Piotr Mueller, rzecznik rządu, przyznał, że premier Mateusz Morawiecki obligacje kupił w grudniu 2021 r. „Czy w ten sposób przygotował się na nadchodzącą wojnę?” – pyta jeden z portali internetowych, odnosząc się do zeszłorocznego nabycia przez szefa rządu papierów skarbowych o wartości ponad 4,6 mln zł. Transakcja budziłaby wątpliwości, gdyby faktycznie – np. dzięki danym wywiadowczym – wiedział o inwazji Rosji na Ukrainę wcześniej niż inni obywatele. Ten artykuł nie jest jednak o premierze, a właśnie o obligacjach skarbowych i ich matce – wojnie.

Historia długu państwowego znaczona jest krwią przelaną w niezliczonych bitwach. Jego pierwotną funkcją było finansowanie niezaspokojonych apetytów władców na nowe terytoria i ich bogactwa. Dzisiaj natomiast – jak to ujmuje historyk gospodarki Niall Ferguson w „Potędze pieniądza” – „rynek obligacji jest ważny głównie dlatego, że każdego dnia ocenia wiarygodność polityki fiskalnej i monetarnej poszczególnych rządów”, natomiast jego „rzeczywista władza polega na tym, że może on ukarać rząd wyższymi kosztami zaciągania pożyczki”.
Wiele wskazuje na to, że Putin i jego doradcy, przygotowując się do inwazji na Ukrainę, przeczytali Fergusona, wyciągnęli wnioski i zechcieli uniezależnić się od tego mechanizmu. Ale to się nie uda.

Wielka rewolucja

Obligacje były – znów posiłkuję się opinią Fergusona – drugą po kredycie bankowym wielką rewolucją w świecie finansów. Gdyby istniało stabilniejsze i lepsze narzędzie finansowania wojny, rządy z pewnością by z niego skorzystały – trudno zakładać, że Putin dokona tu przełomu. Ale jego strategia, zakładająca pozyskiwanie waluty z handlu surowcami zamiast zadłużania się, nie sprawdzi się w długim terminie. Dlaczego – o tym za chwilę. Najpierw krótka podróż w czasie.