Lex Rynek zamiast lex Czarnek!

Doceniasz tę treść?

Minister ds. oświaty i wychowania w III RP ma za dużo władzy – pisaliśmy w raporcie „Szkoła dla życia” sprzed 4 lat. Od tamtej pory sytuacja nie tylko nie poszła ku lepszemu, ale nawet ma szansę pogorszyć się w wyniku przyjęcia Lex Czarnek. Zgadzamy się z ZNP, że czekający na podpis Prezydenta RP projekt nowelizacji prawa oświatowego „prowadzi do centralizacji edukacji” i „marginalizuje rolę rodziców”. Warsaw Enterprise Institute stoi na stanowisku – i tu zapewne nasza zgoda z ZNP się skończy – że jedyną drogą do zapewnienia wysokiej jakości powszechnego szkolnictwa w Polsce jest urynkowienie i usamodzielnienie go. Mogłoby się to odbyć poprzez wprowadzenie bonu oświatowego, a także przekształcenie szkół publicznych w spółki non-for-profit. 

Minister Edukacji Narodowej Przemysław Czarnek przeforsował w Sejmie nowelizację prawa oświatowego, która poszerza uprawnienia kuratorów oświaty wobec władz szkół i placówek oświatowych, zwłaszcza w zakresie obsadzania funkcji kierowniczych. Istnieje obawa, że nowe prawo będzie ograniczać także swobodę szkół społecznych, które dzisiaj działają nie w oparciu o Kartę Nauczyciela, ale o Kodeks pracy. Nowelizacja ustawy czeka na podpis Prezydenta RP. Jej wejście w życie oznaczałoby wzmocnienie centralizacji w polskim szkolnictwie, czemu sprzeciwia się nawet Związek Nauczycielstwa Polskiego oraz rozmaite organizacje, m.in. Federacja Inicjatyw Oświatowych.

Zgadzamy się z tym, że Lex Czarnek nie jest dobrą zmianą. 

W raporcie „Szkoła dla życia” pisaliśmy: „Przyszłość kuratoriów rysuje się w jasnych barwach, tylko jeśli w polskiej oświacie nie zajdą dobre zmiany”. Co to znaczy? Szkoły publiczne powinny być samodzielne. Nie powinny podlegać ani kuratorom i ministrom, ani samorządom. Należy je wyłączyć spod politycznego zarządu i przekazać w drodze przetargu spółkom non-for-profit, dla których należałoby ustanowić niezależne Rady Nadzorcze składające się z przedstawicieli nauczycieli i rodziców oraz obsadzanych przez kooptację przedstawicieli lokalnych przedsiębiorców, organizacji pozarządowych, fundacji, uczelni itp. Samorząd prowadziłby szkołę wyłącznie w stanie wyższej konieczności – w formule komisarycznej – w sytuacjach, gdy w drodze przetargu nie udałoby się wyłonić odpowiedniej spółki. Na poziomie centralnym pozostałyby decyzje dotyczące podstawy programowej, ale nie byłyby one podejmowane, jak dotychczas, w oparciu o widzimisię aktualnego ministra edukacji. Opracowywałaby je i konsultowała Krajowa Rada Oświatowa złożona z nauczycieli, rodziców, pracodawców, szkół wyższych i ekspertów prowadzących badania edukacyjne. Jednak dobór metod kształcenia oraz wewnętrznych zasad oceniania powinien w jak największym zakresie być pozostawiony jednostkom oświatowym, co powinno zachęcać do eksperymentowania i konkurencji o uczniów. 

Konkurencja między placówkami oświatowymi byłaby stymulowana przede wszystkim zmianą w zasadzie finansowania szkół. Wciąż odbywałoby się ono z pieniędzy publicznych, ale na każde dziecko objęte obowiązkiem szkolnym przeznaczona byłaby odpowiednia pula pieniędzy, którą rodzice przekazywaliby do wybranej przez siebie szkoły. Taki system bonu oświatowego, który wdrożyły w różnych formach i stopniu kraje takie, jak USA, Wielka Brytania, Holandia czy Chile. Przyczyniło się to do podniesienia w tych krajach jakości kształcenia. Pamiętajmy, że jednostki samorządu terytorialnego wydają rocznie na zadania oświatowe ponad 70 mld zł, ale pieniądze te nie są odpowiednio dystrybuowane. Obecnie w Polsce funkcjonuje quasi-bon edukacyjny, czyli rozdzielanie w ramach subwencji oświatowej pieniędzy na ucznia przy sztywnym systemie wynagradzania oraz regulacjach Karty Nauczyciela. Sprawia to, że wszystkie szkoły i wszyscy nauczyciele traktowani są tak samo, bez względu na wyniki, a różnice w jakości nauczania między placówkami publicznymi są marginalne, natomiast rodzice pozbawieni są faktycznego wyboru i wpływu na rozdział środków w oświacie. Tymczasem dobrze zaprojektowane bony oświatowe wprowadzałyby bodźce do efektywnej pracy edukacyjnej i konkurencji między szkołami, gdyż umożliwiają m.in. – przy wprowadzeniu elastycznej polityki płacowej – nagradzanie wybitnych pedagogów. Co więcej, faktycznym dysponentem subwencji oświatowej są rodzice, a nie rząd, czy samorząd.

Powyższa propozycja nie powinna skłaniać nikogo do wniosku, że oparty o nową metodę finansowania system szkół publicznych jako spółek non-for-profit rozwiąże wszystkie problemy polskiej oświaty. A nie stanie się to na pewno, jeśli nie wprowadzimy prawodawstwa spod znaku Lex Rynek. Należy ułatwiać regulacyjnie powstawanie całkowicie prywatnych, społecznych, a także eksperymentalnych podmiotów edukacyjnych, które z natury lepiej odpowiadają potrzebom współczesnego świata. Liczba szkół niepublicznych w Polsce zbliża się do 9 tys., a dynamicznie rosła zwłaszcza w obliczu narastania problemów państwowej oświaty. Lex Rynek okazał się spontaniczną odpowiedzią społeczeństwa na nieudolność rządzących.

Przeczytaj raport Szkoła dla życia”. Jest on dostępny TUTAJ.

Inne wpisy tego autora

O przyszłości gotówki w naszym kraju zdecydują Polacy

W związku z postępem technologicznym, globalna rewolucja finansowa premiuje płatności bezgotówkowe. Ograniczanie fizycznej gotówki w obiegu gospodarczym jest niestety regulacyjnie wspierane przez polityków. Eksperci, którzy