Zapraszamy na drugi odcinek „Książkowego skanera WEI”. Po temacie trudnym i przyprawiającym o ból głowy, czyli inflacji czas na coś, co powinno być jego przeciwieństwem, choć nie zawsze nim jest. Chodzi o rodzicielstwo. Dla każdego świadomego rodzica starającego się każdego dnia, by zapewnić swoim dzieciom miłość, opiekę, bezpieczeństwo i szanse na rozwój jasne jest, że dzieci są największym szczęściem, choć czasem ich wychowanie do najłatwiejszych nie należy. Co w byciu mamą i tatą jest najważniejsze? Jaki model wychowawczy przynosi dobre rezultaty? Jakie błędy rodzicielskie są najgorsze? Na ile dzieci się zdecydować i jak przetrwać trudne momenty rodzinne? Na te i inne pytania można znaleźć różne odpowiedzi w pięciu książkach poświęconych rodzicielstwu, które przepuszczamy przez Książkowy skaner Warsaw Enterprise Institute.
1. Shai Orr „Cud rodzicielstwa”
Shai Orr jest terapeutą rodzinnym, autorem koncepcji cudu rodzicielstwa, który zawarł w tytule swojej książki. Dorastał w kibucu, który miał na jego późniejsze przemyślenia w kwestii wychowania przemożny wpływ. Na początku książki dzieli się swoimi trudnymi wspomnieniami z tego okresu; „Urodziłem się i wychowałem w kulturze, w której przemoc emocjonalna wobec dzieci była normą (…), źródłem dumy i filarem ideologicznym kibucu (…). Moi rodzice, jak wszyscy rodzice w kibucu, zostawili mnie, trzytygodniowe niemowlę, w domu oddalonym o pół kilometra od ich »pokoju« z dziesiątkami innych opuszczonych niemowląt pod nadzorem kibucniczki, która miała dyżur w tamtym tygodniu”. Autor opisuje, że gdy budził się z płaczem, nie było przy nim rodziców, lecz zmieniające się, nieznajome twarze. W książce stawia na diametralnie inne metody wychowawcze, które zdradza w podtytule „Co się stanie, gdy naprawdę zaufasz swojemu dziecku?”. Filarem jego przemyśleń jest jednak uwaga – by zaistniało zaufanie, rodzic powinien umieć aktywnie słyszeć swoje dziecko, traktować je poważnie i słuchać co ma do powiedzenia. W „Cudzie rodzicielstwa” wyróżnia siedem niewypowiedzianych próśb dzieci, których spełnienie pozwala na nawiązanie trwałej, dobrej relacji, pociechom pozwala na rozkwit i niezduszenie w nich iskry nadziei oraz życiowej pasji. Autor jest szczery, gdy pisze o dotrzymywaniu zawartych z dzieckiem umów, podaje przykład, gdy sam ową umowę złamał, podczas gdy jego córka nie dość, że jej dotrzymała, to pozwoliła mu dostrzec, gdzie popełnił błąd. Zdaniem izraelskiego terapeuty dzieci sprawiające trudności, są powodem do dumy: „Jeśli wciąż starają się zmusić nas, byśmy posłuchali, oznacza to, że nadal nam ufają i wierzą w miłość. Dziecko, które stale żąda i nie rezygnuje, to dziecko, którego rodzicom w jakiś sposób udało się zaszczepić w nim głębokie poczucie, że jest kochane i że rodzice chcą go słuchać. To powód do dumy, zarówno z naszego bohaterskiego dziecka, które się nie poddaje, jak i z nas samych, naszego rodzicielstwa”. Pocieszające.
