Politycy chcą karać big-techy. Korporacje stały się dla nich chłopcem do bicia

Doceniasz tę treść?

Coraz trudniej zliczyć kary nałożone na największych graczy rynku internetowego przez urzędy antymonopolowe. Rekord, jeśli chodzi o wysokość grzywny, ustanowiła dotąd Komisja Europejska, która w 2018 r. zażądała od Google’a ponad 4,3 mld euro za nadużywanie pozycji dominującej (chodziło o wymuszanie domyślnego ustawienia w komórkach wyszukiwarki Google i przeglądarki Chrome). Oczywiście Facebook, Amazon, Apple i inne firmy zbiorczo określane jako big tech także bywają karane przez regulatorów, choć w ich wypadku kary nie idą zwykle (jeszcze) w miliardy. Trzeba jednak wiedzieć, że grzywny miewają też drugie dno: big tech stał się dla polityków idealnym chłopcem do bicia. Wykorzystują oni to, że potężne korporacje budzą w nas więcej obaw niż entuzjazmu (niekoniecznie z racjonalnych powodów). W dodatku obawy te łatwo jest podsycać, przypisując macherom z Doliny Krzemowej mniej lub bardziej wyimaginowane grzechy. Ma to jednak opłakane skutki uboczne.

(…)

Nie taki big tech straszny

Lista zarzutów, jakie politycy kierują pod adresami big techów, jest długa: niszczenie konkurentów, eksploatowanie kontrahentów, wykorzystywanie klientów, manipulowanie ludzkimi emocjami i osądami, ograniczanie wolności słowa, promowanie szkodliwych ideologii, niszczenie tradycyjnych instytucji, demoralizowanie młodzieży i odwracanie naszej uwagi od prawdziwych problemów, powodowanie uzależnień od internetu, zmniejszanie produktywności w gospodarce, zwiększanie nierówności społecznych, szkodzenie kulturze itd. itp.
Skoro wszyscy tak zgodnie big techy krytykują, może mają w jakiejś mierze rację? Może wielkie firmy technologiczne poczuły się już tak pewnie, że za nic mają uczciwą konkurencję, dobro klientów i wartości demokratyczne, a jedyne, na czym im zależy, to zysk? Codzienne doświadczenia z usługami internetowymi to potwierdzają. Weźmy choćby to, że użytkownik często nie ma realnej możliwości odwołania się od decyzji platformy, którą uznaje za niesprawiedliwą. Gdy serwis arbitralnie usunie konto Kowalskiemu, zablokuje mu usługę albo naliczy nadmierną opłatę, ten raczej nie będzie dochodził swoich praw przed sądem. Co big tech wykorzystuje, traktując swoich użytkowników bezosobowo. I w ten sposób sam podkłada się krytykom.
(…)

Ośrodek kontroli

W dyskusji o big techach zapomina się o kluczowym pytaniu: dlaczego te potężne firmy w ogóle istnieją? Czy dlatego, że zarządzają nimi wybitni mistrzowie manipulacji? A może po prostu oferują ludziom coś wartościowego?
Z pewnością celem działania big techów jest zysk, ale oferowane przez nich rozwiązania w pandemii okazały się kołem ratunkowym dla więzi społecznych. Komunikatory internetowe i wideokonferencje sprawiły, że nie oszaleliśmy zamknięci w czterech ścianach. To dzięki platformom społecznościowym i testowanym na nich rozwiązaniom powstały narzędzia pozwalające na pracę i naukę zdalną (a przynajmniej jej namiastkę). Ponadto, gdyby nie teleporady medyczne – także produkt uboczny rozwoju internetu – w okresie lockdownu bylibyśmy zupełnie odcięci od systemu ochrony zdrowia.
Politykom zależy na dotarciu do wyborców z zewnętrznym LoC, gdyż jest to grupa o wysokim poczuciu krzywdy, skłonna do posłuszeństwa i konformizmu. Ludzie z wewnętrznym LoC są nieufni wobec kolektywu. To dość dobrze tłumaczy, dlaczego big techy stały się idealnym chłopcem do bicia: są obecne w niemal każdym aspekcie naszego życia, nie mamy wpływu na ich funkcjonowanie, a w związku z tym łatwiej uwierzyć, że tylko politycy mogą nas przed nimi obronić.
Cały artykuł można przeczytać TUTAJ.

Inne wpisy tego autora

Lawrence W. Reed: Rząd to nie biznes [WYWIAD]

To zawsze brzmi atrakcyjnie, gdy polityk mówi: „zamierzam przestawić rząd na zasady biznesowe”. W praktyce jest to czysta fantazja. Z Lawrence’em W. Reedem rozmawia Sebastian