Dyktat mniejszości

Doceniasz tę treść?

Tego Państwu nie powiedzą, ale prawda jest taka, że zdecydowana większość Polaków jest przeciwna obowiązkowym szczepieniom i jakimś tam różnym paszportom covidowym, czy różnym stopniom segregacji sanitarnej. Jeśli ktoś woli bezpieczniejsze twierdzenie, to proszę bardzo: zdecydowana mniejszość Polaków opowiada się za przymusowymi szczepieniami i dzieleniem ludzi na sanitarnie prawidłowych i sanitarnie podejrzanych. (Jak jest w innych krajach, to nie wiem i obchodzi mnie to tylko o tyle, o ile akurat chciałbym do nich pojechać).

Nie będzie to jednak tekst o tym, czy szczepić, czy nie, zamykać, czy nie, tylko raczej o tym, jak wielka przepaść, a właściwie kanion jest pomiędzy tym, jak polski lud postrzega świat, a jak przedstawiają go politycy, dziennikarze i różni jacyś tam eksperci.

Do tej pory w Polsce zaszczepiło się około 55 procent obywateli, co oznacza, że 45 procent nie zrobiło tego. To pierwsza grupa przeciwników przymusu, chyba że ktoś chce przeprowadzić wywód, że wszyscy ci ludzie to jacyś perwersi i jak w związkach sado-maso tylko czekają, by ich kajdankami skuć i batem na zastrzyk zagnać. Kolejna kategoria przeciwników to ci, którzy przyjęli dwie dawki i nie mają już najmniejszego zamiaru poddać się następnej. Zatrzymało się trzecie szczepienie na 8 milionach i koniec, pozostałe kilkanaście milionów ani myśli kolejny zastrzyk brać. Następną kategorią są ci, którzy szczepili się nie dlatego, że sądzą, iż wstrzyknięta substancja ich chroni, ale chcą wyjechać za granicę do krajów szczepień wysokich i reżimów wszelakich, mieć święty spokój, uniknąć zsyłki na kwarantannę i już nie mogą słuchać jak im dyrektorka szkoły, szef na zakładzie, czy żona truje. Kolejna duża kategoria osób to te, które szczepiły się w pełnym przekonaniu, że czynią dobrze, chciałyby, by w ich ślady poszli wszyscy, ale nie zamierzają zmuszać nikogo, uznają prawa innych do decydowania o sobie. Na końcu są jeszcze ci, którzy zwyczajnie na lewo załatwili sobie dowody na prawidłowość sanitarną. Na południu Włoch podobno aż 1/3 takich obywateli jest. Może tak, może nie, ale nie ma wątpliwości, że proceder fałszowania zaświadczeń także w Polsce ma się dobrze.

Ośmielam się twierdzić, że owe 45 procent nieszczepionych plus kolejne wymienione kategorie szczepionych, czy z zaświadczeniami o zastrzykach, stanowią większość, która przymusu nie chce. A jak nie chce zastrzyków, to tym bardziej nie może chcieć odebrania praw i wolności samym sobie. Inaczej oznaczałoby to: nie chcę przyjąć szczepionki i jednocześnie chcę nie móc pojechać za granicę, czy pójść do kina z powodu nieprzyjęcia szczepionki. Oczywiście niejeden doktor, czy mecenas jak np. Kalisz może udowadniać, że właśnie tak jest. I dlatego im się nie wierzy. To wszystko po wprowadzeniu przymusu może się zmienić i ci, którzy dziś są przeciwnikami, po zmuszeniu zażądają mściwej sprawiedliwości: skoro mnie dopadli, to niech ciebie też dorwą, ale na razie jest, jak jest – większość jest przeciw, a zmuszać chce mniejszość.

Zestawmy to teraz z głosami, jakie dobiegają od polityków, dziennikarzy ekspertów maści wszelakiej. Nie ma wątpliwości, iż dominują te, które domagają się podjęcia radykalnych działań, czyli zastosowania w jakichś formach przymusu. Te przeciwne opinie są jak nieśmiałe popiskiwania wygłaszane w postawie przepraszającej, pełne usprawiedliwiania się, jakby były poglądem jakiegoś pośledniejszego gatunku. Jak gdyby głoszący je reprezentowali jakąś małą niszową grupę ze skansenu dla mniej rozumnych istot. Uszanujmy dziwaczne obyczaje, pozwólmy antyszczepom żyć gdzieś na marginesie naszej cywilizacji jak Amisze, którzy nawet elektryki nie mają – mówią łaskawcy. Tymczasem jest tak, że to mniejszość, ale hałaśliwa i dobrze zorganizowana chciałaby narzucić przymus większości. Dominuje przekaz mniejszości, a na dodatek coraz częściej pojawiają się głosy, że już dość, że nie ma co nawet z ową większością rozmawiać, słuchać jej, tylko trzeba za twarz złapać. Głosy małych ludzi, tyranków czujących się w masie bezpiecznie. Odebrać im możliwość schowania się w tłumie, a inaczej będą śpiewać.

