W 1800 r. na przeciętnego mieszkańca planety przypadało ok. 2 tys. kcal dziennie. Populacja Ziemi liczyła wtedy ok. 1 mld osób, a w skali globu produkowano ok. 2 bln kcal. Dzisiaj podaż kalorii na jednostkę przekracza 3 tys., a w USA sięga nawet ponad 3,7 tys. kcal. Światowa populacja wynosi już 8 mld, co oznacza, że producenci żywności wytwarzają przynajmniej 24 bln kcal dziennie. Co więcej, mimo że produkcja kalorii zwiększyła się w ciągu ostatnich 200 lat 12-krotnie, powierzchnia wykorzystywanych gruntów rolnych wzrosła jedynie pięciokrotnie. A to nie koniec.

(…)

8 tys. lat przed Chrystusem na Ziemi żyło ok. 5 mln ludzi. W jego latach było to już 300 mln. Gdyby nie rewolucja neolityczna (czyli okres rozwoju rolnictwa), 60-krotny przyrost populacji nie miałby miejsca. Owszem, w kolejnych wiekach ludzkość regularnie nękały plagi głodu, ale nigdy nie odwróciły wzrostowego trendu – społeczeństwa coraz skuteczniej uprawiały i przetwarzały żywność, ale także gromadziły jej zapasy. Do osiągnięcia sytości brakowało im już tylko powstania zglobalizowanego systemu kapitalistycznego, który dał bodźce do odkrywania nowych metod produkcji żywności i jej skalowania.

Jak na ironię, pierwsi wybitni teoretycy tego systemu, jak ekonomista Thomas Malthus, wieszczyli nieuchronność klęski głodu. Produkcja żywności miała nie nadążyć za skokowym wzrostem populacji. Byli w błędzie – nie dostrzegali tego, czym kapitalizm jest, a jest – jak to ujmuje Ridley – „maszyną do zbiorowego rozwiązywania problemów”. Jednym z kluczowych odkryć pozwalających na uniknięcie klęski było opracowanie metody wytwarzania nawozu sztucznego.