Wspólna Polityka Rolna do… zaorania

#WEI-idee

Unia Europejska wydaje miliardy na rolnictwo w ramach Wspólnej Polityki Rolnej (WPR). Dla perspektywy budżetowej 2014–2020 nakłady na WPR wyniosły 37,8 proc. budżetu UE, a dla obecnej perspektywy (2021–2027) będzie to 33,1 proc. budżetu UE. Te wydatki nie są jednak powodem do dumy. WPR to poważny, gospodarczy, polityczny i ekologiczny problem UE wymagający pilnego rozwiązania: likwidacji. WPR to projekt patologiczny i anachroniczny, socjalistyczny z ducha i jako taki nieskuteczny. Główne jego założenia nie zostały zrealizowane, a próba ich realizacji przełożyła się na nieefektywne wydatkowanie około 40 proc. budżetu Unii Europejskiej oraz – co być może jeszcze gorsze – wprowadzenie systemowej, prawno-finansowej nierówności pomiędzy uprzywilejowanymi rolnikami a wszystkim pozostałymi obywatelami UE.

 

Efektywność: chęci a rzeczywistość

Od sześćdziesięciu już lat uzasadnieniem istnienia WPR jest:

  • Dostarczanie konsumentom taniej żywności. Niestety, dopłaty do produkcji nie obniżają cen końcowych. Chociaż zachęcają do zwiększania produkcji, a przez to podaży, to na rynek i tak trafia tyle żywności, na ile jest popytu. Innymi słowy, nie zachęcają do obniżania cen. Te zresztą kształtowane są także przez czynniki pozaprodukcyjne. Sam „surowiec” – zboże czy mleko – może mieć znacznie mniejszą wartość niż tworzony wokół niego marketing. WPR obniża koszty tylko jednego czynnika. Analityk Kristian Niemietz [1] wyliczył w 2013 r., że obywatele UE płacą za żywność ok. 17 proc. więcej niż reszta świata, a efekty WPR porównał do efektów wprowadzenia hipotetycznego podatku żywnościowego. Ceny żywności UE okażą się jeszcze wyższe – jeśli do ceny sklepowej rolniczych produktów spożywczych doliczymy sumy dopłat, okaże się ona bardzo droga.
  • Unowocześnianie rolnictwa. Z modernizacji rolnictwa nic nie wychodzi, co objawia się już choćby tym, że wciąż tworzy się plany modernizujące rolnictwo i hodowlę i „dostosowujące je do wyzwań i potrzeb współczesnego świata”. Owszem, za środki z dopłat rolnicy unowocześniają swój park maszynowy, jednak robią to nie po to, by zadowolić konsumenta, ale by móc otrzymać kolejne dotacje. Dla przykładu, w 2014 r. w ramach Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich, na produkcję prosiąt maksymalne dofinansowanie wynosiło 900 tys. zł, na rozwój produkcji mleka krowiego – 500 tys. zł, z kolei na rozwój produkcji bydła – także 500 tys. zł. Pamiętać należy, że rolnicy otrzymują również dopłatę do paliwa rolniczego, a podatki za ziemię rolną i nieużytki są znacząco niższe niż za grunty budowlane czy przemysłowe. Także składka na świadczenia emerytalne jest dużo niższa. W efekcie przekłada się to na utrzymywanie gospodarstw, które w warunkach rynkowych nie miałyby racji bytu i weszłyby zapewne w skład większych organizmów gospodarczych. Tymczasem w UE znajduje się 10,5 mln gospodarstw rolnych, z których ponad 60 proc. ma powierzchnię mniejszą niż 5 ha.
