Półprzewodnikowa ekspansja Chin. Blokada Tajwanu zapewni Pekinowi zwycięstwo bez wojny

Doceniasz tę treść?

Produkcja chipów miała zapewniać Tajwanowi amerykański parasol bezpieczeństwa. Chiny mogą jednak dzięki tajwańskim fabrykom odzyskać kontrolę nad wyspą.

Rok 2027. Po latach przygotowań i wygrażania pięścią Pekin decyduje się w końcu na militarne odzyskanie kontroli nad Tajwanem. Nie wysyła jednak na wyspę statków pełnych żołnierzy i pojazdów pancernych, nie próbuje obrócić kraju w perzynę bombardowaniami. Po klęsce Rosjan, którzy usiłowali zdobyć Ukrainę takimi „tradycyjnymi” metodami, prezydent Xi Jinping, który jest już oficjalnie dożywotnim i absolutnym władcą Chin, decyduje się na subtelniejsze zagranie. Zarządza całkowitą wojskową blokadę wyspy, którą uwiarygadniają strzały oddane z chińskich okrętów wojennych w kierunku kilku jednostek handlowych płynących w stronę portu Tajpej. Umyślnie chybione. Świadomi powagi sytuacji Amerykanie – wbrew zapewnieniom, których nie szczędzili Tajwanowi – nie śpieszą się z pomocą. I nie chodzi tylko o ryzyko wybuchu totalnej wojny. Waszyngton otrzymał informację, że Pekin wycelował pociski balistyczne w stronę dwóch tajwańskich fabryk należących do firmy TSMC. Amerykanie zrobią wszystko, żeby ich nie wystrzelono…

W takim jak powyżej scenariuszu Chiny utrzymują blokadę, aż w mieszkańcach Tajwanu nie wytworzy się przekonanie, że sojusz z Amerykanami był wydmuszką. W takich warunkach do władzy na wyspie dochodzą stronnictwa sprzyjające chińskim komunistom. Mija kilka lat i Tajwan staje się kolejną prowincją Chin, żegnając się z demokracją.

Najmniejsze największe osiągnięcie

Dlaczego jednak główną kartą przetargową Chin w tej wizji są fabryki TSMC? Odpowiedź znajdziemy w rozwinięciu tego skrótu: Taiwan Semiconductor Manufacturing Company. To fabryki układów scalonych, na których zasadza się cała światowa gospodarka.

Chipy stały się nieodzownym elementem codzienności. Są podstawą działania każdego sprzętu, który potrzebuje mocy obliczeniowej. Nie ma sensu wymieniać poszczególnych urządzeń codziennego użytku z tej kategorii – każdy wie, że jest ich coraz więcej i wciąż ich przybywa. Jeszcze dekadę temu niewielu było stać np. na odkurzacz-robota, a 25 lat temu nikt nie miał w samochodzie GPS-a. Sam smartfon, który stał się hubem kontrolującym nasze inteligentne auta i domy, a także łączącym nas ze światem i z przyjaciółmi, korzysta z ponad 12 różnych chipów odpowiedzialnych za jego poszczególne funkcje. Bez nich byłby tylko kawałkiem plastiku.

Czym jednak właściwie jest nowoczesny układ scalony? Ta niewielka krzemowa płytka to miniaturowa sieć łącząca olbrzymie liczby tranzystorów mniejszych nawet od koronawirusa. Tranzystory to przełączniki, które włączają bądź wyłączają strumienie napięcia elektrycznego, zapisując w ten sposób kod binarny (0-1) i przekształcając go w rzeczy widzialne i słyszalne dla człowieka. Chipy to jedno z najbardziej zaawansowanych osiągnięć ludzkości, które w dodatku cały czas są doskonalone w imponującym tempie: moc obliczeniowa (mierzona liczbą tranzystorów), zgodnie z prawem Moore’a, rośnie dwukrotnie mniej więcej co ok. 18 miesięcy. Na pierwszych chipach we wczesnych latach 60. XX w. znajdowały się cztery tranzystory, a dzisiaj to nawet niemal 12 mld.

Wszystkie te dane przytacza Chris Miller w książce „Chip War”. Miller zwraca uwagę na to, że chipy są wyjątkowe także ze względu na swoje miejsce w globalnym łańcuchu wartości. Mimo fundamentalnego znaczenia dla całego globu są wytwarzane właściwie wyłącznie w krajach Azji Wschodniej, głównie w Korei Południowej i na Tajwanie. Korea odpowiada za 44 proc. światowej produkcji układów scalonych pamięci (memory chips) i 8 proc. układów procesorowych (logic chips), a Tajwan za 41 proc. produkcji układów procesorowych oraz 90 proc. produkcji najbardziej zaawansowanych układów scalonych. Takich, których używa się do produkcji superkomputerów służących np. do rozwijania sztucznej inteligencji czy aut samojezdnych, ale także smartfonów. Jak podkreśla Miller, żadna firma z USA, Europy, Japonii czy Chin nie jest w stanie samodzielnie wyprodukować chipów, które stosuje. Owszem, Tesla czy Apple je projektują, ale wytworzyć je może tylko TSMC. Nie dziwi więc, że fabryki firmy mają dla USA i całego świata kluczowe znaczenie. Ich brak niemal natychmiast przełożyłby się na zakłócenia łączności, a z nimi na rozregulowania wielu systemów, ze światłami drogowymi włącznie. Rezultaty byłyby równie poważne, co w przypadku długotrwałego blackoutu. Jakże niezwykłe jest to, że ludzkość stała się zależna niemal tak jak od powietrza, od całkowicie sztucznego wytworu!

