Część I
Wyjątkowa sytuacja pandemii wymusza stosowanie wyjątkowych środków, łącznie z przykrymi obostrzeniami dla części ludzi, którzy nie chcą poddać się szczepieniu – to zdanie, które w różnych wariantach mogliśmy przez ostatnie kilkadziesiąt miesięcy usłyszeć niezliczoną ilość razy, bo padły z niezliczonych ilości ust. Większość ekspertów, prawników, konstytucjonalistów, obrońców demokracji, dziennikarzy, polityków i aktywistów albo nie ma z tym zdaniem kłopotu i je afirmuje, albo milczy. Bez stawiania pytań. Postawa akceptująca uchylenie praw części społeczeństwa obarczona jest szeregiem wątpliwości, które można zgrupować w obrębie czterech fundamentów – prawnym, etycznym, logicznym i psychologicznym.
Zanim przejdę do omówienia poszczególnych kategorii, mała dygresja: nie mam zamiaru koncentrować się na wątkach ściśle medycznych. Od tego są lekarze, wirusolodzy, eksperci. Doceniając odkrycie Pasteura, przyjmuję ich wykładnię głoszącą, że szczepienia przeciw COVID-19 w wielu przypadkach przeciwdziałają śmierci i hospitalizacji pacjentów, w statystykach widać korelację pomiędzy poziomem szczepień a redukcją zgonów. Z tym nie dyskutuję, nie mam kompetencji. Pytanie jest inne: czy posiadając wiedzę o skuteczności szczepionek, można z czystym sumieniem prowadzić politykę restrykcji, obostrzeń i różnicowania obywateli na nieznaną w przeszłości skalę, podporządkowując wszystko kryterium medycznemu? Sądzę, że nie. I postaram się to udowodnić.
Fundament I – prawo
Najbardziej polaryzującą kwestią przeciwdziałania koronawirusowi na świecie, jest polityka wdrażania paszportów covidowych. Wiąże się ona z nałożeniem na część ludzi ograniczeń w prowadzeniu dotychczasowego trybu życia. Skala tego zjawiska przybiera różne formy; od niewpuszczania niezaszczepionych obywateli do restauracji i przybytków kultury, jak ma to miejsce we Francji, przez niewpuszczanie ich nawet do autobusu, jak dzieje się we Włoszech, po przymusową izolację domową a później przymus szczepienia, jak niedawno zaordynowano w Austrii. Nie można nie wspomnieć o Australii, która wdrożyła system izolowania swoich obywateli w specjalnie przygotowanych obozach kwarantanny.
W toku prac nad wdrażaniem paszportu sanitarnego Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy 27 stycznia 2021 roku wydało rezolucję o niemożności dyskryminowania obywateli Unii ze względu na brak szczepienia przeciw koronawirusowi. Rezolucja nie miała charakteru obowiązującego i szybko poszła w niepamięć. Pozostało jednak pytanie, na które nie potrafię znaleźć jednoznacznej odpowiedzi, mianowicie: na jakiej podstawie prawnej można zabronić części społeczeństwa wstępu do ogólnodostępnych miejsc typu kina czy restauracje? Nie ma tu uwzględnienia woli prywatnego właściciela, który poglądu rządu może nie podzielać. Jak ma się to do prawa własności? Co, jeśli niezaszczepiony jest sam właściciel takiego miejsca? Sprawa wydaje się jeszcze bardziej kuriozalna w przypadku komunikacji publicznej we Włoszech – odmawia się wstępu osobom niezaszczepionym do autobusów, których utrzymanie idzie z podatków obywateli. Także tych niezaszczepionych. Sprawa obowiązku szczepień przeciw COVID-19 budzi z kolei sprzeciw, gdyż zabiegi medyczne powinny odbywać się za zgodą danego człowieka, nie wbrew jego woli. Konstytucjonalista, profesor Ryszard Piotrowski w wywiadzie pt. „Ofiarami wirusa nie mogą być prawa człowieka”, którego udzielił Dziennikowi Gazecie Prawnej, przekonywał, że taki obowiązek w Polsce budziłby wątpliwości natury prawnej: „Gdyby coś podobnego miało być wprowadzone w Polsce, na pewno pojawiłyby się zastrzeżenia natury konstytucyjnej, przede wszystkim takie, czy wprowadzenie obowiązkowych szczepień jest konieczne i czy jest proporcjonalne – innymi słowy, czy dobro, które poświęcamy, w tym wypadku wolność, jest rzeczywiście mniejsze niż dobro, które być może niezbyt skutecznie w ten sposób chronimy – czyli zdrowie publiczne. Zdania w tej kwestii na pewno byłyby podzielone. Nasza konstytucyjna wolność jednostki pojmuje indywidualistycznie, a nie kolektywistycznie”. Obecna sytuacja doprowadziła do tego, że w niektórych państwach osobom bez szczepienia przeciw koronawirusowi utrudnia się dostęp do pracy.