  • Poprawienie sytuacji finansowej ludności rolniczej. Z jednej strony, choć 55 proc. ludności Unii Europejskiej mieszka na obszarach wiejskich, to tylko 5 proc. pracuje na roli. Reszta znajduje zatrudnienie w innych branżach, niekoniecznie związanych z produkcją, przetwórstwem i transportem żywności. Z drugiej strony te 5 proc. całej ludność UE to aż 10 proc. czynnych zawodowo Europejczyków (ok. 20 mln osób). Jako że rolnictwo UE odpowiada za zaledwie 2 proc. PKB wspólnoty, można stwierdzić, że WPR konserwuje niskowydajny sektor, wiążąc siłę roboczą, która większy produkt wypracowywałaby gdzie indziej. Względnie dobra sytuacja finansowa rolników wynika nie z ich pracy, a z dotacji, co należy uznać za patologię.
  • Zachowanie tradycji kulturowej. I to także się nie udaje. Wieś europejska zmienia się, a za „tradycje” odpowiada zespół ludowy „Mazowsze” i skanseny nad Narwią albo pod Lublinem.
  • Samowystarczalność żywnościowa. Dążenie do samowystarczalności w zglobalizowanej gospodarce jest z założenia błędne i musi skutkować negatywnymi, niechcianymi konsekwencjami. Przede wszystkim podnosi koszty żywności, którą UE mogłaby importować. Warto zauważyć, że Europa nie jest np. samowystarczalna energetycznie – trzech największych producentów ropy w UE to Dania, Włochy i Rumunia. Każde z tych państw odpowiada za zaledwie 0,1 proc. światowej produkcji, natomiast zapotrzebowanie UE na ropę to prawie 20 proc. światowej produkcji. Także komputerów, urządzeń telekomunikacyjnych (smartfony), bawełny i jedwabiu oraz miliona innych towarów UE więcej importuje niż eksportuje – i nikt nie narzeka na ich brak.
  • Zachowanie walorów środowiskowo-przyrodniczych. W praktyce WPR nie prowadzi do tego celu, a przeciwnie działa przeciw niemu, zwiększając areały uprawne i hodowlane. Dopłaty do rolnictwa skutkują tym, że rolnikom opłaca się utrzymywać duży areał. Powierzchnia upraw w Unii Europejskiej to 173 mln ha, co stanowi 39 proc. jej powierzchni. W czerwcu 2020 r. Europejski Trybunał Rozrachunkowy orzekł, że jeśli chodzi o bioróżnorodność na terenach rolnych, to WPR nie zapobiegła pogarszaniu się sytuacji, pomimo deklarowanych celów i wydatkowania ogromnych środków. Dodatkowo WPR zwiększa ślad węglowy w rolnictwie. Produkcja rolna w Unii Europejskiej jest odpowiedzialna za 9 proc. emisji gazów cieplarnianych. Dla przykładu UE jest największym producentem mięsa na świecie i odpowiada za ok. 13 proc. światowej produkcji, która wzrosła w ciągu ostatnich czterdziestu lat z niespełna 80 mln ton do 250 mln ton. Tymczasem produkcja mięsa (i mleka) ma największy udział w wytwarzaniu dwutlenku węgla oraz w zużyciu wody i surowców na 1 kg wytworzonej żywności. Żeby wyprodukować 1 kg mięsa potrzeba 13 kg paszy, a wyprodukowanie 1 kg białka mięsnego wymaga sto razy więcej wody niż wyprodukowanie 1 kg białka ze zbóż. Globalnie produkcja mięsa odpowiada za 15 proc. emisji gazów cieplarnianych do atmosfery.

 

