Igrzyska dystopii i psychozy

Doceniasz tę treść?

Nasza panczenistka, faworytka do złota na Igrzyskach – Natalia Maliszewska została wykluczona z udziału w wyścigu na 500 metrów. Stało się to, czego chcieli, oczekiwali postępowi, odpowiedzialni, ufający nauce zwolennicy segregacji sanitarnej. Maszyna testująca wylosowała negatywny, czyli pozytywny wynik testu na domniemaną obecność koronawirusa, więc Maliszewska została odseparowana od zdrowej tkanki społeczności sportowej. Wszytko odbyło się zgodnie z najnowszymi zdobyczami naukowymi. Pełne, wielokrotne zaszczepienie nie zapobiega zakażeniu, nie eliminuje do końca ryzyka roznoszenia zarazków na innych, więc jedynym sposobem likwidacji śmiertelnego zagrożenia, jakie stanowiła Maliszewska, było umieszczenie jej w specjalnym pomieszczeniu – takim domowym getcie dla pozytywnie zarażonych, w izolatce olimpijskiej.

Wszyscy, którzy cieszyli się z wykluczenia z Australian Open Nowaka Djokovica są na pewno zadowoleni. Chińczycy pokazali, że są jak Australijczycy. A może to Australijczycy są jak Chińczycy, trochę się to myli, tak czy owak nikt nie jest ponad prawem, a tym bardziej Maliszewska ponad serbskim tenisistą. Nie ma też powodu, by nasza łyżwiarka była ponad dziesiątkami, czy setkami milionów innych osób z całego świata. Poseł Paweł Zalewski chce, by w Polsce było jak u Niemców, czyli żeby milionom dzieciaków codziennie wsadzano jakieś patyki z watą do nosogardzieli, coś tam z nich wyciągano i sprawdzano, czy to aby nie koronawirus. I dobrze. Czyjaś wolność musi kończyć się tam, gdzie zaczyna się paranoja i socjopatia Zalewskiego. Może i ten test jakoś tam inaczej wygląda, ale, tak czy owak, dzieciaki miałyby codziennie być poddawane próbie sanitarnej. Jak wypadnie źle, to dzieciaka separujemy i zamykamy. A może nawet całą klasę, czy szkołę. Jak Maliszewską. Przychodzi dzieciak do szkoły i cyk na przegląd go. Pozytywne? Ups, pomyłka, sprawdziliśmy jeszcze raz, że jednak negatywny. Może brać udział w lekcjach i szkolnych zawodach jeżdżenia na łyżwach. Ale, ale, w konkursie na testowanie mamy remis: Pozytywny vs. Negatywny – 1:1. Trzeba więc zarządzić dogrywkę, pójdź dziecię, ja ci wymaz zrobię. O, jaka przykrość, jednak wynik pozytywny – pod klucz Pawełka. I całą klasę, całą szkołę. Nie płacz mały Pawełku, już za cztery lata są kolejne szkolne zawody łyżwiarskie, konkurs recytatorski, mecz piłki nożnej, czy siatkówki, wycieczka, przedstawienie klasowe. Skoro marszałek Piotr Zgorzelski z PEEZEL mówi, że ty Pawełku jesteś rozsadnikiem zarazy, to właśnie tak jest. Może nawet już zabiłeś babcię albo dziadka jakiegoś kolegi. Albo swoich. Żyją jeszcze? Jeśli chcesz, żeby żyli, to siedź zamknięty w swoim pokoju. Ty Pawełku siewco śmierci nie rycz, tylko ciesz się, że jakimś cudownym zrządzeniem losu gimnazja zlikwidowano. Gdyby nie to, to skończyłbyś całą tę szkołę i nawet nie wiedziałbyś, jak koledzy i koleżanki z klasy wyglądają i jak się nazywają. Trzy lata szkolne zleciały, jak ze strzykawki strzelił.

Tymczasem okazuje się, że tak wiele osób w Polsce nazywa wielkim skandalem to, że w Pekinie odseparowano podejrzaną sanitarnie polską zawodniczkę. To są ludzie, którzy nie ufają nauce. Nieodpowiedzialni antytestowcy i płaskoziemcy. Na dodatek zwolennicy teorii spiskowych, którzy wierzą, że Chińczycy mogli sfałszować wynik testu Maliszewskiej albo źle go przeprowadzili. Ci ludzie, siejąc swoje fake newsy stanowią zagrożenie dla zdrowia i życia innych obywateli. Testy owszem, nie zapobiegają temu, że się zarazimy i zachorujemy, ale one chronią innych. Zmniejszają prawdopodobieństwo, że zakazimy innych, bo jak się siedzi w zamknięciu, to się zarazy nie sieje. Zosia z IV c została przetestowana, zamknięta i dzięki temu nie zabiła swej cioci i mamy, a może nawet posła Zalewskiego. I na to są dowody – Zalewski żyje. W cywilizowanych krajach bez szczepienia, czy bez negatywnego wyniku testu nie można wejść do restauracji, klubu, kina, muzeum, a nawet do metra czy autobusu zbiorkomu, a taka Maliszewska kosztem zdrowia i życia sportowej braci z całego świata, chciała sobie na łyżwach pojeździć. Jak ona rozpędziłaby się na tych swoich panczenach w zamkniętej hali, to dopiero rozsiałaby tych koronawirusów. Niosłoby je jak liście na jesiennym wietrze.