(…)

Rosja poza układem. Cierpią na rosnący deficyt półprzewodników

Na początku grudnia 2022 r. TSMC ogłosiło, że wybuduje swoje fabryki w Stanach Zjednoczonych. Zakłady w Arizonie mają kosztować 40 mld dol. i być jedną z największych inwestycji bezpośrednich w historii USA. Prezydent Joe Biden zwraca uwagę na to, że przyczyni się ona do reindustrializacji kraju, ale główna idea stojąca za tym pomysłem jest klarowna: chodzi o neutralizację scenariusza opisanego na wstępie. Jeśli produkcja chipów będzie geograficznie bardziej zdywersyfikowana – a zwłaszcza częściowo przeniesiona do USA – to potencjalne zniszczenie czy po prostu wyłączenie z globalnego łańcucha dostaw tajwańskich zakładów nie sparaliżuje światowej gospodarki.

Chiny uznały rozbudowę własnego potencjału chipowego za jeden z priorytetów. Dzisiaj produkują ok. 15 proc. światowej podaży, są to jednak najprostsze wersje, nie da się dzięki nim skutecznie rozwijać np. technologii 5G

Czy w związku z tym Tajwan będzie odrobinę bezpieczniejszy? Głosy są podzielone. Niektórzy twierdzą, że taka dywersyfikacja produkcji chipów odbierze Chinom kartę przetargową. Inni argumentują, że Państwo Środka po prostu zmieni strategię przejęcia kontroli nad wyspą, w tym nad fabrykami TSMC, które posłużą im potem do zbudowania własnej potęgi półprzewodnikowej.

Słabość tej ostatniej prognozy zasadza się na tym, że nie wystarczy przejęcie fabryki i jej produktów, by poznać tajniki ich produkcji. Przekonali się o tym Sowieci, daremnie próbując z pomocą inżynierii wstecznej konkurować w dziedzinie chipów z Amerykanami. Żeby utrzymać produkcję, konieczna byłaby przynajmniej współpraca z zagranicznymi firmami dostarczającymi i serwisującymi urządzenia i technologie produkcyjne, np. z holenderskim ASML czy amerykańskim Applied Materials. Pekin nie będzie w stanie dokonać w tej dziedzinie łatwej i prostej substytucji, a przynajmniej dzisiaj nie jest na to gotowy.

Niektórzy wskazują jednak, że rozbudowę własnego potencjału półprzewodnikowego Chiny uznały za jeden z priorytetów. Dzisiaj produkują ok. 15 proc. światowej podaży chipów, są to jednak ich najprostsze wersje, nie da się dzięki nim skutecznie rozwijać np. technologii 5G i bazujących na niej urządzeń. A jednak fabryki chipów były jedynymi funkcjonującymi nawet w trakcie najostrzejszych chińskich lockdownów. Być może dzięki temu właśnie Semiconductor Manufacturing International Corporation (SMIC), największy chiński producent tych układów, zbliżył się w tym roku – o czym rozpisuje się „The Diplomat” w artykule „China’s Semiconductor Breakthrough” – do technologicznego przełomu pozwalającego na produkcję chipów w wariancie 7 nanometrów (a nie, jak dotąd, 14). „Największą różnicą jest to, że w tym pierwszym przypadku znacznie wzrasta liczba tranzystorów na jednostkę powierzchni, a zmniejsza się zużycie energii” – czytamy w artykule.

Półprzewodnikowa ekspansja może się Chińczykom udać, tak jak udała się kiedyś Koreańczykom czy Tajwańczykom. Różnica jest taka, że w przeciwieństwie do tych demokratycznych państw Chiny nie mogą liczyć na miejsce w światowym cyfrowym łańcuchu wartości, co może całkowicie uniemożliwić produkcję zaawansowanego chipu. To proces składający się z co najmniej 350 etapów. Technologiczna autarkia jest niemożliwa.

Co więcej, Amerykanie aktywnie próbują utrudniać Chinom kolejne półprzewodnikowe postępy, z pomocą sankcji odcinając ich od kluczowych elementów światowego łańcucha dostaw. Trudno powiedzieć, czy w długiej perspektywie taka strategia geopolityczna, w której globalny układ sił mają (częściowo) kształtować układy scalone, okaże się sukcesem. Już dziś jednak wiadomo, że ma pozytywny skutek uboczny: pomaga Ukrainie bronić się przed rosyjską inwazją. Chipy bowiem są niezbędne do produkcji nowoczesnej broni – od amerykańskich wyrzutni rakiet HIMARS, przez polskie haubice samobieżne Krab, po rosyjski czołg T 90M. O ile jednak państwa Zachodu półprzewodniki mają, o tyle Rosjanie – w wyniku nałożonych i sprawnie wyegzekwowanych sankcji – cierpią na ich rosnący deficyt. Oby jak najdłużej.

Cały artykuł można przeczytać TUTAJ.

Inne wpisy tego autora