Ekoporażka

W obronie WPR często podnoszony jest argument, że gdyby nie ona, Europę zalałaby niezdrowa żywność. Upada on w zderzeniu z faktami. Dziś tylko 7 proc. europejskich upraw jest „eko”. A skoro uprawy „eko” są lepsze od „nie-eko”, to znaczy, że obecnie 93 proc. żywności, która trafia na europejskie stoły (ale i światowe poprzez eksport) jest raczej niezbyt wysokiej jakości. Jak tłumaczy prof. Ewa Solarska w publikacji „Szkodliwe substancje w jedzeniu”, w mleku znajdziemy pestycydy i antybiotyki, w produktach mlecznych – azotany, emulgatory, karagen, pektynę, sztuczne barwniki i aromaty, w mące i pieczywie – konserwanty, stabilizatory i przeciwutleniacze, emulgatory i substancje zagęszczające, mykotoksyny, w mięsie – pestycydy, antybiotyki i azotany, w przetworach mięsnych – wzmacniacze smaku (glutaminian sodu i glutaminian potasu), emulgatory, konserwanty (azotany i azotyny), w jajach – pestycydy, w winie – azotany, siarczyny i detergenty.

Tradycyjne uprawy, które tych dobrodziejstw nie zawierają, są mniej opłacalne, bo wymagają więcej czasu i więcej naturalnych składników a uzyski (zbiory, litry mleka, kilogramy mięsa etc.) są niższe, ponieważ nie stosuje się „wzmacniaczy wydajności”. Tradycyjne uprawy muszą być z tych względów droższe. Porównajmy cenę „zwykłego” kurczaka (4,5–6 zł za 1 kg) i cenę kurczaka „biesiadnego”, „zagrodowego” czy „z chowu bez antybiotyków” (8–12 zł za 1 kg, a cena prawdziwej kury rosołowej „od chłopa” to już 15 zł i więcej za 1 kg). Podobny rozrzut cenowy uzyskujemy, porównując koszt chleba baltonowskiego z tradycyjnym albo cenę leżących obok siebie „zwykłych” buraków i buraków „bio”.

Zatem i w tym zakresie Wspólna Polityka Rolna niezbyt się sprawdziła. Nie dość, że nie doprowadziła do wzrostu produkcji żywności „eko”, to jeszcze zakonserwowała szkodliwe, intensywne, oparte na pestycydach rolnictwo. Skutki tego mają jeszcze jeden wymiar. W ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat chemia ładowana w pola doprowadziła do wyginięcia prawie 60 proc. gatunków ptaków występujących na terenach rolniczych i okołorolniczych, stanowi też nieprawdopodobne niebezpieczeństwo dla owadów zapylaczy – prawie 80 proc. z nich zagrożonych jest wyginięciem. Przez sześćdziesiąt lat testowania rozwiązań rodem z gospodarki socjalistycznej, zmarnowano nie miliardy, nie dziesiątki i setki miliardów, ale biliony euro (w dzisiejszych cenach) na stworzenie rolnictwa zagrażającego gospodarce oraz zdrowiu ludzi.

 

Systemowe nierówności

WPR jest nie tylko nieefektywna, lecz także szkodliwa z punktu widzenia państwa prawa i sprawiedliwości. Oznacza bowiem:

  1. fiskalne uprzywilejowanie jednej działalności gospodarczej kosztem wszystkich pozostałych. Jeśli rolnik, hodowca, rybak, ogrodnik etc. finalnie płacą jakiekolwiek podatki, to są one znacząco niższe niż płacone przez pozostałe branże;
  2. prawne uprzywilejowanie jednej działalności kosztem wszystkich pozostałych, czyli de facto nierówność wobec przepisów prawa. Oprócz całego mechanizmu transferu środków finansowych do rolnictwa wprowadzone zostały mechanizmy rekompensat strat, które nie istnieją w przypadku innych branż. 13 lipca 2002 r. w „The Economist” znalazło się omówienie badania przeprowadzonego przez OECD. Wynika z niego m.in., że suma dopłat do rolnictwa w Unii Europejskiej w 2001 r. wyniosła 104 mld euro wobec 50 mld euro w Stanach Zjednoczonych oraz że rolnicy w UE uzyskują około 35 proc. swojego dochodu z dopłat, w porównaniu z 21 proc. w Stanach Zjednoczonych i zaledwie 1 proc. w Nowej Zelandii. W konkluzji znalazło się także stwierdzenie, że „konsumenci europejscy i kraje trzeciego świata płacą wysoką cenę za całą tę hojność. OECD szacuje, że w Europie protekcjonizm rolny dodaje 15–20 proc. do ceny żywności w UE, co przeciętną rodzinę kosztuje około 600 euro rocznie”. Nikt później nie przeprowadził podobnych badań.

