Uwielbiamy całe zło świata nazywać irracjonalnym. Może dzięki temu czujemy się lepiej? Ale to niczego nie rozwiązuje i nie daje nam narzędzi do walki ze złem. Z Robertem Aumannem dla „Dziennika Gazety Prawnej” rozmawia Sebastian Stodolak.
Dziś zajmiemy się wojnami. Badał pan je przez całe życie, patrząc na nie jako ekonomista i teoretyk gier. Wykład noblowski zatytułował pan „Wojna i pokój”. Dlaczego skoncentrował się pan na tym zagadnieniu?
Bo wojna jest z nami od zarania cywilizacji, bo nic w historii nie jest bardziej stałym zjawiskiem. Jako ekonomistę, matematyka i teoretyka gier zawsze interesowało mnie pojęcie racjonalności. W tym wykładzie chciałem zwrócić uwagę na to, że zbyt często postrzegamy wojnę jako zjawisko nieracjonalne. Tak ją postrzegając, ludzie sądzą, że promowanie przekonania o jej nieracjonalności jest dobre, bo zapobiega konfliktom. Jeśli jednak wojna jest naprawdę czymś nieracjonalnym, to jak można jej zapobiec? To niemożliwe. Można to czynić tylko wówczas, gdy jest racjonalna. I jest.
W ostatnich latach obserwujemy wzrost globalnych napięć, które pokazują nam raczej, jak bardzo nieracjonalni jesteśmy zarówno jako jednostki, jak i kolektyw. Takie przynajmniej można odnieść wrażenie.
Uwielbiamy całe zło świata – od prześladowań na tle rasowym po wojny – nazywać irracjonalnym. Może dzięki temu czujemy się lepiej? Ale to niczego nie rozwiązuje i nie daje nam narzędzi do walki ze złem. Tymczasem spojrzenie na takie zjawisko jak wojna przez pryzmat homo oeconomicusa daje nam konstruktywne wskazówki. Na przykład model taki potwierdza starą prawdę, że jeśli chcesz pokoju, to szykuj się do wojny. Wybuchowi konfliktu między ZSRR a USA zapobiegł fakt, że w powietrzu latały bombowce z bronią nuklearną, a nie dążenie do rozbrojenia. I to można udowodnić matematycznie.
Pan mimo wszystko bardzo mocno wierzy w ludzką racjonalność, prawda?
Wykazałem, że dwóch racjonalnych dyskutantów nie może pozwolić sobie na niezgodę co do faktów, jeśli posiadają wspólną wiedzę i posługują się poprawnymi regułami wnioskowania. Wykazałem to matematycznie i to jest w 100 proc. pewne twierdzenie. Ale czy to oznacza, że wierzę w racjonalność? To pewien ideał, a ludzie nie są elementami równań matematycznych i np. celowo wprowadzają się w błąd, kłamią, a także błądzą. Zarówno kłamstwo, jak i pomyłka uniemożliwiają dojście do porozumienia.
Czy to dojmujące wrażenie, że dzisiaj mamy do czynienia ze wzrostem poziomu niezgody, jest pana zdaniem słuszne? Gdyby porównał pan stan debaty publicznej z dzisiaj z tym sprzed półwiecza, jaki byłby wynik?
Coraz więcej ludzi odrzuca fakty. Weźmy zwolenników i przeciwników szczepień. Nie mam problemu z tym, że ktoś nie chce się zaszczepić, to jego prawo jako człowieka, ale gdy zaczyna opowiadać, że wraz z preparatem jest mu wstrzykiwany mikroczip, to zwyczajnie nagina fakty czy wymyśla je po to, by uzasadniały jego opinię. Natomiast prawo człowieka polegające na odmowie zaszczepienia nie oznacza, że idzie za nim w parze prawo polegające na nieponoszeniu konsekwencji.
Ma pan na myśli ograniczenia dla niezaszczepionych?
Tak. Możesz przekraczać limity prędkości, ale wiedz, że dostaniesz mandat. I że ten mandat będzie słuszny, bo jadąc zbyt szybko, narażasz nie tylko siebie, ale i innych. Nieszczepienie się jest w porządku, o ile umiesz uniknąć narażenia innych na niebezpieczeństwo zakażenia, bo jeśli nie, powinieneś być gotowy na konsekwencje.
Cały wywiad można przeczytaj TUTAJ.