Zwolennicy paszportów sanitarnych w Polsce podają przykład błyskawicznej i skutecznej walki z ospą we Wrocławiu przed kilkudziesięciu laty, inni mówią, że w minionych wiekach ludzi roznoszących zarazę izolowało się bez dyskusji, skazywało na banicję lub po prostu zabijano. W przypadku pierwszym mamy do czynienia z państwem PRL, w drugim z działaniami prowadzonymi w średniowieczu. Nie były to systemy demokratyczne, mówimy o wątłych podwalinach prawnych systemu komunistycznego lub całkowitym bezprawiu. Demokracja daje nam w spadku prawa człowieka, godność, ontologiczne i przyrodzone prawa przejawiające się między innymi w możliwości swobodnego przemieszczania po kraju, prawie do pracy itp.
Kolejnym problemem jest sprawa specyfiki obecnej choroby. W przypadku ospy w PRL-u, czy trądu w średniowieczu nie było wątpliwości: osoby chore posiadały ewidentne objawy pozostawiające ślady na ciele. Paszporty sanitarne uniemożliwiają z kolei dostęp do wspomnianych przybytków także niezaszczepionym osobom zdrowym, w większości osobom zdrowym, gdyż do tej pory nie mieliśmy sytuacji by w danym kraju, w jakimkolwiek okresie większość chorowała. Następuje zatem stygmatyzacja nie chorego, lecz tylko potencjalnie chorego. Ten fenomen nazywam odwróconą zasadą domniemania niewinności – osoby niezaszczepione zostają umownie, a priori uznane za chore i pozbawione praw.
Na czym jeszcze zwolennicy paszportów sanitarnych opierają swoje przekonanie o potrzebie utrzymywania paszportów covidowych? Odwołują się do ich skuteczności w hamowaniu transmisji choroby (o tym później), uważają, że przemawia za nimi nauka, odwołują się do empatii, potrzeby społecznej, porządku publicznego, stanu wyższej konieczności. Jak jednak umocować to prawnie? Na jakiej zasadzie uchylić w bardzo poważnym stopniu prawa milionom obywateli, które profesor Piotrowski nazwał ukrytą formą przymusu? Włoski filozof Giorgio Agamben przekonuje, że mamy tu do czynienia z permanentną anomią, zjawiskiem uchylenia prawa na mocy niejasnych przesłanek i twierdzeń: „To unieważnienie pewności prawa (…) oznacza radykalną zmianę nie tylko w naszym stosunku do porządku prawnego, ale w samym naszym sposobie życia, ponieważ wiąże się z życiem w państwie znormalizowanej bezprawności. Paradygmat prawa zostaje zastąpiony paradygmatem niejasnych klauzul i formuł, takich jak »stan konieczności«, »bezpieczeństwo«, »porządek publiczny«, które same w sobie są nieokreślone, wymagają interwencji, aby je określić. Nie mamy już do czynienia z prawem czy konstytucją, ale ze zmienną mocą prawa, którą, jak widzimy dzisiaj, mogą przyjąć komisje i osoby, lekarze czy eksperci zupełnie niezwiązani z systemem prawnym (…). Jest to rodzaj czysto administracyjnego Lewiatana, który ma działać w interesie społeczności, nawet łamiąc nakazy prawa i konstytucji, aby zapewnić i pokierować nie tyle swobodnym wyborem obywateli, ile tym, co Sunstein nazywa żeglownością – czyli w rzeczywistości rządzeniem ich wyborami” – mówił 11 listopada ubiegłego roku podczas wykładu w Wenecji. Jeszcze wcześniej, bo 13 kwietnia 2020 r. napisał: „I trudno sobie wyobrazić, jak po wyczerpaniu czasowej ważności dekretów nadzwyczajnych można utrzymać ograniczenia wolności, jak zapowiedziano. Z jakimi legalnymi urządzeniami? Ze stałym stanem wyjątkowym? Zadaniem prawników jest weryfikacja przestrzegania zasad konstytucji, ale prawnicy milczą (…). Norma, która mówi, że trzeba się wyrzec dobra, aby je ocalić, jest tak samo fałszywa i sprzeczna jak ta, która w celu ochrony wolności wymaga wyrzeczenia się wolności”.