 

Zielona WPR?

UE nie planuje likwidacji WPR. Przeciwnie – ma zamiar wykorzystywać ją do realizacji celów swojego nowego Zielonego Ładu [2]. 18 grudnia 2020 r. Komisja Europejska opublikowała za w przechodzeniu na bardziej zrównoważone systemy produkcji żywności, przy jednoczesnym uwzględnieniu ich lokalnych warunków i potrzeb” (euractiv.pl). W najbliższej perspektywie finansowej (2021–2027) WPR będzie „dążyć do realizacji dziewięciu celów szczegółowych [3]”, na które wydanych zostanie prawie 380 mld euro, co będzie stanowić 31 proc. wszystkich wydatków UE. Według Komisji Europejskiej „nowa WPR ma być bardziej dostosowana do sytuacji danego państwa członkowskiego. Państwa członkowskie będą mogły określić większość warunków kwalifikowalności na poziomie krajowym, aby dostosować je do swych specyficznych uwarunkowań oraz oczekiwanych do osiągnięcia celów. Również obciążenia administracyjne związane z kontrolą mają być zmniejszone dzięki ograniczeniu wymogu spełniania przez beneficjentów końcowych warunków kwalifikowalności określonych na szczeblu UE” [4].

W rzeczywistości jednak sposobem na Europę przyjazną klimatowi nie jest WPR, a jej zarzucenie, gdyż przełożyłoby się ono na urealnienie areałów rolniczych i zwiększyło powierzchnię europejskich lasów. Dzięki badaniom od (z górą) trzydziestu lat wiemy, że 10 tys. lat temu lasy liściaste i mieszane w Europie osiągnęły swój maksymalny zasięg [5]. Niestety (dla lasów), potem nadeszło rolnictwo i Europejczycy wycięli ponad połowę swoich lasów, a wraz z nimi zniszczyli nie tylko siedliska, ale wytępili całe gatunki (np. tur, jeleń olbrzymi, zepchnęli niedźwiedzie w strefy refugialne, przegnali wilki etc.) oraz zmienili klimat, tj. ocieplili go i osuszyli. Jak czytamy w artykule „Wpływ lasu na klimat” (zamieszczonym w Encyklopedii Leśnej [6]), „w pełni sezonu wegetacyjnego z 1 ha naszych lasów wytranspirowuje do atmosfery od kilku do kilkudziesięciu ton wody w ciągu doby. Jest to ilość porównywalna z intensywnością parowania lustra wody. Dlatego też wpływ lasów na klimat porównywalny jest z wpływem zbiorników wodnych. Im kompleks leśny większy, tym większy zasięg jego oddziaływania”.

Obecnie powierzchnia lasów w Unii Europejskiej – 181 mln ha – stanowi 41 proc. całości jej terytorium. Na gospodarkę leśną na lata 2015–2020 zaplanowano wydatki w wysokości ok. 8,2 mld euro (27 proc. na zalesianie, 18 proc. na poprawę odporności i 18 proc. na zapobieganie szkodom) [7], czyli zaledwie 2,5 proc. wydatków na całą WPR.