A teraz na poważnie. Idea, że w obliczu większego zagrożenia oddaje się część swej wolności, swych praw w tym najbardziej fundamentalnych, jest słuszna i nie budzi powszechnych zastrzeżeń. Każdy ogarnia umysłem rekwizycje, pobór do wojska, przymus izolacji, czy pracę na wałach przeciwpowodziowych. Każdy rozumie potrzebę ograniczeń w świecie zagrożeń. To wszystko jest zapisane i ustalone w wyniku powszechnie wyrażonej zgody. Ale też środki, jakie są stosowane dla ochrony społeczności, muszą być proporcjonalne do zagrożenia. Dlatego policja nie zatrzymuje kolczatkami tych, którzy na drodze przekraczają dozwoloną prędkość. W przypadku tej pandemii granice tego, co wolno zdają się znikać. Rezygnujemy nie tylko z fundamentalnych, wolności i praw, ale też z cywilizacyjnych artefaktów.

Igrzyska Olimpijskie w starożytnej Grecji oznaczały ogłoszenie „pokoju bożego”. Startujący zawodnicy, a także ich ojcowie i bracia składali przysięgę uczciwej rywalizacji. To było święto piękna i zdrowia, harmonii ciała i ducha. Nie oglądam tego, co dzieje się w Pekinie. Kilka migawek wystarczyło mi. Włączył mi się mechanizm obronny, wyparcie. Nie chcę patrzeć na igrzyska upiornych technologii w służbie tyranii, inwigilacji i kontroli. Odrzuca mnie widok zamaskowanych ludzi w kosmicznych skafandrach. W relacjach ktoś się cieszy z tego, że Chińczycy opracowali tak sprytny system identyfikacji twarzy, że rozpoznaje nawet te zasłonięte. Ktoś inny oprowadza po wielkiej stołówce, w której dania dostarczane są przez system taśmociągów i dźwigów. Posiłki je się przy stolikach, gdzie których każde miejsce oddzielone jest przeźroczystymi ścianami z plexi. Każdy ma swój własny sterylny paśnik. Komuś w barze za szybą robot przygotowuje drink – proporcje składników na pewno będą idealne. Wszędzie czujniki, czytniki, kamery, ekrany, maszyny. Niektóre roboty są z białka. To właśnie te w kosmicznych kombinezonach. Wszędzie dystopijny, higieniczny, czysty koszmar.

W jakimś sensie panuje demokracja, bo wszyscy są ofiarami tego koszmaru. Znika podział na szczepionych i niezaszczepionych, przetestowanych i nie, i na tych z różnymi wynikami weryfikacji sanitarnej. Na zdrowych i chorych. Kilkaset tysięcy osób w Polsce ma teraz taki status, jak Natalia Maliszewska – są sanitarnie podejrzani. I wszyscy też bez względu na to, czy są ozdrowieńcami, posiadaczami jakiegoś higienicznego paszportu, oglądają te same koszmarne widowiska, bądź w nich uczestniczą. Pewnie przykładnie zaszczepiona rodzina polskiej panczenistki przeżywa jej krzywdę. Podobnie lekarze, trenerzy, koleżanki z reprezentacji. Trochę współczuję polskiej zawodniczce, ale bez przesady. Nie załamujemy rąk nad każdym zamkniętym, płaczącym dzieckiem, nad staruszką, która nie mogła pożegnać się z bliskimi, nad złamanymi karierami i biznesami tylu ludzi. Zmarnowanymi latami życia. Po Tokio Igrzyska Olimpijskie już dla mnie nie istnieją. Pekin tylko pogłębia wrażenie upiorności. W halach, przy pustych trybunach echo niesie się, jak po wielkiej kostnicy. Zawody zombie, szkieletów i automatów. Pandemia koronawirusa przeszła w pandemię psychozy.

Poglądy wyrażane przez blogerów publikujących dla WEI mogą nie być zgodne z oficjalnym stanowiskiem think-tanku.

Inne wpisy tego autora