2. Jesper Juul „Twoja kompetentna rodzina”
Zmarły w 2019 roku Jesper Juul był duńskim terapeutą rodzinnym i pionierem w zakresie przemodelowania sposobu patrzenia na dzieci i relacje rodzinne. Jego najbardziej znana pozycja to „Kompetentne dziecko”, wydana po polsku w 2011 roku. W „kompetentnej rodzinie” kontynuuje swoje rozważania. Juul przekonuje, że papierkiem lakmusowym dobrej rodziny jest relacja małżonków i to ona jest kluczowa w rodzicielstwie; „Życie z dziećmi w rodzinie nie polega na tym, co potocznie nazywamy wychowaniem. Decydująca jest jakość indywidualnego i wspólnego życia dorosłych. Życie dorosłych ma większy wpływ na dzieci niż jakiekolwiek świadome próby i metody wychowawcze” – pisze. Autor generalnie nie jest fanem „metod”, uznając je za dość archaiczne, spłycające i przedmiotowe w podejściu do dzieci (nie powiemy przecież o „metodach” radzenia sobie z partnerką czy partnerem). Na kolejnych stronach książki Juul analizuje zmieniające się trendy wychowawcze; od systemu sztywnych norm, surowych kar i autorytarnego podejścia, do modelu „demokratycznego”. Oba się nie sprawdzają, a najlepszy miałby być wariant pośredni, taki w którym rodzić jest autorytetem, ale nie jest autorytarny, wymaga, ale nie jest srogi. Jak to zrobić? Juul nie oferuje prostych recept, gdyż każda rodzina jest inna i to, co w jednej może być kluczowe, w drugiej kompletnie się nie sprawdzi. Ciekawą myśl duński terapeuta proponuje w sprawie stawiania granic: „Najistotniejsza różnica w stosunku do przeszłości polega na tym, że granice nie przypominają dziś podłączonego do prądu ogrodzenia otaczającego dziecko, ale wyrażają osobistą wolę rodziców” – pisze. Juul przekonuje, że to ojciec i matka muszą odpowiedzieć sobie na pytanie, na czym im zależy i jakie to będzie mieć konsekwencje dla dziecka. Obala też popularny pogląd o rzekomym sprawdzaniu przez dzieci granic. Maluchy mają poprzez swoje zachowania nie sprawdzać własnych granic, ale swoich rodziców. Chcą poznać ich osobowość i dowiedzieć się, na czym im zależy. Sądzę, że najważniejszym przesłaniem płynącym z tej książki jest akcentowanie potrzeby pracy nad swoim rodzicielstwem, wyciągania wniosków, eliminowania błędów i uczenia się siebie nawzajem w rodzinie. „Wychowanie jest uczeniem się przez praktykę i szukaniem własnej drogi. Dzieci nie potrzebują doskonałych rodziców, ale autentycznych ludzi z krwi i kości, którzy może nie wiedzą wszystkiego, ale za to są stale gotowi, żeby się rozwijać” – przekonuje Jesper Juul.
3. Bryan Caplan „Egoistyczne powody, żeby mieć więcej dzieci”
Ile tak naprawdę powinno się mieć dzieci? Jedno, dwójkę, trójkę, a może wcale? Bryan Caplan odpowiada bez wahania: więcej. Tytuł jego książki może kojarzyć się niektórym z typowo konserwatywnym punktem widzenia odwołującym się do utartych frazesów w stylu „na starość ktoś przynajmniej poda szklankę wody” . Nic bardziej mylnego. Autor, ekonomista z pasją zgłębiający temat rodzicielstwa przybliża nam odkrycia genetyki behawioralnej i przekonuje, że tym egoistycznym powodem jest po prostu obopólne szczęście – radość rodzica z gromadki szkrabów oraz radość tych szkrabów, które otrzymały dar życia i możliwość eksplorowania świata. Caplan jest przy tym oryginalny i stawia śmiałe tezy; daj swojemu dziecku więcej wolności, odpuść też sobie, bowiem masz ograniczone możliwości wpływania na swoje potomstwo. Ekonomista przeciwstawia motyw gliny, z której „urabia” się dzieci, plastikowi – możesz na niego wywrzeć nacisk, lecz po chwili on i tak odkształci się zgodnie ze swoim pierwotnym kształtem. Według Caplana lekceważymy siłę genów, nie powinniśmy się martwić, jeśli chcemy, by nasze dzieci odziedziczyły nasze cechy, gdyż robotę załatwia tu za nas biologia. Gorzej, gdy chcielibyśmy odwrotnie… Ponadto największy wpływ mamy na pociechy małe, wtedy środowisko domowe może wywrzeć wpływ nawet na wskaźniki inteligencji, jednak według badań z czasem ten wpływ ulega zatarciu. Co zatem robić? Wyluzować, trochę odpuścić i cieszyć się czasem z dziećmi. Nie oznacza to, że według autora mielibyśmy nasze pociechy zaniedbywać lub lekceważyć ich potrzeby, nic bardziej mylnego. Czasem po prostu odpuszczenie sobie lekcji baletu, których nie lubi zarówno córka, jak i tracący czas na podwózki