Iluzja wyjątkowości. Nawet sami pracownicy banków centralnych sądzą, że potrzebne są zmiany – Wywiad

Doceniasz tę treść?

Od dobrych kilku dekad uczucie niepewności nie było tak dojmujące, a równie przytłaczające jest przekonanie, że nie wiadomo, co znajduje się za horyzontem. Z Larsem Peterem Hansenem rozmawia Sebastian Stodolak

Jak radzą sobie banki centralne ze zwalczaniem inflacji? Wydaje mi się, że niezbyt dobrze.

Mogłyby lepiej.

Właśnie. Tymczasem pojawiają się głosy, że należy dać im więcej zadań. Nie dość, że banki nie wywiązują się z tych już im powierzonych, to jeszcze chce się je np. wykorzystywać do walki z globalnym ociepleniem. Czy to rozsądne?
Zmiany klimatyczne to poważny problem, ale jednocześnie istnieje bardzo duża doza niepewności co do tego, jaki dokładnie będzie wpływ człowieka na klimat w długim okresie i jakie szkody gospodarcze będą tego efektem. Ta niepewność nie oznacza jednak, że powinniśmy pozostać bezczynni. Przyczyna jest prosta: działanie teraz będzie mniej kosztowne niż działanie w przyszłości. Zwłaszcza że istnieje też niezerowa szansa, że ze zmianami klimatu wiążą się jeszcze nieznane nam ryzyka.
Czyli banki centralne uwzględniające w swojej polityce pieniężnej walkę o klimat to dobra idea?
Chwileczkę. Jedną rzeczą jest identyfikacja problemu, inną ocena, kto i w jaki sposób powinien go rozwiązywać. Mam wrażenie, że polityka pieniężna nadaje się ku temu w mniejszym stopniu niż polityka fiskalna. Można np. opodatkować bardziej konsumpcję paliw, zakładając, że dodatkowe zyski z opodatkowania będą sensownie wykorzystywane. Mam na myśli to, że jeśli ciężar podatków klimatycznych spada tylko na część populacji, w tym wypadku kierowców czy przemysł, wytwarza to w tej grupie opór i tylko skierowanie wpływów podatkowych na rozsądne, mądre wydatki może ten opór złagodzić. Możemy z tych wpływów subsydiować zielone przedsięwzięcia biznesowe i technologie. To mogłoby być warte rozważenia. Ale już finansowanie tych zielonych przedsięwzięć z pomocą polityki pieniężnej, które uczyniłoby z banków kapitalistów inwestycyjnych, nie jest mądrym posunięciem. Przecież nie ma nawet jasności co do tego, jak skuteczne są rządy w realizacji takich zadań, a co dopiero bankierzy centralni. Jeszcze raz: walka ze zmianami klimatu powinna być domeną polityki fiskalnej, a nie pieniężnej.
Czyli nie ma tu miejsca dla banków centralnych?
Nie, bo odciągnęłoby to ich uwagę od realizacji innych celów. Weźmy choćby kwestię osiągania stabilności finansowej. Gdyby banki centralne naprawdę zaczęły zajmować się zmianami klimatu, a jednocześnie stabilność finansowa byłaby zagrożona, próba jej utrzymania mogłaby wykluczać się z realizacją wyzwań klimatycznych i mielibyśmy bardzo poważny problem dla całego systemu: czemu nadać priorytet? Zwłaszcza że dzisiaj wyzwania stojące przed nami, jeśli chodzi o stabilność finansową, mają inną naturę niż w przeszłości.
A umiemy już zabezpieczać się na wypadek przyszłych kryzysów – tak, by np. nasze banki nie upadły, a deponenci nie tracili pieniędzy?
To wciąż otwarta kwestia. Były próby stworzenia mechanizmów bezpieczeństwa, należą do nich prowadzone od ok. 30 lat stress testy, czyli symulacje sprawdzające, czy dane poziomy płynności i kapitału są wystarczające, by przetrwać sytuacje kryzysowe. Niemniej nie uważam, że te stress testy są szczególnie skuteczne czy przydatne. Są raczej ze strony banków centralnych próbą pokazania, że coś robią, że nie ignorują problemu.
Chcą pokazać, że nie są bezczynne.
Dokładnie.
Tak samo z globalnym ociepleniem – robi się rzeczy tylko po to, by pokazać, że się je robi, mimo że ich skuteczność jest niewielka…
Cóż – tak… Myślę, że nastrój – „To wielki problem! I my z nim coś zróbmy!” – zaczął się udzielać także bankom centralnym i stąd ich zainteresowanie klimatem. Ale one nie mają dobrych narzędzi, są nieprzydatne. Skąd miałyby wiedzieć, które zielone inwestycje są warte wsparcia, a które nie? Bankierzy centralni są, jak sądzę, pod silną presją, by przyłączyć się do działań klimatycznych. Nie powinniśmy jej na nich wywierać.
Banki centralne nie są idealnymi instytucjami, to już ustaliliśmy. Czy wobec tego potrzebują reformy?
Nawet sami pracownicy banków centralnych sądzą, że potrzebne są zmiany. Trudno jednak uogólniać – w zależności od danego banku centralnego i jego umiejscowienia w systemie mowa o dużych reformach bądź niewielkich korektach. Tam, gdzie banki są blisko polityki, potrzeba poważnych zmian. W USA na szczęście bank centralny utrzymuje dość sporą niezależność od rządu, co umożliwia mu prowadzenie debaty wewnętrznej i podejmowanie lepszych decyzji. By banki centralne mogły zachować odpowiedni dystans od polityki, powinny trzymać się bardzo dobrze zdefiniowanych i osiągalnych mandatów. Historycznie rzecz biorąc, Fed był blisko tego ideału. Ale trzeba wrócić tu do globalnego ocieplenia. Jeśli – obok dbania o ceny – banki otrzymają mandat do walki z nim, zostaną obarczone zadaniem nie do wykonania, a jednocześnie zbliżą się niebezpiecznie do polityki. Co więcej, sytuacja w strefie euro jest inna niż w USA. Nie ma w niej wspólnej polityki fiskalnej, więc dopisanie walki o klimat do mandatu Europejskiego Banku Centralnego rodzi dodatkowe problemy i wyzwania.
Jeśli chcesz przeczytać więcej, kliknij TUTAJ.

Inne wpisy tego autora

Czas na rewolucję w polskiej służbie zdrowia

W Polsce znów rozgorzała debata o finansowaniu służby zdrowia, tym razem po wprowadzeniu nowych zasad naliczania podatku zdrowotnego, dla niepoznaki zwanego składką. Cieszą się ci,