Do rozważań Agambena można dodać, iż w sporze zwolenników obostrzeń i jego przeciwników, tylko ta pierwsza grupa może się radykalizować i iść dalej, gdyż nie można bardziej radykalnie chcieć powrotu do normalności, nie można bardziej nie chcieć paszportu sanitarnego. Grupa pierwsza z czasem swój przekaz zaczęła konsekwentnie radykalizować, a także poszerzać definicję wroga – antyszczepionkowca.
Zbyt dużo czasu zajęłaby nam analiza innych wdrażanych przez państwa ograniczeń typu; zakazy zgromadzeń, zamykanie lasów, obowiązek pozostania w domu, godzina policyjna. Warto zaznaczyć, że z czasem w wielu krajach, w tym Polsce, niektóre narzucane restrykcje zostały przez sądy zakwestionowane.
Fundament II – etyka
Kolejną sprawą jest moralny koszt wdrażanych obostrzeń. Na wiele miesięcy, wiele europejskich państw uchyla część praw i swobód swoim obywatelom. To siłą rzeczy sytuuje ich na pozycji obywateli drugiej kategorii. W toku pomysłów na rozróżnienie jednej grupy od drugiej padały różne pomysły. W Niemczech i Austrii pojedyncze głosy eksperckie rzuciły nawet koncepcję oznakowania niezaszczepionych specjalnymi opaskami, co wzbudziło spodziewane skojarzenia. W przestrzeni medialnej padają coraz mocniejsze słowa. W debacie publicznej mogliśmy usłyszeć zdania twierdzące, że: „Osoba niezaszczepiona jest potencjalnym mordercą”. Pamiętam, jak zdjęcie przedstawiające policjantów pałujących człowieka, udostępnił u siebie publicysta Witold Jurasz, opatrując to komentarzem: „Tak należy dyskutować z antyszczepionkowcami”, z kolei poseł Lewicy, Tomasz Trela, często używa określenia „bestie antyszczepionkowe”. Przykłady można mnożyć w nieskończoność, poczynając od „pandemii niezaszczepionych” Joe Bidena. Osobiście doznałem szoku, gdy mój kolega, człowiek dobry i umiarkowany, oznajmił mi, że według niego osoby niezaszczepione winny być systemowo ubezwłasnowolniane, gdyż stanowią zagrożenie dla innych.
W oczy rzuca się lekkość, z jaką publicyści, komentatorzy i politycy mówią o potrzebie nałożenia na niezaszczepioną część społeczeństwa ograniczeń. Bez chwili zawahania. I to w taki sposób, jakby ludzie ci byli nie podmiotem, lecz przedmiotem dyskusji. Inna sprawa, to bardzo rzadkie przypadki, by ktokolwiek próbował bez moralnej, negatywnej oceny spojrzeć na problematykę z innej perspektywy. Takie głosy są, poza potrzebą lub koniecznością wynikającą z doproszenia do politycznego stolika, zwyczajnie niebrane pod uwagę, pomijane. Czy można to usprawiedliwiać? Profesor Michał Bilewicz, psycholog społeczny i socjolog często podejmujący temat wykluczenia i dehumanizacji, akurat w sprawie osób niezaszczepionych nie miał dylematów: „Niezaszczepieni powinni stać w upale w długich kolejkach, podczas gdy zaszczepieni wchodzą na preferencyjnych warunkach” – pisał na Twitterze. Bilewicz jest zdania, że tego typu mechanizmy skutecznie przełamywałyby „społeczny egoizm” części ludzi.
Filozof i eseista, Paweł Mościcki pracujący w Instytucie Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk przekonuje z kolei, że na mocy prowadzenia polityki anty-covid wobec osób bez szczepienia udało się zrealizować już pięć z ośmiu etapów ludobójstwa wyodrębnionych przez wybitnego badacza tematyki masowych mordów, profesora Gregorego H. Stantona: Klasyfikacja (my i oni), Symbolizacja („foliarze”, „płaskoziemcy”), Dehumanizacja („covidowi debile”, „szkodnicy, których trzeba izolować”), Organizacja (paszporty sanitarne, wyodrębnione obostrzenia) i Polaryzacja (szczucie jednych na drugich). „Nie twierdzę, że zrealizujemy dalsze, nie chcę epatować historycznymi porównaniami. Zwracam tylko uwagę, że mroczne mechanizmy przemocy są obecne wokół nas i nie wolno ignorować naszego uwikłania w ich przebieg. Po pierwsze »klasyfikacja«, czyli ostry rozdział na »my« i »oni« który usuwa z pola widzenia wszystkie niuanse lub inne podziały, stając się podstawowym rozróżnieniem, narzędziem generalnej selekcji ludności. Wyrwa między zaszczepionymi i niezaszczepionymi ma być absolutna – tym drugim według niektórych projektów (i niektórych wprowadzonych już w życie rozporządzeń) ma się odmawiać właściwie w całości prawa do uczestnictwa w życiu społecznym (…). Niezaszczepieni stali się do tego z automatu antyszczepionkowcami, narzucono im poręczną i nad wyraz pojemną tożsamość, która w dodatku nieustannie się rozszerza, a o jej zakresie każdorazowo decyduje druga strona (…). W tak skonstruowaną zbiorowość można wyprojektować wszystko, co leży nam na sercu. Że pandemia się nie kończy, że ekonomia się wali, że system ma nas gdzieś, że społeczeństwo jakieś takie szarobure i wschodnioeuropejskie. Niezaszczepieni zostali obarczeni odpowiedzialnością za wszystkie niedogodności pandemii, a nawet za samo jej trwanie. Zmienili się – jak każda grupa poddawana wykluczeniu – w nieokreślone, ale dobrze zlokalizowane źródło wszystkich lęków. Bez wyjątku są też oczywiście płaskoziemcami i foliarzami” – pisze w swoim tekście „Spiski: Pandemia wrogości”.