tata da więcej czasu na odpoczynek i bardziej szczęśliwe spędzenie wspólnych chwil. Poza szeregiem ciekawych pojęć wychowawczych i nowatorskich cech, mnie najbardziej spodobała się ta, płynąca z serca konkluzja autora: „Dla mnie ważniejsze jest, aby zasłużyć sobie na uznanie moich dzieci, niż po prostu je otrzymać. Wychowywałbym je z dobrocią i szacunkiem, nawet gdybym wiedział, że ich nie otrzymam. Mimo to, mam jednak nadzieję, że tak się stanie. Chcę, żeby czuły się ze mną dobrze i z sentymentem wspominały swoje dzieciństwo”. Jedyna „kontrowersja”, do której bym się przyczepił, to kilkukrotne cytowanie przez autora Billa Cosby’ego 🙂
4. Jerzy Wójcik, Grzegorz Piechota „List do ojca”
W kulturze od wieków dominującą rolę w rodzinie, nie w kwestiach ekonomicznego zabezpieczenia, ale przekazywania wzorców, dbania o domowe ognisko i relacje, przypisywano matkom. Od mitycznej bogini Hestii, przez włoską mammę, po Matkę Polkę. Literatura naukowa i poradnikowa roi się od spraw związanych z matczyną opieką i podkreślania jej wagi w rodzinnej konstelacji. Teraz to się zmienia, lecz przez dekady temat ojcostwa był wypierany, a sami ojcowie bardziej i częściej niż dziś, nieobecni. Jaki jednak powinien być ojciec? Co, gdy go zabraknie, gdy umrze, lub uda się na emigrację wewnętrzną, opuści rodzinę, porzuci własne dzieci? Czy dzieci chciałyby mu coś przekazać? Być może właśnie symboliczny list najłatwiej, bo z pozycji pewnego dystansu pozwala uwolnić dławiące uczucia. O tym traktuje książka opracowana przez Jerzego Wójcika i Grzegorza Piechotę. Ojciec przemocowy, zagubiony, kochający, upadający na dno, niedostrzegający syna z wysokości swoich sukcesów – to wszystko na ponad dwustu stronach książki z anonimowymi bohaterami, ale prawdziwymi historiami; „Gdy mam dziesięć lat wydzierasz się na mamę i poniżasz ją, rozstawiasz mnie i brata po kątach. Jesteś tyranem” – Wioletta. „Troszczysz się o moje dzieci bardziej niż ja. Na ostatniej wigilii powiedziałeś: rodzina jest najważniejsza”. Dziękuję Bogu, że wreszcie to wiesz!” – Marcin. „Tato, przegrałeś życie, ale wciąż jeszcze nie przegrałeś mnie. Tak bardzo Cię potrzebuję” – O. Ojciec pełni szczególnie ważną rolę w życiu synów – jest przekaźnikiem wartości, troskliwym nauczycielem, uosobieniem tzw. prawa ojca, które reprezentuje normy i granice. „List do ojca” w formie pozbawionej znieczulenia pokazuje za pośrednictwem korespondencji „od syna dla ojca”, czym się kończy ojcowska nieobecność w życiu dzieci.
5. Robin Skynner, John Cleese „Żyć w rodzinie i przetrwać”
No dobrze, było smutno i poważnie, ale o rodzinie i rodzicielstwie można mówić także z dowcipem i uśmiechem, nie odbierając przy tym wywodowi odpowiedniej głębi. Taką propozycję zafundował czytelnikom znany psychoterapeuta z jeszcze bardziej znanym współtwórcą kultowych skeczy Monthy’ego Pythona. Od Freuda do Wirginii Wolf, od kompleksu Edypa do bezdzietnych par, duet Skynner-Cleese jedzie po tematach rodzinnych z gracją i wdziękiem, objaśniając nam, czytelnikom świat w humorystycznym tonie:
„John: Wracając do naszej tabeli stresu, stwierdzam, że narodziny nie znalazły się na tej liście.
Robin: Zapewne znalazłyby się na samej górze, gdyby dało się je zmierzyć.
John: Miałyby wartość około 16 pojednań, plus wypadek samochodowy, jak mi się zdaje. Dlatego dziecko potrzebuje tyle troski i uczucia. To znaczy odpoczynku, ochrony przed całym niepotrzebnym, dodatkowym stresem, miłości, czy wsparcia emocjonalnego i… aha, bo nie może uzyskać tej jeszcze jednej rzeczy – uspokajających informacji.
Robin: Na tym właśnie polega jeden z głównych problemów z noworodkami. Jak taki maluszek czuje się z czymś źle, to nie ma pojęcia, że później znów będzie mu lepiej. To nam wyjaśnia, jak strasznie zrozpaczony musi się czuć w takiej sytuacji”.
Na potrzeby konwencji brytyjski performer i artysta dowcipu wciela się w różne role; zatroskanego męża z problemem, ciekawskiego prostaczka, dociekliwego redaktora. A wszystko po to, by ułatwić czytelnikowi zmierzenie się z psychologiczną materią dotyczącą rodziny. Tłumaczce Annie Dodziuk udało się utrzymać balans pomiędzy sednem poruszanych spraw a subtelnymi niuansami wyspiarskiego dowcipu. To sprawia, że „Żyć w rodzinie i przetrwać” czyta się bez wysiłku.