Decyzje Rady Polityki Pieniężnej dotyczące stóp procentowych traktuje się jako antidotum ratujące Polskę przed niekontrolowanym i nadmiernym wzrostem inflacji. Ignoruje się przy tym szerszy krajobraz gospodarczo-geopolityczny. Obecne wskaźniki inflacji (8,6 proc. r/r w grudniu 2021 r.) wydają się przerażające, tak samo, jak nierealne prognozy szacujące ją w okolicach 3–4% na zakończenie 2022 r. Niektórzy wierzą w cuda i baśnie, a właśnie przy takim baśniowym założeniu przegłosowano budżet na 2022 r. Optymizm w tym przypadku – to za mało powiedziane.
Wykreowano postać Adama Glapińskiego jako tego, który w pojedynkę da odpór wzrostowi cen, dzielnie broniąc narodu za pomocą tarczy i miecza. Chcielibyśmy, aby tak było, a niestety nie jest. Na ich wzrost wpływ ma masa różnych czynników, zaczynając od tych ekonomicznych, a kończąc na geopolitycznych. Wystarczy spojrzeć, chociażby na sytuację związaną z kosztami produkcji żywności, które nie mają zamiaru maleć – wręcz przeciwnie. Przeglądając katalogi z nawozami rolniczymi, można odnotować, chociażby wzrost cen saletry z 1000 do ponad 4000 zł za worek. Z innymi nawozami nie jest dużo lepiej, doczekaliśmy się dwu- czy nawet trzykrotnych wzrostów. Cena nawozów ma wpływ na koszty produkcji żywności. Wiara, że zapanuje nad tym bank centralny poprzez manewry przy stopach procentowych, jest co najmniej nie na miejscu lub może być rozpatrywana w sferze marzeń.
Warto przy okazji wspomnieć o Pakiecie Mobilności. Program Unii Europejskiej mający zapewnić wyrównanie szans między wspólnotowymi firmami transportowymi jest niczym innym, jak dolaniem benzyny do ognia – znacząco podwyższy bowiem ceny transportu. Od 2022 r., jeżeli jakiś kierowca przejeżdża przez kraj Unii Europejskiej, musi otrzymywać minimalną stawkę godzinową określoną w tym kraju. Zmianie ulegają też systemy delegacji i zjazdów kierowców do kraju macierzystego. Szacuje się, że założenia Pakietu Mobilności mogą podwyższyć koszty funkcjonowania polskich firm transportowych o ponad 50%. Z tego miejsca należy nadmienić, że stanowią one ok. 25% branży transportowej w całej Unii Europejskiej! Większość z nich zarabia tylko dlatego, że wypłaca pensje kierowców dietami (które są zwolnione ze składek ZUS). Jak więc myślicie, na kogo przerzucony zostanie wzrost kosztów funkcjonowania? Oczywiście, że na klientów. O ile ci w ogóle przetrwają…
Decyzje UE są źródłem niestabilności energetycznej w Europie, czego dowodem jest to, że w kilku krajach zaczyna straszyć się obywateli przerwami w dostawach prądu. Zielona rewolucja przetaczająca się przez nasz kontynent zaczyna zjadać własny ogon, a ceny energii już biją rekordy.
Do rekordowych cen dochodzą także stawki frachtów morskich z Chin do Europy. Osoby zajmujące się szeroko pojętym handlem z Państwem Środka z nostalgią wspominają ceny z 2019, czy 2020 roku. Fracht morski z 1500 USD wzrósł do nawet 13 000 USD za kontener! Oczywistym jest zatem znaczący wpływ tego zjawiska na rynek europejski. Ponadto przez cały 2021 rok panowały ogromne niedobory towarów i zerwane łańcuchy dostaw.
Rozdmuchany budżet na 2022 rok nie jest jedynym czynnikiem, który napędzi galopującą inflację. Należy, chociażby wspomnieć o programie dopłat do mieszkań. Propozycja ingerencji państwa za pomocą nawet i 100 000 zł dodatku do nieruchomości spowoduje wzrost cen na rynku. Nie zdziwię się, jak deweloperzy te pieniądze uznają za część już wliczoną w wartość mieszkania, co zdecydowanie nie powstrzyma obecnej tendencji wzrostowej.
Problemem związanym z inflacją są także rosnące koszty pracy. W większości przedsiębiorstw, przy tak dynamicznym (sztucznym) wzroście płacy minimalnej w ostatnich trzech latach doszło do spłaszczenia się wynagrodzeń. Zmieniły się także oczekiwania płacowe pracowników, co uniemożliwia utrzymanie odpowiednich marż bez wzrostu ceny finalnego produktu lub usługi. Obok płacy minimalnej także demografia ma znaczący wpływ na poziom kształtowania się pensji. Czy uwierzylibyście, że nawet w biednych miasteczkach, w których głównym pracodawcą był miejscowy PGR, można w chwili obecnej jako pracownik fizyczny liczyć na pensję nawet w wysokości 4500 zł brutto miesięcznie? Wyższe koszty pracy, to droższe produkty. Firmy są zmuszone do konkurowania między sobą o pracownika poprzez system wynagrodzeń, co zwiększa koszty ich funkcjonowania. Patrząc na prognozy demograficzne, nie sądzę, by w najbliższych lata miała zajść jakakolwiek zmiana w tym zakresie.
Biorąc pod uwagę wszystkie wskazane wyżej czynniki, nie jest możliwe, aby trend inflacyjny miał się w tym roku jakoś znacząco zmienić. Rozbujany, rozdmuchany, a do tego jeszcze na koniec podlany benzyną. Trudno tutaj mówić o szczególnych i dużych możliwościach banku centralnego, gdyż staję się one – patrząc przez pryzmat gospodarczy i geopolityczny – po prostu ograniczone. Pozostaje nam jedynie mieć nadzieję, że rządzący nie wpadną na skrajnie utopijne pomysły, jak np. ustanowienie cen maksymalnych na niektóre dobra. Inflacja w 2022 roku będzie wciąż problemem i zostanie z nami na dłużej. Innej możliwości po prostu nie ma.
Poglądy wyrażane przez blogerów publikujących dla WEI mogą nie być zgodne z oficjalnym stanowiskiem think-tanku.