Świat produkuje coraz więcej żywności na coraz mniejszej powierzchni dla coraz większej liczby ludzi. I nawet zablokowanie przez Rosję eksportu żywności z Ukrainy nie odwróci tego trendu.
W 1800 r. na przeciętnego mieszkańca planety przypadało ok. 2 tys. kcal dziennie. Populacja Ziemi liczyła wtedy ok. 1 mld osób, a w skali globu produkowano ok. 2 bln kcal. Dzisiaj podaż kalorii na jednostkę przekracza 3 tys., a w USA sięga nawet ponad 3,7 tys. kcal. Światowa populacja wynosi już 8 mld, co oznacza, że producenci żywności wytwarzają przynajmniej 24 bln kcal dziennie. Co więcej, mimo że produkcja kalorii zwiększyła się w ciągu ostatnich 200 lat 12-krotnie, powierzchnia wykorzystywanych gruntów rolnych wzrosła jedynie pięciokrotnie. A to nie koniec.
(…)
8 tys. lat przed Chrystusem na Ziemi żyło ok. 5 mln ludzi. W jego latach było to już 300 mln. Gdyby nie rewolucja neolityczna (czyli okres rozwoju rolnictwa), 60-krotny przyrost populacji nie miałby miejsca. Owszem, w kolejnych wiekach ludzkość regularnie nękały plagi głodu, ale nigdy nie odwróciły wzrostowego trendu – społeczeństwa coraz skuteczniej uprawiały i przetwarzały żywność, ale także gromadziły jej zapasy. Do osiągnięcia sytości brakowało im już tylko powstania zglobalizowanego systemu kapitalistycznego, który dał bodźce do odkrywania nowych metod produkcji żywności i jej skalowania.
Jak na ironię, pierwsi wybitni teoretycy tego systemu, jak ekonomista Thomas Malthus, wieszczyli nieuchronność klęski głodu. Produkcja żywności miała nie nadążyć za skokowym wzrostem populacji. Byli w błędzie – nie dostrzegali tego, czym kapitalizm jest, a jest – jak to ujmuje Ridley – „maszyną do zbiorowego rozwiązywania problemów”. Jednym z kluczowych odkryć pozwalających na uniknięcie klęski było opracowanie metody wytwarzania nawozu sztucznego.
(…)
Kolejną technologią, która powoduje wzrost efektywności produkcji żywności i w długiej perspektywie pozwala na zmniejszanie powierzchni gruntów rolnych, są manipulacje genetyczne.
Mimo że inżynieria genetyczna pozwala produkować więcej żywności przy mniejszym zużyciu zasobów argumenty anty-GMO w końcu przyczyniły się do wprowadzania przez niektóre kraje zakazów. W 2002 r. nieżyjący już prezydent Zambii Levy Mwanawasa zablokował np. pomoc żywnościową dla kraju obejmującą zboża modyfikowane genetycznie, nazywając je „trucizną” (2,5 mln mieszkańców było wówczas dotkniętych głodem). Zakaz importu żywności GMO został tam zniesiony dopiero w 2019 r. Zresztą jej akceptacja na całym świecie wzrosła – w 2019 r. aż 94 proc. upraw soi na świecie stanowiła soja GMO.
(…)
Gdy przystępowaliśmy do Unii, jedną z największych obaw, na której pogrywali eurosceptycy, można było streścić następująco: „Przyjdzie Niemiec i zalesi Polskę, żeby mieć gdzie urządzać polowania”. W rzeczywistości nie powinniśmy byli obawiać się takiej wizji – choć z pewnym zastrzeżeniem. Oto wskazane i pożądane jest nie tylko zalesienie Polski (mowa oczywiście o lasach powstających w miejsce upraw rolnych), lecz także pozostałych państw Unii. Obecnie lasy stanowią ok. 41 proc. jej terytorium, ale możemy sobie wyobrazić, że ten odsetek sięga 50 proc. Szkoda tylko, że gospodarka leśna nie jest i nigdy nie była oczkiem w głowie ani Niemców, ani nikogo innego w UE – np. w latach 2015–2020 r. przeznaczono na nią 8,2 mld euro, czyli zaledwie 2,5 proc. wydatków na wspólną politykę rolną.
Cały tekst można przeczytać, klikając TUTAJ.