Powinno być odwrotnie. Zamiast utrzymywać niewydajne rolnictwo, powinniśmy postarać się zwiększyć powierzchnię obszarów w miarę naturalnych, czyli takich, jakimi były, zanim rozpoczęła się ekspansywna przygoda Europejczyków z rolnictwem. Skala zmian, do których doprowadziliśmy jest nieprawdopodobna. 10 tys. lat temu ludzie i ich zwierzęta stanowili 0,01 proc. masy świata przyrody ożywionej (nie wliczając roślin, zwierząt morskich i owadów), a dziś jest to… 98,8 proc. Wyobraźmy sobie, że bierzemy sobie do serca nauki płynące z przeszłości, że mniej rozpychamy się łokciami w środowisku, że próbujemy spłacić dług, który zaciągnęły wobec środowiska tysiące pokoleń naszych przodków i kończymy z rabunkową gospodarką i życiem na kredyt; że kończymy z marnowaniem pieniędzy, kończymy z socjalistycznymi eksperymentami, a wracamy do rynkowych zasad i że Wspólna Polityka Rolna odchodzi w przeszłość. W efekcie rolnictwo (uprawa ziemi, hodowla, ogrodnictwo, rybołówstwo) stałyby się takim samym biznesem jak handel, produkcja mydła, prowadzenie salonu fryzjerskiego, czy organizowanie wycieczek na Pustynię Błędowską.

Jeśli w wyniku takich kroków tylko połowa obszarów rolnych będzie mogła trafić pod zalesianie, to zalesimy prawie 100 mln ha, a to obszar trzy razy większy od powierzchni Polski. Oczywiście, pojęcie „zalesienia” jest niezbyt precyzyjne. Lepiej jest powiedzieć, że na takim obszarze będzie można spróbować przywrócić dawny („naturalny”) ekosystem, a więc odtwarzać tereny bagienne, zalewowe, a również np. reintrodukować gatunki, które z Europy zostały wyparte albo nawet pokusić się – i nie jest to fantastyka naukowa – o przywrócenie do życia wymarłych (takie próby już są podejmowane). Nowe-stare lasy czy nowe-stare bagna to – poza wszystkim – biznes (np. eko- i agroturystyka) oraz ograniczanie efektów szkodliwych zmian klimatycznych, a na tym podobno Unii Europejskiej zależy.

A co z konsumentami żywności? Zmiana wyszłaby im na zdrowie. Dziś w większości państw świata znacząca część ludności ma dostęp do zróżnicowanej diety (o ile tylko przestrzegają zasad), strukturalnie podobnej do bardzo bogatej i urozmaiconej diety zbieraczy-łowców (owoce, warzywa, zboża, mięso, grzyby oraz suplementy), i gdyby nie wkraczanie w dzikie siedliska, ponownie zbliżalibyśmy się do dietetycznego, optymalnego poziomu życia grup nierolniczych.

Tak więc powtórzmy: WPR jest nieracjonalna, ponieważ nie ma uzasadnienia ekonomicznego, oraz niebezpieczna, ponieważ wprowadza instytucjonalną nierówność. Oczywiście, nikogo nie powinno dziwić, że socjalistyczna idea rozminęła się z rzeczywistością. Jak zawsze centralne planowanie i zarządzanie musi prowadzić do nadmiernych kosztów, wysokiej ceny produktu i niskiej jego jakości. Dlaczego zatem się ją utrzymuje? Otóż z jednej strony WPR ma przekonywać obywateli Unii Europejskiej, że korzystają z dobrodziejstwa wyjątkowo taniej żywności (co jest nieprawdą i ekonomiczną bzdurą), a, z drugiej strony, ma pacyfikować (poprzez przekupstwo, czyli korupcję) „nastroje społeczne” środowisk wiejskich, żyjących z produkcji rolnej, hodowli, ogrodnictwa, rybołówstwa etc. i jest to prawdziwe, chociaż ukryte uzasadnienie. O utrzymywaniu WPR decydują względy związane z zarządzaniem „nastrojami społecznymi”, względy wyborcze, a nie prawdziwa chęć pomocy.

 

 

[1] https://iea.org.uk/blog/abolish-the-cap-let-food-prices-tumble.