Niezaszczepieni stali się dla wielu wrogiem klasowym numer jeden, sumą wszystkich nieszczęść, dzisiejszym bolszewikiem, kozłem ofiarnym, którego można lżyć, jedyną mniejszością, którą można otwarcie i bez ceregieli pogardzać. W niektórych miejscach jest to wręcz pożądany, „rozpoznawczy” znak ideowych pobratymców.
Nie ma wątpliwości, że zwolennicy obostrzeń sanitarnych przemawiają w swoim mniemaniu z oświeconych, egalitarnych, a przede wszystkim naukowych pozycji. Ich przeświadczenie o konieczności i słuszności podejmowanych działań jest tak duże, że nie pozostawia miejsca na wątpliwości i pytania. Psychoterapeuta Wojciech Eichelberger w wywiadzie dla Polska The Times wskazał na jeszcze jedno zarzewie nieporozumień, kwestię wiary. Według niego generalnie im bardziej ateistyczne nastawienie jednostek, tym bardziej kurczowe trzymanie się obecnego życia, nawet za cenę ograniczenia wolności, szczególnie jeśli dotyczyć miałoby ono innych. Z kolei osoby bardziej religijne, wierzące, że ich istnienie nie kończy się po śmierci, nie są skłonne bezwarunkowo oddawać swobód obywatelskich i absolutnie poddać się przekazom ekspertów: „Można zasadnie przypuszczać, że ci z nas, którzy nie wierzą w zbawczą moc powszechnych, powtarzających się szczepień albo nie widzą potrzeby podejmowania ryzyka z tym związanego, to ci, którzy wierzą w życie pozagrobowe lub przynajmniej intuicyjnie przeczuwają jakąś inną postać pośmiertnego istnienia – a więc nie boją się śmierci lub mniej się jej boją. Natomiast ci z nas, którzy wierzą w uratowanie siebie i świata dzięki powszechnym szczepieniom i czynią z tego cel tak jednoznacznie szlachetny, że w ich odczuciu uświęca on wszelkie środki – to są ci, którzy nie wierzą w żadną wersję istnienia poza granicą śmierci ciała” – mówił.
Giorgio Agamben w wymiarze etycznym konkluduje, że obecna sytuacja jest następstwem swoistego, holistycznego upadku naszej cywilizacji, a pandemia koronawirusa nie jest przyczyną, lecz skutkiem owego kolapsu: „Nie mogę nie pamiętać, z jaką siłą i z jakim przerażeniem Paolo Pasolini i Elsa Morante w tych latach sześćdziesiątych, które teraz wydają się o wiele lepsze od obecnych, potępiali nieludzkość i barbarzyństwo, które widzieli, jak narastały wokół nich. Dziś mamy doświadczenie – z pewnością nieprzyjemne, ale może prawdziwsze niż poprzednie – bycia już nie na progu, ale w obrębie tego intelektualnego, etycznego, religijnego, prawnego, politycznego i ekonomicznego bankructwa, w ekstremalnej formie, w jakiej było. Biorąc: stan wyjątkowy zamiast prawa, informację zamiast prawdy, zdrowie zamiast zbawienia i medycynę zamiast religii, technologię zamiast polityki”.
Poglądy wyrażane przez blogerów publikujących dla WEI mogą nie być zgodne z oficjalnym stanowiskiem think-tanku.
Podoba Ci się ta treść? Chcesz czytać więcej rzeczy, które wydajemy i publikujemy? Wejdź na stronę naszego wydawnictwa! ? wydawnictwo.wei.org.pl
Część II znajduje się TUTAJ.