracjonalny system podatkowy, nad którymi to sferami na domiar złego czuwają arbitralni i źle opłacani urzędnicy. Nie dziwi więc, że wszystkie możliwe rankingi wolności gospodarczej – także i te przygotowywane przez Instytut Frazera czy fundację Heritage albo Bank Światowy – dają nam niskie noty, często plasujące nas w tyle za krajami, które z niczym nieuzasadnionej, poza niewiedzą, wyższości uznajemy za „Trzeci Świat”.

Odejście od etatyzmu to zwrot państwa w stronę obywatela. Oznacza znacznie większy zakres wolności do działania oraz pewność, że przedsięwzięcia, których obywatele się spontanicznie, oddolnie i sami z siebie podejmują, nie będą sabotowane nieufnością instytucji państwowych. Wówczas dogonienie, a może nawet przegonienie Zachodu będzie możliwe.

 

POBIERZ CAŁOŚĆ W PDF

Inne wpisy tego autora

Weź udział w Freedom Fights 2024!

Najlepsi międzynarodowi prelegenci wezmą udział w tegorocznych dyskusjach panelowych podczas Freedom Fights 2024 w Warszawie! Freedom Fights 2024 to nie zwykłe wydarzenie – to okazja

Wyzwania dla Europy, wyzwania dla świata

Warsaw Enterprise Institute wraz ze Związkiem Przedsiębiorców i Pracodawców oraz The Heritage Foundation zorganizowali 19 marca 2024 r. w Warszawie międzynarodową konferencję „Future of Europe