Jest dokładnie odwrotnie niż twierdzą ci, którzy chcieliby już uciąć dyskusje i przejść do działań stanowczych. Otóż im dłużej to wszystko trwa, tym na więcej sposobów należy przeanalizować nasze pandemiczne poczynania. Wchodzimy właśnie w trzeci rok zarazy. Gdyby było tak: szast, prast, szczepimy, zamykamy i covida nie ma, to nie byłoby, o czym debatować. Tymczasem im dłużej się męczymy, tym więcej do przemyślenia jest, bo rzecz dotyczy nie tylko medycyny, ale też kultury, polityki życia społecznego, gospodarczego, najkrócej i patetycznie ujmując naszej cywilizacji.

I tak lud sobie, a owe domniemane elity, bo z telewizora, sobie. Gdy Państwo słyszycie zdanie zaczynające się od frazy: „Polacy oczekują…” to wiedzcie, że najczęściej macie do czynienia z kimś, kto kłamie, zmyśla, powtarza coś bezrefleksyjnie albo sam jest ofiarą manipulacji i propagandy, tak czy owak bajdurzy. No właśnie jaśnie oświecony w pełni naukowy arogant nie ma pojęcia czego „ludzie oczekują”, bo ci ludzie, jak w przypadku dyskusji o szczepieniach, nie są nawet dopuszczani do głosu.

To nie jest jakieś specyficznie polskie zjawisko, tylko powszechne. Choć głosy Brytyjczyków w sprawie Brexitu rozkładały się po połowie, to w mediach przewaga przeciwników opuszczenia Unii wynosiła 4:1. Z badań Duńczyków i Szwajcarów wynika, że media to świat zamknięty, w którym żyje się własnymi ułudami i wyobrażeniami niemającymi wiele wspólnego z rzeczywistością. Ustalili oni, że w mediach pracuje proporcjonalnie 6 razy więcej feministek, czy głosicieli klimatycznego ocieplenia niż jest ich w samym społeczeństwie. Ludzi o poglądach konserwatywnych jest zaś 3 razy mniej niż w całej populacji. Skrajnie, po skrzydłach mamy więc medialną przewagę feministek nad konserwatystami jak 18:1. Człek włącza telewizor, na portal zagląda i ma wrażenie, że ze swymi poglądami jest jakimś dziwakiem, egzotycznym człekoludem, niedoukiem, foliarzem, czy kim tam, więc lepiej się nie odzywać, kryć się, bo obśmieją, zaszczują z roboty, pogonią. I tak się ten mechanizm napędza, bo tym donośniejszy jest głos tych, którzy w bańce mediowej nadają.

Zjawisko oderwania się domniemanych elit od reszty społeczeństw, a w konsekwencji manipulowanie nim, okłamywaniem go, ma swą podstawową, pierwotną przyczynę. To jednak na zupełnie inną opowieść. Dziś w skrajnych warunkach jak pandemia i świata zamykanie, zaprowadzanie jednego prządku myśli i zachowań przyspiesza. Demokracja karleje nam w oczach. Tymczasem sprzeciw jest jej esencją, istotą. Jest objawem fermentu intelektualnego i instynktu samozachowawczego, żywotności. Wyobraźmy sobie karne społeczeństwo, które w 100 procentach wykonuje zalecenia władz. Ono nie ewoluuje, nie dostosowuje się i czeka je zagłada. Śmierć z gnuśności, apatii, bezmyślności, oportunizmu, tchórzostwa. Najlepsze co może je spotkać to zniewolenie i poddaństwo.

Ani bycie w większości, ani w mniejszości nie gwarantuje posiadania racji. I też mowa nie o tym, czy to słuszne chcieć wprowadzenia obowiązkowych szczepień na covid, czy też nie. Entuzjaści zrobienia tego muszą jednak brać pod uwagę, że w mniejszości są, i niechętna większość ma prawo się odwinąć. Być może więc owa stanowcza mniejszość powinna przybrać bardziej pokorną postawę. Tymczasem miota się, krzyczy, grozi a tu nic, nikogo więcej do swej wizji nie pozyskuje. Solon, wielki ateński filozof i prawodawca zaliczony do 7 greckich starożytnych mędrców pięknie głosił, że człowiek ma prawo decydować o tym, czy chce żyć w demokracji, czy też poddany woli jednostki (mniejszości). I to mądre jest. Oznacza też bowiem szukanie zgody na przymus. Coś jak z podatkami, na których obligatoryjność godzimy się, choć najchętniej nie płacilibyśmy, albo szkoła, praca, małżeństwo etc., których reżimom się poddajemy.

Poglądy wyrażane przez blogerów publikujących dla WEI mogą nie być zgodne z oficjalnym stanowiskiem think-tanku.

Inne wpisy tego autora