[2] Czym jest Zielony Ład? Wyjaśnienie na stronie Komisji Europejskiej: Zmiana klimatu i degradacja środowiska stanowią zagrożenie dla Europy i reszty świata. Aby sprostać tym wyzwaniom, Europa potrzebuje nowej strategii na rzecz wzrostu, służącej przekształceniu Unii w nowoczesną, zasobooszczędną i konkurencyjną gospodarkę: która w 2050 r. osiągnie zerowy poziom emisji gazów cieplarnianych netto; w której nastąpi oddzielenie wzrostu gospodarczego od zużywania zasobów; w której żadna osoba ani żaden region nie pozostaną w tyle. Europejski Zielony Ład to nasz plan działania na rzecz zrównoważonej gospodarki UE. Można to osiągnąć poprzez przekształcenie wyzwań związanych z klimatem i środowiskiem w nowe możliwości we wszystkich obszarach polityki, a także zadbanie o to, by transformacja była sprawiedliwa i sprzyjała włączeniu społecznemu.

[3] 1. Wspieranie godziwych dochodów gospodarstw rolnych i ich odporności w całej Unii w celu zwiększenia bezpieczeństwa żywnościowego, 2. Zwiększenie zorientowania na rynek i konkurencyjności, w tym większe ukierunkowanie na badania naukowe, technologię i cyfryzację, 3. Poprawa pozycji rolników w łańcuchu wartości, 4. Przyczynianie się do łagodzenia zmiany klimatu i przystosowywania się do niej, a także do zrównoważonej produkcji energii, 5. Wspieranie zrównoważonego rozwoju i wydajnego gospodarowania zasobami naturalnymi, takimi jak woda, gleba i powietrze, 6. Przyczynianie się do ochrony różnorodności biologicznej, wzmacnianie usług ekosystemowych oraz ochrona siedlisk i krajobrazu, 7. Przyciąganie młodych rolników i ułatwianie rozwoju działalności gospodarczej na obszarach wiejskich, 8. Promowanie zatrudnienia, wzrostu, włączenia społecznego i rozwoju lokalnego na obszarach wiejskich, w tym biogospodarki i zrównoważonego leśnictwa, 9. Poprawa reakcji rolnictwa UE na potrzeby społeczne dotyczące żywności i zdrowia, w tym bezpiecznej, bogatej w składniki odżywcze i zrównoważonej żywności, jak też dobrostanu zwierząt oraz celu przekrojowego: modernizacja sektora poprzez wspieranie i dzielenie się wiedzą, innowacjami i cyfryzacją w rolnictwie i na obszarach wiejskich oraz zachęcanie do ich wykorzystywania. Źródło: (gov.pl/web/wprpo2020/cele-wpr1).

[4] Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady w sprawie finansowania wspólnej polityki rolnej, zarządzania nią i monitorowania jej oraz uchylające rozporządzenie (UE) nr 1306/2013, Bruksela 2018.

[5] Journal of Vegetation Science, tom 1, zeszyt 4.

[6] Encyklopedialesna.pl.

[7] Za: PE, Noty tematyczne o Unii Europejskiej, „Unia Europejska i obszary leśne”, https://www.europarl.europa.eu/factsheets/pl/
sheet/105/de-europese-unie-en-bossen.

 

Paweł Sieger – dziennikarz i publicysta. Autor/twórca/reżyser reportaży telewizyjnych i filmów dokumentalnych, reportaży radiowych, cyklicznych programów telewizyjnych i radiowych. Autor tekstów historycznych, gospodarczych, społecznych i komentarzy do bieżących wydarzeń. Propagator idei zawartej w hasłach: „Państwo to organizacja przestępcza o charakterze zbrojnym i należy je zniszczyć” oraz „Europa tysiąca Lichtensteinów”. Szczęśliwy współposiadacz przygarniętych czterech psów rasy najlepszej, czyli kundli oraz równie rasowych trzech kotów, także adoptowanych z przestrzeni publicznej. Fan Wiecha, Tyrmanda oraz… Kyūdō.

 

POBIERZ WERSJĘ PDF

Inne wpisy tego autora