Stałym tematem dowcipów z unijnych gremiów jest ich chęć kompleksowej regulacji wszystkiego. W Brukseli pokutuje przekonanie, że mnożąc przepisy, da się rozwiązać większość problemów Europy. Polscy decydenci chętnie powielają błędną, unijną praktykę nadregulacji. Przejawia się ona na dwa sposoby: albo jako chęć szczegółowej regulacji praktyk, które tego nie wymagają, albo jako dążenie do skomplikowania, a nawet wypaczenia dobrze działającego systemu – pisze Katarzyna Rumiancew, główny analityk WEI dla Dziennik Gazeta Prawna.
Wspólnym mianownikiem dla tych szkodliwych praktyk jest wiara, że ustawami i rozporządzeniami można zmieniać rzeczywistość i ludzkie przyzwyczajenia. A jeśli okaże się, że przepisy nie zdały egzaminu, to zamiast rzetelnie przeanalizować przyczynę niepowodzenia, po prostu przygotowuje się kolejne. Mnożeniu zbędnych regulacji sprzyja również traktowanie przez państwowe instytucje konsultacji społecznych jako formalności, a dialogu z przedsiębiorcami – często jako wysłuchania argumentów środowiska bez skonfrontowania ich z własnymi pomysłami.